Reklama

Magiczna passa Legii: siedem zwycięstw z rzędu w Europie, osiem godzin bez straty gola!

redakcja

Autor:redakcja

02 października 2014, 21:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

Siedem! Siódme zwycięstwo z rzędu Legii w europejskich pucharach. Wydawałoby się, że to całkowicie nierealna passa. A jednak – prawdziwa! Mistrz Polski może i się czasami męczy, może i nie zawsze miażdży przeciwnika tak, jak zmiażdżony został Celtic. Ale najważniejszy jest rezultat: siedem wygranych, jedna po drugiej. Niebywałe! A ostatni stracony gol? Trzeba się cofnąć jeszcze do pierwszego spotkania ze Szkotami. Od tamtej pory legioniści spędzili na boisku ponad osiem godzin.

Magiczna passa Legii: siedem zwycięstw z rzędu w Europie, osiem godzin bez straty gola!

Na ten moment Legia jest liderem grupy i ma otwartą drogę do awansu. Ta utęskniona Liga Mistrzów… Może to szczęście w nieszczęściu, że jej nie ma. Pewnie czekałoby na nas tam sporo sportowego cierpienia, a w Lidze Europy – mnóstwo pozytywnych wrażeń. Dzisiaj w Turcji legioniści byli gnieceni przez mniej więcej dwadzieścia minut, ale naprawdę nie ma sensu tego rozdrapywać: grunt, że nie gnieciono ich przez minut dziewięćdziesiąt. Wywieźli punkty z gorącego terenu, a słynnego Oscara Cardozo – wcześniej taśmowo zdobywającego bramki dla Benfiki – wyłączyli jak stare radio.

Sprowadzenie Henninga Berga na ten moment wygląda na transfer dziesięciolecia w naszej lidze. Przypomnijmy, jak wyglądała pucharowa kampania Legii rok temu…

The New Saints FC – zwycięstwo
The New Saints FC – zwycięstwo
Molde FK – remis
Molde FK – remis
Steaua Bukareszt – remis
Steaua Bukareszt – remis
SS Lazio – porażka
Apollon FC – porażka

Teraz – biorąc pod uwagę tę samą liczbę spotkań…

Reklama

St Patrick’s Athletic FC – remis
St Patrick’s Athletic FC – zwycięstwo
Celtic Glasgow – zwycięstwo
Celtic Glasgow – zwycięstwo
FK Aktobe – zwycięstwo
FK Aktobe – zwycięstwo
KSC Lokeren – zwycięstwo
Trabzonspor – zwycięstwo

I zobaczmy, jak wiele w życiu zależy od przypadku. Przecież pierwszym wyborem Legii nie był Henning Berg, ale Ole Gunnar Solsjaer. Ten jednak wybrał ofertę z Premier League, z Cardiff City, z którego jednak został dość szybko wyrzucony i dziś pracy w ogóle nie ma. A Berg realizuje się w Warszawie, zdobył mistrzostwo kraju, idzie po kolejne, po drodze notując świetne wyniki na europejskich boiskach. Jak byłoby pod wodzą uśmiechniętego Norwega – nie wiadomo. Jak jest pod wodzą smutnego – wszyscy widzimy.

Teraz to już jest pewne: z tej grupy trzeba wyjść. Brak awansu będzie jednak klęską, a celować trzeba w awans z pierwszego miejsca. Legia ma wszystko w swoich rękach, widać, że jest drużyną świadomą, niestremowaną, dla której mecze w pucharach to coraz mniejsza podnieta, a coraz większa normalka. Dobrze gra para stoperów Dossa Junior – Rzeźniczak. W ogóle trochę trudno zrozumieć, że blok obronny Legii tworzy trzech Polaków (Rzeźniczak, Brzyski, Broź), zespół nie traci w pucharach gola przez ponad osiem godzin, a selekcjoner żadnego z tych zawodników nie powołuje – mimo że powołał już nawet połowę województwa śląskiego…

Dzisiaj najlepszy był Michał Kucharczyk (WIĘCEJ O MECZU – TUTAJ), niezwykle waleczny, rozbiegany, szalenie zaangażowany. Jak to się mówi – grał za dwóch. A skoro za dwóch, to przede wszystkim za Michała Żyro, który na drugim skrzydle wyraźnie nie miał swojego dnia (no, Radović też nie błyszczał jakoś szczególnie). Bardzo dobrze grał też Vrdoljak, który do solidnej defensywy dołożył też bardzo mądrą asystę, wspaniałą interwencję zanotował Duszan Kuciak. Pierwsza połowa była świetna, druga fragmentami średnia, fragmentami słaba, fragmentami – bardzo słaba. Niemniej wszystko co na boisku stworzyli gospodarze, wynikało wyłącznie z chaosu. Nie mieli żadnego pomysłu, by w sposób metodyczny rozmontować warszawską defensywę. A że na sam koniec mieliśmy sporo nerwów? No naprawdę, nie przesadzajmy. Trudno żeby nie było nerwów, gdy jedzie się na mecz wyjazdowy z klubem dysponującym 100 milionami euro budżetu. Lekko, łatwo i przyjemnie to można wygrać w Legnicy, a nie w Trabzonie.

Teraz legionistów czeka wyjazd na mecz z Metalistem, do pobliskiego Lwowa (zaledwie 340 kilometrów z Warszawy). Tam zrobić swoje i później już będzie z górki.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...