Korona Kielce osiągnęła absolutną maestrię w sprowadzaniu dziadów do środka pola. Gdy przypomnimy sobie o wszystkich Burdenskich, Petrakach i Zalazarach, dostajemy gęsiej skórki i zarazem odpowiedź, przynajmniej częściową, na pytanie o to, dlaczego klub ze świętokrzyskiego jest tu, gdzie jest. Obecnie “honoru” kieleckich wynalazków broni Ognjen Gnjatić. I musimy powiedzieć, że nie odstaje od zasłużonych kolegów po fachu.
Jest to o tyle niespodziewana sytuacja, że Gnjatić w przeciwieństwie do wielu z nich coś w życiu pograł. Jeśli założymy, że sam nie wpisał sobie do CV meczów zarówno w holenderskiej, jak i greckiej ekstraklasie, można było mieć wobec nieco jakiekolwiek oczekiwania. Z drugiej strony jednak – czy poważny, niebędący obrońcą piłkarz może w 184 meczach na seniorskich poziomie nie strzelić żadnej bramki? Wróć! Nie strzelić żadnej bramki przeciwnikom, bo na jego koncie były wtedy dwa samobóje. I – co równie podejrzane i zabawne – jedna jedyna asysta.
Bośniak był postacią niejednoznaczną, ale pobyt w Koronie pozwolił go zweryfikować. Niestety nie potwierdziły się podejrzenia o jego solidności, bo takim piłkarzem w Kielcach ledwie bywał. I to w porywach. Za to już wszystkie obawy okazały się w stu procentach uzasadnione. Kolejny kloc, który da drużynie tyle, że poprzesuwa się po boisku i powalczy z przeciwnikami. O ile będzie mu się chciało.
Ofensywa? Zapomnijcie. W Kielcach 28-latek powiększył swój dorobek o asystę i kolejnego samobója. W 36 meczach.
O ile będzie mu się chciało – to stwierdzenie jest kluczem. Bezpośrednią przyczyną ponownego pochylenia się nad beznadziejnością Gnjaticia jest jego występ przeciwko Rakowowi Częstochowa, po którym ląduje w jedenastce badziewiaków. Już na samym początku tego szalenie ważnego dla kielczan spotkania bośniacki bulterier rzucił się na Tudora z taką zaciekłością, że Chorwat po raz ostatni tak niepokojony był bodaj wtedy, gdy biegał samotnie po lesie dla podtrzymania formy. Bezczelne pozorowanie starań. Skończyło się bramką otwierającą wynik i – jak się później okazało – jedynym trafieniem w tym spotkaniu. Cóż za niespodzianka – chłop nie odrobił tego w trakcie meczu. Sytuacja Korony była beznadziejna, a po tej porażce w utrzymanie wierzą już tylko szaleńcy.
Wspomnianą akcję Gnajticia szerzej omówiliśmy w naszym “Boisku z tajemnicą”.
To, że trudno mówić o jednorazowym wybryku, potwierdza liczba nominacji Gnajticia do jedenastki badziewiaków. Właśnie przytulił szóstą. To wynik na poziomie największych. Wspaniała trójca to w tej chwili:
- Thomas Daehne (był też raz w kozakach),
- Ognjen Gnjatić,
- Jan Sobociński.
Doborowe towarzystwo. Dorzucić im Maniasa i Corrala i można w ramach promocji ligi jeździć po orlikach. Zapewne kilku chłopków mogłoby później usiąść przed telewizorami po to, by zobaczyć gości, których przed chwilą ogrywali.
W przypadku kozaków mieliśmy problem ze skrzydłowymi. Wyróżniło się tak wielu, że jednego wrzuciliśmy do środka, a i tak wszystkich nie zmieściliśmy. Ot, choćby Jakuba Błaszczykowskiego. To samo można powiedzieć o napastnikach, bo w jedenastce równie dobrze mogliby być też Rafa Lopes i – uwaga, uwaga – Fabian Serrarens.
Na tym nie koniec zaskoczeń, bo na nominacje do jedenastki kolejki w pełni zasłużyli również Rafał Janicki i Maciej Jankowski, którym daleko było ostatnio do takich wyróżnień. Trochę szkoda, że dominują piłkarze z grupy spadkowej, ale też wiecie, jak wyglądały mecze w górnej ósemce. Poza wczorajszym spotkaniem można było przyciąć komara.
Fot. FotoPyK