Główny problem Korony Kielce to nadal skuteczność. Złocisto-krwiści ze swoimi piętnastoma golami w dwudziestu sześciu meczach wyglądają jak Fiat Punto w salonie Mercedesa. Odstają i to mocno. Jeżeli mają się utrzymać, muszą zacząć więcej strzelać – oczywistość. Ale przy tym muszą być tak dobrzy w tyłach jak dotychczas, a akurat w tym aspekcie lista zarzutów jest znacznie krótsza. Duża w tym zasługa Marka Kozioła.
Podopieczni Macieja Bartoszka mając 30 straconych bramek, mogą się pochwalić zdecydowanie najlepszą defensywą spośród drużyn z grupy spadkowej. Mało tego: piłka częściej gościła też w siatce Rakowa Częstochowa i Lechii Gdańsk. Tyle samo razy w sieci zajmującego piąte miejsce Śląska Wrocław. Dość dobrze ta prosta statystyka pokazuje, że jeśli chodzi o zabezpieczanie tyłów, Koronie wystarczy utrzymanie status quo.
To o tyle istotne, że jeśli już kielczanie we wznowionym właśnie sezonie wygrywają, czyste konto po stronie strat zawsze było kluczowym aspektem. W sześciu przypadkach na siedem odprawiono pokonanych rywali z wynikiem 1:0. Jedyny zwycięski mecz z innym wynikiem to listopadowe 3:0 z Rakowem. Nawet tu jednak mamy znów zero z tyłu. Krótko mówiąc: jeśli Korona zgarnia pełną pulę, brak traconych goli stanowi punkt wyjścia.
EFEKTYWNOŚĆ Z TYŁU
Dziewięć z dziesięciu czystych kont jest zasługą Marka Kozioła. Jego historia pokazuje, że nigdy nie można rezygnować z marzeń. Wychowany w Nowym Sączu bramkarz jutro skończy 32 lata, a dopiero teraz udało mu się zaistnieć w Ekstraklasie. Wcześniej większość czasu spędził w Sandecji. Dwukrotnie z niej odchodził i dwukrotnie do niej wracał. Najpierw nie przebił się w Zagłębiu Lubin, do którego zresztą nowosądecki klub początkowo nie chciał go puścić. Skończyło się na dwóch ekstraklasowych występach, kończących sezon 2012/13 (0:3 z Lechią Gdańsk, 1:0 z Wisłą Kraków). Później Kozioł próbował sił w Stali Mielec. Nie prezentował się tam najlepiej, w pewnym momencie wylądował na trybunach. Myślał już nawet o skończeniu z poważniejszym graniem. Ostatecznie wrócił znów do Sandecji, mimo że miał tam na pieńku z niektórymi kibicami. W ubiegłym sezonie I ligi prezentował się znakomicie i niespodziewanie pojawiła się szansa, by jeszcze raz spróbować sił w elicie.
Szansa, jak przyznał w grudniu w rozmowie z Kubą Białkiem, wręcz nieco komplikująca mu życie.
– Trochę kłopotliwa, bo już się na to nie nastawiałem, nie chciałem nigdzie wyjeżdżać. Myślałem, że już tam [w Nowym Sączu] osiądziemy, że to już końcówka grania, a okazuje się jednak, że znowu pakujemy walizy. W Sączu mamy już swoje lokum i trzeba było trochę przeorganizować życie – tłumaczył.
Dziś Kozioł z pewnością nie żałuje przeprowadzki do Kielc.
Sezon zaczął na bocznicy, ale gdy Paweł Sokół ewidentnie nie dawał rady, wskoczył do składu. Zadebiutował w 8. kolejce przeciwko Wiśle Kraków i od tamtej pory nie opuścił już ani minuty. Kozioł daje to, czego tak bardzo wymaga się od bramkarza: stabilizację formy na dobrym poziomie. W zasadzie tylko w Łodzi z ŁKS-em wypadł ewidentnie słabiej. Przepuścił wtedy cztery gole, mógł zrobić trochę więcej. Znacznie częściej jednak robił różnicę na plus. Dziewięć czystych kont i zaledwie 30 straconych goli nie wzięło się z niczego. 32-letni golkiper ma 78 procent obronionych strzałów, co jest trzecim wynikiem w całej Ekstraklasie. Lepsi w tej statystyce są jedynie Dante Stipica i Frantisek Plach, czyli ligowa elita. Jeśli dziś niczego nie wpuści, średnio w co drugim ekstraklasowym występie będzie miał zero po stronie strat.
Jeżeli chodzi o nasze noty, Marek Kozioł ze swoją średnią 5,53 zajmuje drugie miejsce wśród bramkarzy. Lepszy tylko Dusan Kuciak z Lechii Gdańsk.
SKUTECZNOŚĆ Z PRZODU
Postawa Kozioła może być jednym z kluczy do utrzymania, ale nie jedynym. Koledzy z pola muszą zacząć wreszcie trafiać w ten przeklęty prostokąt częściej niż do tej pory. Aż w połowie meczów (13) nie udało im się to ani razu. Jeśli chodzi o mecze wyjazdowe, Korona z pięcioma golami prezentuje się zdecydowanie najgorszej ze wszystkich. Nie szokuje zatem fakt, iż jednym z dwóch najlepszych strzelców kieleckiej drużyny jest stoper Adnan Kovacević.
Na początek trzeba się dobrze zaprezentować w Płocku. Piłkarze Wisły to z kolei królowie stałych fragmentów gry. Strzelili w ten sposób 18 z 32 goli, co daje aż 56,25 procent z całego dorobku (dane ekstrastats.pl). Inna sprawa, że odkąd “Nafciarze” pod koniec października zostali sensacyjnym liderem, zupełnie spuścili z tonu. W ostatnich trzynastu kolejkach odnieśli zaledwie dwa zwycięstwa. Koronawirusowa przerwa sprawia jednak, że takie passy nie muszą mieć większego znaczenia.
Z pozoru ten mecz pachnie strasznym paździerzem, ale coś czujemy w kościach, że to może być jedno z ciekawszych widowisk w tej kolejce. Niedzielnego rosołu nie wolno przecież doprawiać byle czym.
Fot. 400mm.pl