Seria sześciu wygranych z rzędu, otwarcie wiosny wyjazdowym 1:0 z Jarotą w Jarocinie, pogoń za liderującym KKS-em Kalisz i resztą ligowej czołówki. Kotwica Kołobrzeg przed zawieszeniem rozgrywek z powodu koronawirusa miała pełne prawo myśleć o awansie na szczebel centralny. Przegrała co prawda bezpośrednie mecze z KKS-em, a także z drugą Radunią Stężyca i trzecim Świtem Skolwin, ale w rundzie rewanżowej wszystkie te zespoły miały przyjechać do Kołobrzegu, a od zatrudnienia Petera Nemca na stanowisku pierwszego trenera bilans to osiem zwycięstw i jedna porażka.
Wczorajsza decyzja wojewódzkich związków piłki nożnej o zamknięciu sezonu – co w III lidze grupie 2 oznacza awans KKS-u Kalisz – pozbawiła Kotwicę szans, by sprawdzić, czy z Nemcem u sterów udałoby się wziąć odwet na czołowej trójce w meczach domowych. I, co za tym idzie, powalczyć jeszcze o awans. Jak w Kołobrzegu zareagowali na tę decyzję? Co ona oznacza dla klubu, który zainwestował niemałe pieniądze, by znaleźć się w II lidze? O tym rozmawiamy z jej dyrektorem sportowym, Michałem Wójtowiczem.
Z tego, co się orientuję, wy bardzo chcieliście grać dalej.
– Byliśmy bardzo zainteresowani graniem, bo stracić możliwość awansu bez możliwości walki o niego bardzo boli. Co innego przegrać promocję na boisku, a co innego przegrać przez decyzję działaczy. Boli tym bardziej, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty w zimie, mimo szumu medialnego, który pojawił się wokół Kotwicy. Zrobiliśmy swoją robotę, byliśmy gotowi do walki o awans, więc nastroje są słabe.
Łudziliście się, że decyzja będzie inna po tym, jak wiceprezes PZPN Marek Koźmiński nazwał III ligę „nie aż tak ważną, zabawą”?
– Do samego końca, do dnia wczorajszego byliśmy przekonani, że jednak decyzja zapadnie jednak w duchu sportu. Że będziemy szukać rozstrzygnięć na boisku. A jeśli faktycznie nie będzie się dało grać, to będzie podjęta decyzja, po której poszkodowanych będzie jak najmniej drużyn. A w tej chwili jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy usiąść, porozmawiać co dalej. Liga się zakończyła, ale nie wiemy do końca, kiedy się zacznie. Kiedy ruszy okienko transferowe, bo jest to uzależnione też od II ligi. Nie wiemy, co z Pucharem Polski. Jesteśmy drużyną w pełni zawodową, mamy piłkarzy na kontraktach. Utrzymywać taki stan rzeczy, to naprawdę nie jest łatwa sprawa.
Decyzja, po której poszkodowanych będzie jak najmniej drużyn, czyli jaka?
– Byliśmy gotowi na każde rozwiązanie, które sugerowałoby to, żeby dograć sezon na boisku. Czy byłby to podział na grupy, czy forma jakichś baraży. Jakbyśmy przegrali wtedy na boisku, to byśmy się z tym pogodzili. A z obecną decyzją trudno się pogodzić. Tym bardziej, że może się zaraz okazać, że będziemy grać puchary, Małopolski ZPN wspominał, że chce grać. Może się okazać, że w innych III ligach będzie rozegrany baraż o awans. Nie wygląda to dobrze, by w ten sposób kończyć ligę.
Tym dziwniejsza ta decyzja wydaje się po środowej konferencji premiera Mateusza Morawieckiego, który ogłosił kolejny etap luzowania obostrzeń, a w nim umożliwienie wpuszczania na pełnowymiarowe boiska do piłki nożnej 26 osób, w tym 22 zawodników.
– Wczoraj widziałem nawet taką grafikę, że przy zachowaniu stref buforowych, na boisku może przebywać nawet 36 osób. Jeżeli okaże się, że za tydzień-dwa rząd zezwoli na organizację imprez masowych do 50 osób, to już w ogóle ta decyzja wydaje się być absurdalna.
A jak ocenia pan sam proces decyzyjny? Przerzucanie odpowiedzialności pomiędzy wojewódzkimi związkami a PZPN-em?
– Nikt nie chce podejmować niepopularnych decyzji, które kogoś na pewno skrzywdzą. Odbyło się więc zrzucenie odpowiedzialności na związek prowadzący, czyli Wielkopolskę. Nic więcej nie możemy. Od 11 marca wyłącznie przyglądamy się temu wszystkiemu, czytać w Internecie, co się dzieje, a po naszej stronie nie ma żadnej decyzyjności. To jest dla sportowców, dla klubów sportowych najgorsze.
Wie pan, jakie w lidze były proporcje zespołów, które chciały i nie chciały grać dalej w zakończonym wczoraj sezonie?
– Powiem szczerze, że nie mam takiej wiedzy. Nie wiem, jak rozkładały się proporcje, więc nie chciałbym wprowadzić nikogo w błąd.
Kotwica poczyniła spore inwestycje w skład latem – z Grzegorzem Piesio czy Adamem Pazio na czele – zimą wybrała się na obóz przygotowawczy do Turcji, co na czwartym poziomie rozgrywek standardem nie jest. Niemożebność walki o awans mocno uderza w klub?
– Nigdy nie ukrywaliśmy, że naszym celem jest walka o awans. Dlatego takie transfery, takie inwestycje. Trener Nemec też jest pewnego rodzaju inwestycją. Ciężko przepracowaliśmy zimę, byliśmy w Turcji. Celem był awans, stąd klub zainwestował spore kwoty w jego osiągnięcie. Gdybyśmy przegrali go na boisku – nie ma problemu, jasna sprawa. Ale boisko nas nie zweryfikowało, więc nastroje są w tej chwili minorowe.
Po zatrudnieniu Petera Nemca wyniki były naprawdę dobre i to chyba boli podwójnie, że mieliście w momencie przerwania rozgrywek zmierzyć się z liderem będąc w dużym gazie.
– Oczywiście. My na ten mecz niesamowicie czekaliśmy, on mógł bardzo wiele zweryfikować. Gdybyśmy przegrali, moglibyśmy uznać wyższość kaliszan, gdyby wynik był na naszą korzyść – potwierdzilibyśmy akces do awansu. Dlatego strasznie ubolewam, że wydarzyła się sytuacja z koronawirusem i zamknięciem ligi na dwa dni przed spotkaniem z KKS-em. To bardzo boli.
Piłkarze w Kotwicy w skali ligi zarabiają niemałe pieniądze, kwoty nawet pięciocyfrowe, niemałe były też w związku z tym pewnie cięcia płac potrzebne, by przetrwać okres bez piłki. Słyszałem nawet o 75-procentowych obniżkach.
– Nie mogę tego potwierdzić, bo nie jest to moja działka i nie chciałbym nikogo wprowadzać w błąd – czy są wysokie kontrakty, czy niskie, jakie były cięcia. Ja mogę powiedzieć jedno: nie było żadnych problemów z zawodnikami, jeśli chodzi o negocjacje, o renegocjacje umów. Każdy podszedł do sytuacji odpowiedzialnie i mogę tylko chłopaków pochwalić za takie podejście.
Nie było osób, które na cięcia się nie zgodziły?
– Może były jakieś małe wahania, bo utrata części dochodów to nie jest miła sytuacja. Ale nic poza tym, każdy zrozumiał sytuację i cały zespół zagrał w tej kwestii do jednej bramki. My liczyliśmy mocno na to, że sytuacja potrwa dwa tygodnie, trzy, może miesiąc. Że po tym czasie znów przystąpimy do walki o II ligę. No ale niestety, stało się jak się stało.
Straty finansowe w związku z brakiem awansu są duże?
– Sprawa jest świeża, więc trudno mi się wypowiadać na ten temat. Mam nadzieję, że nie zmienimy obranego kierunku i będziemy w przyszłym sezonie nadal bić się o II ligę. Za wcześnie jednak, by teraz o tym mówić.
A jeśli chodzi o obecnych sponsorów, partnerów? Tracą ekspozycję na dniach meczowych, co pewnie nie wszystkim pasuje. Odczuliście to już w jakiś sposób?
– Nie ma klubu, który nie odczuje sytuacji związanej z pandemią. U nas też może się to wydarzyć, że część reklamodawców będzie się chciała wycofać lub ograniczyć środki na wsparcie klubu. Miejmy nadzieję, że będzie to skala bardzo mała.
Najbardziej może zaboleć uderzenie w finanse miejskie. Kołobrzeg jest miastem dość bogatym, ale żyjącym w ogromnej mierze z turystyki, a ta branża przeżywa ogromne problemy.
– Obawy muszą się pojawić i chodzi tu o wszystkie stowarzyszenia i podmioty żyjące z miejskich dotacji. Aczkolwiek jeszcze nie mamy takich sygnałów, więc to kolejna z niewiadomych w ich ogromnej puli. Ogrom pracy organizacyjnej przed nami, żeby to wszystko poukładać. Może się okazać, że liga ruszy 1 sierpnia – takie słuchy nas dochodzą – a pod koniec lipca II liga będzie kończyć swoje rozgrywki. Nie wiadomo, co z okienkiem transferowym w takiej sytuacji, niektórzy piłkarze mogą wchodzić z sezonu w sezon. Niewiadomych jest tak dużo i tyle problemów przed nami, że musimy być bardzo wytrwali.
Co dla pana, jako dla dyrektora sportowego, jest w tym momencie największym wyzwaniem? Co pochłania obecnie najwięcej pana czasu i energii?
– Jestem dyrektorem sportowym, ale jestem też oddelegowany do pracy z młodzieżą i budowania struktur młodzieżowych w Kołobrzegu. Czas pandemii wykorzystałem, by popracować nad organizacją naszych grup młodzieżowych. Jeśli chodzi o pracę organizacyjną przy III lidze, to ona zacznie się tak naprawdę teraz. Będziemy musieli stawić czoła wszystkim problemom, które wyrosną przed nami.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. NewsPix.pl