Reklama

Dlaczego warto rozumieć wątpliwości pierwszej i drugiej ligi?

redakcja

Autor:redakcja

22 kwietnia 2020, 14:16 • 4 min czytania 6 komentarzy

Czy futbol w Polsce powinien wrócić na przełomie maja i czerwca? Oczywiście. Odrzucam populistyczne smuty, w których teraz nie można myśleć o piłce, bo pandemia, bo śmierć, zakażenia. Nie wiem, kiedy tacy ludzie chcieliby wznawiać rozgrywki, oni pewnie sami nie wiedzą, ale wrzutki o szpitalach i „nasi pradziadkowie walczyli z nazistami, a wy nie potraficie w domu usiedzieć” to niezły wytrych w dzisiejszych czasach. Natomiast na popularnych postach inteligentów gospodarki nie odbudujemy, a – muszę niektórych zmartwić – futbol to jedna z jego gałęzi. To nie tylko mecz, ale profit dla firm odzieżowych, cateringu, transportu. I tak dalej. Natomiast! Czy rozumiem wątpliwości klubów drugiej i pierwszej ligi? Tak.

Dlaczego warto rozumieć wątpliwości pierwszej i drugiej ligi?

Niby szczebel centralny, a jednak historia zupełnie inna niż w Ekstraklasie. Tam szereg wątpliwości to w dużej mierze tak naprawdę tylko gierka tych, którzy grać nie chcą, bo widzą w tym swój interes. Wczoraj karierę na Twitterze robił cytat z Kazimierza Moskala, który miał powiedzieć:

– Nie rozumiem, dograć sezon tylko po to, aby go dograć? Jaki to ma sens?

Głęboko wierzę, że zdanie po drodze zgubiło swój kontekst, ale też jestem przekonany, że część środowiska tak kombinuje, bo – na przykład – chce uniknąć spadku rozpaczliwym ruchem. Jest to oczywiście żałosne i niewarte nawet Ekstraklasy, która swoje za uszami ma, ale kombinowanie jak tu się uratować, oceniam jeszcze niżej.

Ale w zasadzie ja nie o tym, to tylko dla zarysowania pewnej różnicy, która istnieje między Ekstraklasą a pozostałymi ligami ze szczebla centralnego. Wczoraj pytałem prezesów drugiej ligi, czy chcą grać i uzyskałem takie odpowiedzi:

Reklama

– Pytanie, jak PZPN chce to zrobić, czy będą badania dla zawodników? W Ekstraklasie badania są i inne takie pierdółki też, ale kto za to koszty poniesie, jeśli my też mamy zacząć grać? Będziemy pisać zapytanie, żeby PZPN nam przedstawił plan. Dzisiaj padła tylko deklaracja, że dogrywamy, ale szczegółowych informacji nie ma.

– Duża część klubów drugiej ligi nie jest w stanie podołać obostrzeniom, tak, aby skończyć sezon. Chodzi tu o testy na koronawirusa. To wydaje mi się niemożliwe w przypadku trzeciego poziomu. To jest szczebel centralny, ale nie czarujmy się, jeśli odcinane są środki, to kto miałby to sfinansować? Chyba że PZPN. Natomiast same zespoły w większości nie byłyby w stanie podołać temu wyzwaniu. Ekstraklasa może sobie na to pozwolić, ale czy druga liga? Wątpię.

Celowo nie podaje już tym razem autorów tych wypowiedzi, bo nie o nazwiska tu chodzi, a po prostu o zdanie środowiska (a jak ktoś jest bardzo ciekawy, to zapraszam TUTAJ). Mam wrażenie, że część czytelników zareagowała negatywnie na zgłaszane przez prezesów wątpliwości, doszukując się po ekstraklasowych przygodach kolejnych gierek.

A tym razem zupełnie nie o to chodzi.

Klub drugoligowe – poza Widzewem – naprawdę są dość ubogie, a dzięki pandemii tego cholerstwa mają jeszcze gorzej. Sponsorzy albo odchodzą, albo zawieszają wpłaty, albo je zmniejszają. To jasne, że łatwiej sponsorowi wyjść z drugiej ligi niż z Ekstraklasy, bo i wcześniej zysk miał z takiej akcji mniejszy – druga liga jest oszczędnie transmitowana, chodzi mniej kibiców, starcia Gryfa z Legionovią elektryzują jeszcze mniej niż Korony z ŁKS-em (musi boleć). Oczywistości.

Ponadto kluby muszą się mierzyć z zamrożeniem wpływów od samorządów i to też trzeba zrozumieć. Tak jak w pierwszym akapicie śmiałem się z populistów, tak też nie mam wątpliwości, że są rzeczy ważniejsze niż piłka i jeśli samorząd w takich czasach miałby skupiać się na finansowaniu 22 chłopa latających za pęcherzem, a nie na, załóżmy, szpitalach, coś byłoby nie tak.

Reklama

I ktoś może powiedzieć, że druga liga sama jest sobie winna, bo mogła lepiej zarządzać swoimi finansami, to teraz byłoby ją stać na testy. Naturalnie prawdą jest, że to wciąż liga przepłacona, jak każda w Polsce. Jeśli jednak Skra Częstochowa posiada oszczędności pozwalające na funkcjonowanie do końca roku, a i tak ma wątpliwości co do finansowania testów, to oczywiste, że wsparcie będzie potrzebne.

No i dochodzimy do małego kamyczka, który trzeba wrzucić do związkowego ogródka. Na razie PZPN ogłosił tylko: gramy. Prezesom niższych lig brakuje innych ogłoszeń: jak gramy i za co? Biorąc pod uwagę wszystko to, co napisałem wyżej, wcale im się nie dziwię. Dziś kupno testów to ogromne obciążenie dla budżetu.

I jasne, mam świadomość, że ostatecznie pewnie PZPN opłaci albo całość, albo choćby większą część ceny testów. Tylko właśnie: jak finanse ma planować prezes klubu z drugiej ligi?

On teraz nie wie, czy będzie musiał wyłożyć 10%.

Czy 15%.

A może 5%?

W momencie, kiedy łata dziury jak szalony, bo tu się dogaduje z piłkarzami, tam prosi sponsora, żeby zamroził nie 70% środków, a 60%, musi jeszcze mieć z tyłu głowy ewentualne środki na testy. No, rodzi to pewne komplikacje. Słowa profesora Pawlaczyka, że PZPN “najprawdopodobniej” to sfinansuje, są zbyt wątłym ubezpieczeniem.

Nie mówię, że PZPN podszedł do sprawy nieprzygotowany, ale mógł przygotować się lepiej. Natomiast wszyscy uczymy się tej nowej sytuacji i wierzę, że tu wnioski zostaną wyciągnięte szybko.

PAWEŁ PACZUL

Fot. Newspix

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

6 komentarzy

Loading...