Podczas gdy piłkarska Europa stara się wybudzać z piłkarskiego snu, co widzimy również w Polsce, Holandia poszła w odwrotnym kierunku i wsadziła kij w szprychy optymistom liczącym na powrót do grania. Jest już przesądzone, że ten sezon w Eredivisie i na jej zapleczu nie będzie dokończony (rozgrywki amatorskie zakończono już wcześniej). To pierwsze tak jednoznaczne rozstrzygnięcie w liczącej się lidze na Starym Kontynencie.
Wczorajsza konferencja premiera Marka Rutte nie pozostawiła żadnych złudzeń. Futbol w Holandii zobaczymy najwcześniej 1 września, bo do tego momentu wydłużono zakaz organizowania imprez masowych, czyli również meczów. Przez moment niektórzy łudzili się, że spotkania organizowane bez kibiców nie będą podchodziły pod tę definicję, ale błyskawicznie zostali wyprowadzeni z błędu. Nawet granie przy pustych trybunach nie wchodzi w rachubę, bo policja i tak byłaby mocno zaangażowana, żeby pilnować kibiców, którzy mogliby chcieć gromadzić się przed stadionami. Zamykamy wszystko na cztery spusty i koniec.
Dotychczas obostrzenia w tym temacie obowiązywały do 1 czerwca. Władze holenderskiej piłki zakładały już, że mniej więcej w połowie czerwca uda się wznowić rywalizację, przygotowano wstępny plan. Teraz wziął on w łeb. Jedyny ukłon rządu dotyczy sportu dziecięcego i młodzieżowego. Dzieci do dwunastego roku życia mogą znów swobodnie trenować. Młodzież w przedziale wiekowym 12-18 podobnie, tyle że pod warunkiem utrzymania półtorametrowej odległości. Nie ma oczywiście mowy o żadnych meczach, chodzi tylko o trenowanie. Generalnie najmłodsze pokolenie najszybciej odczuje wychodzenie z tzw. inteligentnego lockdownu, który na razie przedłużono do 20 maja. Dzieci do dwunastego roku życia od 11 maja wrócą do szkół, a szkoły średnie 2 czerwca częściowo wznowią działanie. Rząd opiera się w tych decyzjach na badaniach wskazujących, że u dzieci ryzyko infekcji koronawirusem jest najmniejsze, a one same nie zakażają innych.
Sytuacja z koronawirusem jest w Holandii poważniejsza niż w Polsce. Potwierdzono już ponad 34 tys. zakażeń i blisko 4 tys. zgonów. Zdaniem ekspertów zakażonych i tak jest więcej, ale nie wszystkim osobom z objawami robi się testy, których w porównaniu do liczby ludności i tak wykonuje się około dwa razy więcej niż u nas. Ponad połowa wszystkich zdiagnozowanych przypadków zakażeń dotyczy trzech z dwunastu prowincji: Brabancji, w której 27 lutego wykryto pierwszy przypadek koronawirusa, Holandii Południowej i Holandii Północnej. Dlaczego akurat tam? Raz, że to tereny bardzo gęsto zaludnione, a dwa, że właśnie w Brabancji w dniach 22-25 lutego hucznie obchodzi się karnawał, ludzie gremialnie wychodzili na ulice, co stanowiło raj dla wirusa. Do tego południe kraju przeważnie później zaczyna ferie zimowe, podczas których wielu wyjeżdża na narty do Włoch.
To wszystko sprawia, że rząd nie zamierza iść na żadne ustępstwa względem większych imprez, aby zminimalizować ryzyko wystąpienia drugiej fali pandemii. Mogłaby ona dobić i tak już przeciążoną sytuacją służbę zdrowia. Holenderska federacja nie ma zatem wyjścia, musi teraz rozstrzygnąć, w jaki sposób rozwiązać kwestię niedokończonego sezonu. Portal vi.nl przedstawia trzy możliwe scenariusze.
Pierwszy – nikt nie spada, a Eredivisie zostaje powiększona z osiemnastu do dwudziestu zespołów. W tej konfiguracji jest najmniej przegranych, bo drużyny zajmujące miejsca spadkowe (RKC Waalwijk i Den Haag) oraz barażowe (Fortuna Sittard) będą pewne pozostania w elicie, natomiast najlepsza aktualnie dwójka z zaplecza ekstraklasy (Cambuur i De Graafschap) od nowego sezonu powiększają stawkę. Nie zaznaczono, co w tym przypadku zrobić z mistrzostwem i pucharami. Minusy tego rozwiązania? Nie wiadomo, czy 20-zespołowa Eredivisie miałaby rację bytu na więcej niż jeden sezon, a jeśli nie, to w następnym sezonie byłoby aż czterech spadkowiczów. Do tego mógłby się pojawić problem z natłokiem meczów, skoro start nastąpiłby dopiero po 1 września, a ze względu na przełożone EURO przyszły sezon musiałby się zakończyć wcześniej. Nie ma zresztą żadnej gwarancji, że koronawirus w pewnym momencie by nie powrócił. Do tego poszkodowana byłaby druga liga, która miałaby już tylko 18 drużyn, z czego cztery to nie mogące awansować rezerwy ekstraklasowiczów.
Drugi – sezon anulowany, nie ma mistrza, nie ma spadkowiczów. W tym wariancie cieszą się tylko w Waalwijk i Hadze, natomiast Cambuur i De Graafschap mogłyby się czuć pokrzywdzone. Miejsca w europejskich pucharach zostałyby rozdzielone według aktualnego stanu. W Lidze Mistrzów zagrałby Ajax, a w ich eliminacjach wystartowałby AZ Alkmaar. Feyenoord i PSV wylądowałyby w Lidze Europy. Trzeba byłoby jeszcze rozwiązać problem miejsca w LE dla zdobywcy Pucharu Holandii. W finale Feyenoord miał zmierzyć się z szóstym w tabeli Utrechtem, czyli skoro ekipa z Rotterdamu już by pucharową przepustkę otrzymała, do Ligi Europy mógłby wejść Utrecht. Na pewno protestowałoby piąte Willem II oraz będące jeszcze w strefie barażowej o puchary Vitesse.
Trzeci – uznajemy za wiążące rozstrzygnięcia po ostatniej, 25. kolejce, którą rozegrano w weekend 7-8 marca. Ajax zdobyłby najbardziej niezwykły tytuł w swojej historii. W Alkmaar na pewno mocno kręciliby nosami, bo dopiero co wygrali w Amsterdamie 2:0 i zajmują drugie miejsce wyłącznie ze względu na nieco gorszy ogólny bilans goli. Feyenoord i PSV tak samo weszłyby do Ligi Europy, a do rozwiązania pozostałaby kwestia piątego pucharowicza. Szesnasta Fortuna nie rozegrałaby barażu o utrzymanie i miałaby je od razu. Waalwijk i Den Haag spadają, w ich miejsce wchodzą Cambuur z De Graafschap.
W piątek władze KNVB spotkają się z przedstawicielami klubów i prawdopodobnie wtedy zapadną rozstrzygnięcia. Jedną z niewielu dobrych wiadomości jest fakt, iż UEFA we wtorek poluzowała stanowisko dotyczące sankcji dla krajowych federacji, które nie pozwoliłyby swoim ligom na dokończenie sezonu. Dotychczas groziłoby to wykluczeniem ich klubów z europejskich pucharów w przyszłym sezonie. Teraz dopuszcza się już wyjątkowe scenariusze, zwłaszcza te wymuszone przez władze państwowe. KNVB w czwartek ma otrzymać od UEFA formalne potwierdzenie tego stanu rzeczy.
Holenderskie media spekulują, że dopiero teraz ożywione staną się dyskusje na temat obniżenia kontraktów zawodniczych. W miniony piątek Bartosz Barnaś, skaut Willem II, tak mówił nam w tym temacie: – W Holandii znacznie mniej mówi się o obniżaniu czy zamrażaniu pensji piłkarzy. Podejście do tego tematu jest bardziej umiarkowane. U nas w Willem II i klubach podobnego kalibru, typu Heracles Almelo czy Heerenveen, nie ma właściwie żadnych dyskusji, przynajmniej w wymiarze medialnym. Zawodnicy w takich klubach nie zarabiają jakichś niesamowitych pieniędzy w stosunku do innych pracowników. W Polsce nawet przeciętny ligowiec dostaje często 10 razy więcej niż przeciętny obywatel, rozwarstwienie jest znacznie większe. To na pewno budzi niesmak społeczeństwa, zwłaszcza gdy popatrzymy na pozycję polskiej ligi w Europie.
Teraz jednak kluby mogą znaleźć się pod ścianą, bo zostaną im tylko koszty. Paradoksalnie w znacznie trudniejszym położeniu mogą być ekipy z Eredivisie, w której – według danych vi.nl – średnia pensja wynosi 24 tys. euro miesięcznie. Płace to zdecydowanie największy element wydatków w klubach. Na niższym poziomie wynagrodzenia zawodników często są połączone z rządowymi programami wsparcia. Być może w nowej rzeczywistości nie obejdzie się bez niego również w Eredivisie. W dobie pandemii jeżeli dana firma wykaże utratę obrotów o co najmniej 20 procent, może wystąpić o pomoc. Im większe straty, tym większe wsparcie, ale ostatecznie nie może ono przekroczyć 9538 euro na pracownika. To i tak byłoby jednak sporo odciążenie, biorąc pod uwagę wspomnianą średnią.
Pytanie, co dalej, bo granie przy pustych trybunach co najmniej do końca roku dla wielu klubów będzie oznaczać katastrofę finansową. Dla nich przychód z dnia meczowego jest istotniejszy niż wpływy z tytułu praw telewizyjnych. Przykładowo – same obroty Twente związane z gastronomią wyniosły w zeszłym sezonie 6 mln euro. Nawet jeśli uda się uniknąć masowych plajt, nie ulega wątpliwości, że rozwój holenderskiej piłki klubowej zostanie mocno zahamowany.
Z naszej perspektywy ciekawe jest to, czy dojdzie do meczu Holandia – Polska w Lidze Narodów, który zaplanowano na 4 września, czyli zaraz po zakończeniu najnowszych obostrzeń. Już spekuluje się, że w razie czego spotkanie mogłoby się odbyć na neutralnym terenie lub też… do tego momentu Liga Narodów w 2020 roku zostanie odwołana.
Fot. Newspix