Reklama

Mandziejewicz, Surlit, Waligóra. Stworzyliśmy jedenastkę Klubu Zero

redakcja

Autor:redakcja

06 września 2014, 16:48 • 3 min czytania 0 komentarzy

Grali w europejskich pucharach, kilka razy zdobywali mistrzostwo kraju. Gdyby żyli w czasach Adama Nawałki, pewnie mieliby na Wikipedii dopisek ze słowem reprezentacja, ale niestety – z jakichś powodów – z orzełkiem na piersi nie zagrali. Niedawno pisaliśmy o napastnikach z tzw. Klubu Zero, dzisiaj temat lekko rozszerzamy. Wypisaliśmy wszystkich solidnych piłkarzy z przeszłości, którzy w kadrze pojawili się mniej razy niż Bartosz Rymaniak i Sławomir Paluch, a na koniec ułożyliśmy z nich jedenastkę.

Mandziejewicz, Surlit, Waligóra. Stworzyliśmy jedenastkę Klubu Zero

W bramce Janusz Jedynak. Trochę bez przekonania, ale nikogo lepszego nie znaleźliśmy. Można się kłócić, że bardziej zasłużył Wilczyński (105 meczów w ekstraklasie, Lech) albo Żemojtel (legenda Arki w latach 80.), pewnie Stanisław Gonet, ale zestawienie jest mocno subiektywne, więc jeśli ktoś po kilku za i przeciw nam pasował, to go po prostu braliśmy. Jedynak w drugiej połowie lat 80. pomógł Śląskowi wywalczyć Puchar Polski, świetnie grał przeciwko Realowi Sociedad, miał też miejsce w kadrze olimpijskiej. Powołanie dostał raz, od Łazarka, ale mecz z Holandią przesiedział na ławce.

W obronie trójka: Mandziejewicz, Janduda, Bajor. “Mandziej” – prawie 350 występów w ekstraklasie, dwa mistrzostwa i ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Aż wierzyć się nie chce, że nigdy nie dostał nawet pół powołania. Janduda to stoper złotej jedenastki chorzowskiego Ruchu z lat 60., a Bajor, choć niczym szczególnym nigdy się nie wyróżniał, to trzeba mu jednak oddać grę w Lidze Mistrzów z Widzewem (w sumie 34 mecze w europejskich pucharach) i ponad 300 meczów w ekstraklasie. Każdy obrońca z olimpijskiej kadry Wójcika zaistniał potem w dorosłej reprezentacji. Każdy poza Bajorem…

Linię pomocy stworzyliśmy z czterech piłkarzy. Na skrzydłach dwóch byłych zawodników Widzewa: Marek Pięta i Krzysztof Surlit. Obaj z dwoma mistrzostwami Polski, obaj też lewoskrzydłowi zresztą. Pięta kojarzony jest z golem, który wyrzucił z Pucharu UEFA Juventus, Surlit zapamiętany został jako ten z najmocniejszym uderzeniem w lidze i pięknym rzutem wolnym na Old Trafford. Strzelił też dwa gole Dino Zoffowi w półfinale Pucharu Europy. No a na koniec w CV i tak 0A, choć należy pamiętać, że nazwisko Surlita znalazło się w 40-osobowej kadrze zgłoszonej na mistrzostwa świata w Argentynie.

Poza tym do środka dajemy Albina Wirę i Alojzego Deję. Pierwszy – legenda Ruchu Chorzów, trzykrotny mistrz Polski, drugi też tyle samo tytułów, ale z Górnikiem Zabrze. Poza tym Deja aż 28 razy zagrał w europejskich pucharach. Stanisław Oślizło mówił o nim, że to zabrski Deyna.

Reklama

Największy ból głowy był oczywiście w ataku. Spośród królów strzelców ekstraklasy aż sześciu nie dostało szansy gry w reprezentacji. Są to Grzegorz Kapica, Bogusław Cygan, Adam Kompała, Zenon Burzawa, Rochus Nastula i Mirosław Waligóra. Do jedenastki dajemy tylko tego ostatniego. Waligóra w ekstraklasie strzelił 61 goli w ciągu 4 sezonów, potem niemal tyle samo dołożył w Belgii. Mimo to skończyło się na występach w reprezentacjach młodzieżowych. Na IO w Barcelonie nie wykorzystał karnego w meczu z Kuwejtem i więcej szans od Wójcika już nie dostał.

Obok niego w ustawieniu z trójką napastników Bogusław Pachelski i Janusz Turowski. Ten pierwszy zapamiętany został choćby ze świetnych występów w Lechu (gole przeciwko Marsylii i Barcelonie), ten drugi w Polsce szału nie zrobił, ale ruszył do Eintrachtu Frankfurt i tam stał się podstawowym napastnikiem. Grał w ataku z Lajosem Detarim, strzelił 28 goli w Bundeslidze. Uciekając do RFN w zasadzie sam zamknął sobie temat reprezentacji.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...