Czy piłkarze w Ekstraklasie kopią się po czołach? Maciej Dąbrowski udowodnił, że absolutnie nie – jak już, to po nosach.
Zagranie Dąbrowskiego z miejsca ląduje na podium galerii najbardziej niezwykłych zagrań tego sezonu ESA. Dziś wywołuje ono uśmiechy, ale może będzie jak z obrazami Van Gogha i dopiero kiedyś się wyjaśni jakiego kunsztu prekursorem był Dąbrowski. Może to próba faulu taktycznego na samym sobie?
Zobaczcie sami. Początek meczu, bodaj siódma minuta. Dąbrowski w polu karnym Arki, do niego zagranie, składa się do strzału, ale uderza tak, że piłka przelatuje dalej, a Dąbrowski trafia się kolanem w nos.
Złamać sobie samemu nos kolanem. Tylko w ekstraklasie.#ARKŁKS pic.twitter.com/OZ5Tkwzzkk
— Wojciech Łazarek (@Napciu) March 1, 2020
Aby było zabawniej, nie było to jakieś lekkie zderzenie kolana Dąbrowskiego z nosem Dąbrowskiego. Dąbrowski, na którym ma opierać się defensywa ŁKS-u, który był przedstawiany jako jej nowy lider, musiał po tym zagraniu… zejść, a wszedł za niego Sobociński. Tak jest – człowiek od trzymania obrony za lejce schodzi w siódmej minucie kluczowego w grze o utrzymanie meczu, bo sam zamalował sobie kolanem w twarz. Co tam się stało, czy złamał sobie nos, czy jeszcze inne perypetie – nie mamy pojęcia, ale na pewno będziemy trzymać rękę na pulsie.
Wiecie, my naprawdę rozumiemy, że choć owszem, to zagranie godne kogoś, kto nie lubi uczęszczać na w-f, a nagle został zmuszony przez wuefistę wyjść na boisko, ale że zarazem jest w nim sporo przypadku, pecha. Takiego samego jak w innych ligach. Ale z ESA jest też trochę jak w tym powiedzeniu:
Mogło się zdarzyć każdemu, zdarza się zawsze jemu (w tym wypadku: jej).