Najwyższa Komisja Odwoławcza PZPN-u najpierw zawiesiła, a następnie uchyliła decyzje Komisji Ligi w temacie kar dla kibiców Arki Gdynia i Legii Warszawa. Przypomnijmy – chodziło o kontrowersyjny, choć już w Polsce używany sposób kary – zakaz wstępu na kolejne spotkanie dla wszystkich osób przebywających na trybunie, na której doszło do zakłócenia porządku.
Można dyskutować długo o tym, czym zawinili przypadkowi kibice z Żylety, którzy nawet nie znali treści transparentów rozwieszanych na warszawskim stadionie. Można zastanawiać się, czy na pewno właściwa jest kara dla przypadkowych gdynian, których jedyną winą było kupienie biletu akurat na ten sektor, który upatrzyli sobie fanatycy z prześcieradłami pod pachą. Nawet u nas w redakcji zdania są podzielone, bez trudu wskażecie osoby, które najchętniej kibiców nie karałyby wcale oraz takie, które najchętniej zakazałyby wszystkich wyjazdów kibicowskich oraz wszystkich flag obecnych na stadionach.
Sęk w tym, że ta debata… od początku nie ma większego sensu. Jak wskazują bowiem eksperci w dziedzinie bezpieczeństwa imprez masowych – kary zaproponowane przez Komisję Ligi po prostu nie miały prawa wejść w życie.
Po pierwsze i chyba najważniejsze – Komisja Ligi nie ma prawa podejmować jakichkolwiek decyzji wobec indywidualnych kibiców. Nawet gdyby jakiś pojedynczy fan Legii, bez kominiarki i szalika, wrzucił na murawę bombę zegarową – akurat KL nie może w żaden sposób go ukarać. – Artykuł 30 regulaminu dyscyplinarnego dotyczy wyłącznie kar wobec klubów, a nie osób prywatnych. Świadczy o tym chociażby 121 paragraf 1 punktu Regulaminu – punktuje nam Mateusz Dróżdż, były prezes Zagłębia Lubin, autor wielu publikacji w temacie bezpieczeństwa imprez masowych oraz autor komentarzy do aktualnie obowiązującej ustawy. – To o tyle kontrowersyjna sytuacja, że wcześniej już stosowano tego typu kary, ale wówczas ich nie uchylono, takie działania podjęto dopiero, gdy sprawa dotknęła medialnej Legii Warszawa.
Poza prawnymi wątpliwościami, jest też czysto techniczna bariera. Jak bowiem sprawić, by kilka tysięcy osób nie mogło wejść na pojedynczy mecz?
Według litery prawa, klub powinien zamknąć cały obiekt, a następnie dopuścić do udziału w imprezie wszystkich kibiców, poza tymi obecnymi na “Żylecie” czy “Górce” w spotkaniu, które zostało objęte karą. Jak wiadomo – to scenariusz niemożliwy, więc zostałyby improwizowane rozwiązania jak np. “ręczne” wprowadzenie 7 tysięcy zakazów klubowych do ogólnopolskiego systemu zakazowiczów. Tu jednak znów pojawiają się wątpliwości – od tego, kto powinien klepać w klawiaturę przepisując 7 tysięcy numerów PESEL, po… dostarczenie decyzji o zakazie.
– Według ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych oraz pozostałych regulaminów, zakaz klubowy można nałożyć wyłącznie w przypadku naruszenia regulaminu obiektu czy zasad imprezy masowej. Nie da się przecież udowodnić winy każdego z 7 tysięcy kibiców. Ponadto zakaz… trzeba kibicowi doręczyć. Żeby doręczyć, trzeba znać jego adres, żeby znać adres – trzeba adresy gromadzić, czego kluby nie mogą robić – tłumaczy dalej Dróżdż. Poza tym zostaje jeszcze kwestia bezpodstawnej odmowy sprzedaży biletów – a taka miałaby miejsce, gdyby “zablokować” karty kibica fanom obecnym na feralnym meczu. W przeszłości jeden z sądów stwierdził na przykład, że Legia Warszawa naruszyła dobra osobiste jednego z fanów Polonii, któremu bezzasadnie odmówiono sprzedaży wejściówki.
Tłumacząc “z prawniczego na nasze”, Komisja Ligi nie mogła ukarać kibiców z Żylety, mogła co najwyżej nałożyć na Legię obowiązek ukarania kibiców z Żylety. Legia i Arka nie mają jednak ani instrumentów, ani prawnej możliwości, by ten obowiązek wypełnić. Z tego powodu już dzień po decyzjach Komisji Ligi, większość środowiska była pewna, że kara w życie nie wejdzie, wątpliwością było jedynie kto ostatecznie ją uchyli.
Czy to kamyczek do ogródka Komisji Ligi, która rzuciła karą z księżyca? Nie. To raczej kamyczek do ogródka osób pracujących nad kolejnymi uchwałami, ustawami i poprawkami w kwestiach regulaminowych i prawnych wokół imprez masowych. Najłagodniej rzecz ujmując – do dzisiaj nie wiadomo, kto właściwie może zamykać stadiony i sektory, jak ma tego dokonywać, czy to może być wyłącznie ruch prewencyjny, czy też całość może mieć charakter kary za zachowanie kibiców. Ujednolicenia jednak na horyzoncie – przynajmniej na razie – nie widać, co oznacza, że podobne sytuacje mogą się powtarzać częściej.
Nieco inaczej sprawa ma się z karami za mecz Lecha Poznań z Lechią Gdańsk oraz sytuacja z biletami na derbowe starcie w Krakowie. Tutaj zastosowanie znalazła uchwała zarządu PZPN-u, która rozszerzyła grono podmiotów uprawnionych do “zamykania” sektora gości. Do tej pory zakazać udziału zorganizowanej grupy wyjazdowej w meczu mogły organy dyscyplinarne – Komisja Ligi Ekstraklasy SA czy Wydział Dyscypliny PZPN-u, natomiast sektor gości mógł zamknąć w charakterze prewencyjnym wojewoda, zazwyczaj na wniosek policji. Dzięki zmianom zaproponowanym przez PZPN, pół roku temu do tej listy dołączyły kluby. To właśnie dzięki temu Cracovia mogła ustalić własne zasady wpuszczania gości, a w przypadku braku akceptacji ze strony wiślaków – po prostu wyłączyć fanów Białej Gwiazdy z udziału w spotkaniu. To właśnie dzięki temu lechici mogą zakazać wejścia do klatki fanom Pogoni Szczecin, pomimo że “Portowców” z lechistami łączy co najwyżej narodowość.
Można się na to wściekać, można pisać, że to szkodliwe stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, ale zarówno Lech Poznań, jak i Cracovia, wykorzystały po prostu furtkę z Uchwały II/85 zarządu PZPN w sprawie zasad udziału kibiców drużyny gości na meczach piłki nożnej. Niezależnie od tego, jak to oceniamy i co sądzimy o tego typu karach – takich przypadków możemy spodziewać się w Polsce coraz więcej.
Fot.FotoPyK