Być może Piast Gliwice nie zostanie znów mistrzem Polski. Niewykluczone, że nawet z europejskimi pucharami będą schody. Ale to nie znaczy, że podopieczni Waldemara Fornalika zamierzają się już tylko przyglądać jak ścisła czołówka bije się między sobą. Dziś obrońcy tytułu pokonali Cracovię i sprawili, że Legia Warszawa znów jest samodzielnym liderem. Na ten moment gliwiccy kibice ciągle mogą szukać odniesień do wydarzeń sprzed roku. Piast po dwudziestu trzech kolejkach ma dokładnie tyle samo punktów, co wiosną 2019.
Ta sobota z Ekstraklasą nas rozpieściła. Arka z Rakowem zafundowały nam wielkie emocje, a Legia pokazała sporo jakości z Jagiellonią, więc przed trzecim meczem nie mieliśmy nawet jakichś wygórowanych oczekiwań, bo i tak dostaliśmy dziś więcej niż zakładaliśmy na starcie. Może dzięki takiemu podejściu w miarę bezboleśnie przebrnęliśmy przez pierwszą połowę, która po prostu się odbyła. Niby “Pasy” prezentowały trochę większą kulturę gry i sprawiały wrażenie, że bardziej wiedzą, co chcą nam zaprezentować, lecz nic z tego nie wynikało. Realizatorzy jako najważniejszą akcję przed przerwą uznali niezbyt groźny, ale przynajmniej celny strzał Kamila Pestki. Wyciągając esencję, to nawet w tym okresie Piast był groźniejszy jak już przychodziło co do czego. Bartosz Rymaniak pokusił się o całkiem niezłą przewrotkę, a Felixowi zabrakło centymetrów, by zamknąć wrzutkę swojego kolegi z prawej strony obrony.
Rymaniak i koledzy w pierwszej odsłonie w wielu fragmentach prezentowali się tak sobie. Dotyczy to też Sebastiana Milewskiego, który kolejny raz wystąpił jako skrzydłowy. Dopiero co mówił nam w wywiadzie, że chciałby zacząć grać bardziej odważnie i wyzbyć się wreszcie pewnych nawyków ze środka pola. Dość długo nie za bardzo mu to wychodziło. Jak już znajdował się pod polem karnym przeciwnika, tracił wątek, nie podejmował szybkiej decyzji i w najlepszym razie wycofywał piłkę. Ukoronowaniem tego zawahania była totalnie zepsuta kontra tuż przed zejściem do szatni. Po zmianie stron jednak zaczął dobrze, wyszło mu kilka zagrań i nabrał pewności siebie. Jesteśmy przekonani, że w pierwszej połowie nie zachowałby się tak, jak w 59. minucie. To w ogóle była fajna akcja: śliczna, miękka wrzutka Rymaniaka, zgubienie Rapy przez Milewskiego przyjęciem piłki na klatkę piersiową i mocny strzał. Było trochę elementu szczęścia, Michal Pesković nie był zupełnie bez szans, ale wpadło. Milewski świętował premierową bramkę w Ekstraklasie, a drugą w całej karierze.
Cracovia nie za bardzo potrafiła odpowiedzieć. Gospodarze mogli się cofnąć i spokojnie wyprowadzać groźne kontry. Po jednej z nich powinno być 2:0. Badia przebiegł z piłką 50-60 metrów, by na koniec nie podać do Felixa i kopnąć nad bramką. Mogło być po wszystkim. A tak po chwili wreszcie “Pasy” stworzyły konkretne zagrożenie. Po główce Van Amersfoorta Plach zatrzymał piłkę na linii bramkowej. Przez 85 minut miał tylko standardowe rzeczy do zrobienia, tu pokazał klasę.
Cracovii zabrakło jakości. Po prostu. Nikt z ofensywy nie może być zadowolony ze swojej postawy, innym brakowało stabilizacji przez całe spotkanie. Janusz Gol do przerwy byłby plusem meczu, po przerwie strasznie spuścił z tonu, notował zaskakująco dużo strat.
Fornalik rzadko z własnej woli miesza w składzie, ale dziś zaszalał. Piotr Parzyszek po ponad roku nieustannych występów w wyjściowej jedenastce, usiadł na ławce w Ekstraklasie. W ataku biegał sam Patryk Tuszyński, który na gola w lidze czeka od kwietnia ubiegłego roku (24 mecze). O dziwo przełamanie nie nastąpiło, choć niedługo przed bramką Milewskiego niewiele brakowało. Pesković wykazał się jednak refleksem po strzale głową byłego napastnika Zagłębia Lubin. Założenia zapewne były takie, że Tuszyński jako zawodnik bardziej ruchliwy i mobilny niż Parzyszek pozwoli na wprowadzenie większego elementu nieprzewidywalności w gliwickie ataki. W praktyce wyszło, że faktycznie często schodził na boki, tyle że… najczęściej brakowało kogoś na środku pola karnego. To w dużej mierze tłumaczy, dlaczego Piast w pierwszej odsłonie tak męczył się w ofensywie.
Zawodnicy Fornalika o tego jednego gola okazali się lepsi, wynik nie kłamie. Cracovia rozczarowała i po trzech z rzędu zwycięstwach musi przełknąć gorycz porażki. Niewykluczone, że gliwiczanie tym zwycięstwem pozytywnie zdefiniowali swoje cele na kolejne tygodnie. Gdyby przegrali, chyba poza utrzymaniem miejsca w górnej ósemce na nic więcej nie mogliby liczyć. A tak strata do podium to już tylko trzy punkty.
Fot. 400mm.pl