Godzina 15:30. Akurat wtedy rusza Bundesliga, z delikatnej rozgrzewki w poważną fazę zaczyna wchodzić Premier League, a – na przeciwległym biegunie piłkarskim – melduje się na boisku Górnik i Pogoń. W odległej Łęcznej, na terenie beniaminka, na skromnym stadionie przy skromnej publiczności (cztery tysiące ludzi). I wiecie co? To był chyba najlepszy mecz w tym sezonie!
Przed momentem odeszliśmy od telewizorów, zasiedliśmy do komputerów i… jeszcze jesteśmy podekscytowani. Serio. Cóż to było za spotkanie, cóż to były za emocje! Co innego mieć wysokie oczekiwania i jakoś je zaspokoić, a co innego – zaparzyć kawę i kompletnie dać się porwać Boninowi. Tak, tak, Boninowi. 30 lat na karku i niesamowita forma. To, co robił on dziś z obrońcami Pogoni (zaliczanymi jednak przez większość do ligowej czołówki, prawda?), to był majstersztyk. Mózg Górnika, wokół którego kręciła się cała gra.
35-letni Prusak w bramce, który notuje debiut. Mraz, który znów jest solidny w obronie i znów wiele daje z przodu. Kaźmierczak, który w środku pola załatwia całą robotę. Bożok, którego kiedyś w prywatnych rozmowach mocno zachwalał nam Kamil Kosowski. Hasani, który do Górnika przyszedł miesiąc temu i dziś po raz pierwszy wyszedł w jedenastce, a zakończył to asystą i dwoma golami. No i ten Bonin: z odwagą, fantazją i dużą kreatywnością. Raz przebiegł pół boiska i na skrzydle zabawił się z Rogalskim tak, że gość pewnie od razu dostałby wędkę, gdyby przed momentem nie wszedł, no i zaliczył asystę. Za drugim razem trafił sam, bo świetnie wpadł pole karne, przepchnął i uprzedził Hernaniego.
Nie spodziewaliśmy się, że to napiszemy, ale mecz Łęcznej z Pogonią był na najwyższym poziomie. Był godny poświęcenia ligi niemieckiej czy angielskiej, żeby zobaczyć właśnie takie widowisko. Że sporo z tych emocji było efektem pozostawionej dużej przestrzeni na boisku? No cóż, coś za coś. Ale to też pokazywało, że jedni i drudzy jak już ruszali do ataku to dużą liczbą zawodników. Raz było nawet słychać głośny ryk „Powrót!” – Pogoń szła z kontrą, a gospodarze bronili się w pięciu, bo reszta została z przodu. W końcówce Hasani i Bonin, dzisiejsi mistrzowie gry, słaniali się już na nogach, wołali o zmiany (Bonin dograł mecz do końca), ale nikt nie miał do nich pretensji: swoje zrobili.
I dwa końcowe wnioski, dla każdej z drużyn. Po pierwsze, rzuca nam się w oczy nie pierwszy raz, że Jurij Szatałow znakomicie poukładał Łęczną. Owszem, ci piłkarze popełniają proste błędy, niekiedy zawodzą i będą zawodzić, bo to w żadnym wypadku nie są wielkie nazwiska. Beniaminek daje radę i póki co taka zmiana za Widzew czy Zagłębie jest zmianą in plus. Po drugie, jak wiedzieliśmy, że ofensywa Pogoni cierpi przez brak Akahoshiego, tak dwa ostatnie mecze to aż siedem straconych goli. Absolutnie tragiczny był dziś Hernani, prawa strona (najpierw Rudol, potem Rogalski) wyglądała mizernie, a 18-letni Matynia zbyt często nie nadążał. Przed Dariuszem Wdowczykiem teraz masa roboty.
Fot.FotoPyk