Nie czekaliśmy długo na decyzje Komisji Ligi po weekendowych wydarzeniach. Najbardziej oczywiście interesowało nas to, jak zareaguje na transparenty na stadionie Legii. Mamy w związku z postanowieniami KL mocno mieszane uczucia.
Stołeczny klub musi zapłacić 50 tys. zł kary, ten punkt większych emocji nie wzbudza. Oprócz tego jednak wszystkie osoby znajdujące się na Żylecie otrzymały zakaz wejścia na następny domowy mecz Legii w Ekstraklasie.
I to już podoba nam się trochę mniej.
Z jednej strony, na pewno wśród objętych zakazem znajdą się ci, którzy te transparenty zrobili i wywiesili. W pewnym sensie więc winowajcy poniosą jakieś konsekwencje. Z drugiej strony, rykoszetem oberwali wszyscy pozostali kibice z trybuny, czyli zdecydowana większość. Ktoś poszedł sobie na Żyletę, bo chciał więcej pośpiewać, jakiś kretyn nad nim wywiesił prześcieradło i teraz ten ktoś cierpi na tym tak samo jak ci od prześcieradła. To pójście jeszcze dalej niż zamykanie trybuny, bo wtedy przynajmniej istniała możliwość, żeby kupić sobie bilety na inne sektory. W tym wypadku również ten wariant odpada. To trochę tak, jakby nałożono mandaty na wszystkich kierowców jadących w danym momencie trasą, na której ktoś spowodował wypadek i zakazano im dalszej jazdy.
Wracając do Legii, nie mamy wrażenia, że swoją postawą po fakcie nie dolewała oliwy do ognia. Oświadczenie na oficjalnej stronie klubu było skrajnie lakoniczne i bezpłciowe. Dużo zdań, mało treści. Bardziej konkretny był dziś rano w rozmowie z Legia.net prezes Dariusz Mioduski.
O sprawie z inwestorem Polonii mówił tak: – Nic mnie, ani klubu z tą akcją nie łączy, więc oczekiwanie, że będziemy za nią brali jakąś odpowiedzialność, jest co najmniej zaskakujące. Na tych samych transparentach nie raz pojawiały się napisy atakujące mnie bezpośrednio czy też pracowników klubu. Od tego też mam się odcinać? Kiedy transparenty wymierzone są w klub, wszyscy piszą, że taki jest głos trybun. Kiedy dotyczą spraw zewnętrznych, ja jestem wzywany do tłumaczenia się. Mam odpowiadać za działania każdego kibica Legii? Gdyby wszystkie partie polityczne miały tłumaczyć się z działań swoich zwolenników, a gazety za każdego czytelnika, to popadlibyśmy w absurd. Nie znaczy to, że jesteśmy bezczynni i obojętni. Naszym zadaniem jako klubu jest dawać dobry przykład, edukować, wskazywać pozytywne wartości i robimy to każdego dnia na wiele sposobów.
Mioduski miał nadzieję, że Komisja Ligi “zachowa zdrowy rozsądek”. – Czy Komisja Ligii zajmowała się transparentami albo oprawami, które uderzały we mnie, w moich współpracowników? Czy zajmie się także transparentami wymierzonymi w ten sam weekend w Pana Midaka, właściciela Arki? Czy Komisja zajmowała się transparentami wymierzonymi nie raz w Rutkowskich, Filipiaka? Mam nadzieję, że Komisja nie ulegnie presji i zachowa rozsądek. Karanie klubów za takie transparenty jest absurdalne. Jeśli problem chce się rozwiązać to trzeba to zrobić systemowo. Ale to już wymaga pomysłu i odwagi, a nie gestów pod publiczkę. Żaden klub nie poradzi sobie sam w temacie wnoszenia transparentów. Wniesienie kawałka materiału nie jest problemem i to nie tylko w Polsce. Jeśli kibice chcą, to wniosą. Wystarczy spojrzeć jak wyglądały pod tym względem finały Pucharu Polski na stadionie Narodowym, mimo że nacisk na kontrolę był jeszcze większy niż podczas meczów ligowych – argumentował.
Komisja Ligi jednak “uległa presji” i choć można mieć trochę zastrzeżeń do formy tej kary, to został wysłany jednoznaczny sygnał: koniec z tolerowaniem takich akcji. I nie chodzi tylko wyłącznie o warszawski klub. Mioduski pytał o reakcję na wydarzenia w Gdyni i ona w stosunku do kibiców jest identyczna: wszystkie osoby z “Górki” nie wejdą na kolejny ligowy mecz Arki przed własną publicznością. Tutaj można się ewentualnie doczepić, że tak naprawdę hasła przeciwko Midakom skandowano niemal w każdym sektorze (ponadto “sławny” transparent wcale nie był wywieszony na “Górce”), więc de facto należałoby zamknąć cały stadion. Ale dobra, nie podpowiadamy.
Pewnie jesteśmy naiwni, ale ciągle marzą nam się czasy, gdy w takich sytuacjach karane będą jednak konkretne osoby, zidentyfikowane dzięki monitoringowi. I to karane tak surowo, że innym odechce się nawet pomyśleć, by pójść w ich ślady. Ale pewnie się nie da, bo przecież wcale w Ekstraklasie nie gramy na nowoczesnych obiektach naszpikowanymi kamerami wycelowanymi w trybuny.
Fot. FotoPyK