Śmiechy i chichy z Podlasia, jakoby cywilizacja dochodziła tam znacznie później niż do innych rejonów kraju, są tak stereotypowe i ograne, że rzadko, kiedy używa się do opisywania realnych zjawisk. A tu się okazuje, że wystarczy spojrzeć na sytuację kadrową Jagiellonii, żeby się przekonać, że coś z tym Podlasiem jednak jest na rzeczy. W Białymstoku zorientowali się bowiem, że sezon ucieka, kadra wcale nie jest szczególnie silna, a zmiana trenera niewiele nowego wniosła (przynajmniej na ten moment) i na ostatnią chwilę poczyniono dwa nieco rozpaczliwe transfery – Macieja Makuszewskiego i Ariela Borysiuka. Fajnie, że Polacy, że z występami w reprezentacji na koncie, że doświadczeni, ale czy aby na pewno o to chodzi?
– Wychodzimy na mecz i po raz kolejny boimy się wziąć na siebie odpowiedzialności. Znowu nasza gra opiera się na ladze do przodu, a tak wygrać się nie da. Jeżeli nie ma zaangażowania, to nie da się wygrać w Ekstraklasie. Determinacja to podstawa. Dziwi mnie, że nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków. Dostaliśmy kilka ostrzeżeń, nie rozumiem nic z tego, ponieważ jesteśmy dobrze przygotowani, mamy sporo odpraw, a na boisku wracają stare błędy. Z Wisłą Kraków przegraliśmy bez walki i zaangażowania. To już nie pierwszy raz – grzmiał Taras Romanczuk w strefie mieszanej po porażce z Białą Gwiazdą w kompromitującym wymiarze 0:3.
Na konferencji prasowej wtórował mu Iwajło Petew. Stało się oczywiste, że ta drużyna nie ruszyła do przodu. Rywal, lany na prawo i lewo w rundzie jesiennej, wzmocnił skład, poczynił progres, zasygnalizował chęć wydostania się na powierzchnię ziemi, a Jagiellonia nie pokazała absolutnie nic pozytywnego. Wszystko po staremu. Oczywiście nie będziemy skreślać nowego szkoleniowca po jednym (bardzo, bardzo, bardzo) nieudanym meczu, ale po przepracowanym okresie przygotowawczym i możliwości wdrożenia swoich pomysłów oczekiwalibyśmy od tego tworu trochę więcej.
Co zobaczyliśmy? Bramkarza z dziurawymi rękoma, obronę złożoną z czterech Rafałów Janickich w osobach Bodvarssona, Arsenicia, Szymonowicza i Wójcickiego, bezpłciowy środek pola, wykastrowane skrzydła i zagubionego Bidę na szpicy. No, nie, nie, nie, to nie jest to.
Początek rundy wiosennej na strat. Falstart. Nie mamy jednak wątpliwości, że Jagiellonia będzie walczyć o miejsce w pierwszej ósemce. I najprawdopodobniej będzie walczyć o to do ostatniej kolejki z Lechią Gdańsk, Wisłą Płock, Zagłębiem Lubin, Rakowem Częstochowa i może, ale tylko może, kimś z dwójki Lech-Piast, choć to mniej prawdopodobne, bo oba kluby nieco uciekły stawce.
Jak wypadają bezpośredni rywale? Lechia w grudniu i styczniu wietrzyła kadrę, ale pod koniec okna transferowego wzięła się za solidne wzmocnienia i zapowiada mocniejszą wiosnę, Wisła Płock znajduje się na najlepszej drodze do stabilizacji, Zagłębie utrzymało swoją dotychczasową kadrę, a Raków, choć ulepszył kadrę, to jeszcze nie wiadomo, czy pogra o utrzymanie, czy zadowoli się miejscem w górnej połówce drugiej ósemki, czy może nasz wszystkich jeszcze zaskoczy, więc nawet nie próbujemy wyrokować. Tak czy inaczej, pozycja startowa Jagiellonii (po oddaniu Klimali do Szkocji) nie wygląda jakoś szczególnie kolorowo.
I zaczęło się palić. Pierwsza ósemka to obowiązek w Białymstoku. Dlatego właśnie najpierw sięgnięto po Makuszewskiego, a teraz po Borysiuka, który przeszedł testy medyczne na Podlasiu i wzmocnił zespół. Jak oceniać ten ruch?
Na pewno nie wypada się nim specjalnie podniecać. To klasa średnia aspirująca poziomu PKO Bank Polski Ekstraklasy. Niczego specjalnego nie spieprzy, jest niezły w odbiorze, twardy, nie dostaje rozwolnienia, kiedy dostaje piłkę pod nogi, celnie poda krótko, celnie poda dalej, ogarnie środek pola, umie uderzyć (dobra, to akurat żart, to jeden z gości, których ta łatka trzyma się z absurdalnych powodów, klisza dla komentatorów telewizyjnych). Ale podsumowując: dramatu nie ma. Z nim jest taki problem, że za każdym razem, kiedy zaczynało mu iść na rodzimych boiskach, to stawał przed lustrem, dumnie klepał się w pierś i postanawiał wyruszać na zachód.
Kilka lat temu nazwaliśmy go domatorem i pisaliśmy o nim tak:
”Po ładnych kilku latach co najmniej przyzwoitej gry w Legii, Borysiuk wyrusza na Zachód. Zrozumiały ruch – czas spróbować się wśród mocniejszych. Miał 20 lat, idealny moment, by spróbować wyjechać z Polski i zrobić międzynarodową karierę.
Później, cóż, po prostu nie pykło. Bundesliga. Spadek. Strata miejsca w Kaiserslautern. Nieudane wypożyczenie do Wołgi.
Aż wreszcie powrót do kraju jak haust świeżego powietrza. Konsekwentne przypominanie wszystkim w lidze kto to jest Borysiuk. Wiosną 2015 roku powrót do Legii i świętowanie dubletu.
W Ekstraklasie znowu potwierdza swoją jakość. W barwach Lechii jest wiosną najlepszym piłkarzem z pola. Według naszych not zarobił a średnią 5.79, czyli niemal zawsze był graczem czołowym, biorącym odpowiedzialność, nie schodzącym poniżej pewnego solidnego poziomu. W całej drużynie Nowaka lepsze noty wykręcił tylko fenomenalny tamtej wiosny Kuciak.