Real Madryt, jak to się dziś popularnie mówi, cierpiał na boisku w Valladolid. A my razem z nim. Gospodarze obrali wyjątkowo zachowawczą taktykę i w sumie trudno im się dziwić, ale oznaczało to zamordowanie tego meczu od strony wizualnej. Po prostu ciężko się go oglądało. Na koniec jednak wynik się “Królewskim” zgadza. Skromna wygrana oznacza, że podopieczni Zinedina Zidane’a odskakują Barcelonie na trzy punkty.
Sam początek jeszcze nie był taki zły. Valladolid przez pierwsze minuty potrafił utrzymać się przy piłce na połowie rywala i wyżej go zaatakować. Gdy jednak Casemiro dość szybko strzelił gola po rzucie wolnym Toniego Kroosa, animusz “Blanquivioletas” zdecydowanie zmalał, skupili się już niemal wyłącznie na przeszkadzaniu. Fakt, iż bramka Brazylijczyka ostatecznie nie została uznana z powodu minimalnego spalonego, najwyraźniej nie miał znaczenia.
A ten spalony naprawdę był symboliczny, choć jednak dostrzegalny od razu.
Swoją drogą, rzut wolny, z którego dośrodkował Kroos to efekt klasycznych “sanek” Joaquina Fernandeza w Rodrygo. Aż dziw bierze, że pomocnik Valladolid szybciutko nie został odesłany do szatni.
Real bardzo długo kompletnie nie miał pomysłu na rozmontowanie dobrze zorganizowanego w tyłach przeciwnika. Po pierwszej połowie zasypialiśmy. Goście bili głową w mur i ocierali się już o wstrząs mózgu. Po zmianie stron bardzo powoli coś się jednak zaczynało dziać. Mocny strzał Rodrygo musiał odbijać Masip, a Benzema minimalnie niecelnie główkował. Był też wolny Isco z linii pola karnego, ale pozwolicie, że nie skomentujemy jakości tego wykonania, bo musielibyśmy sięgać po wulgaryzmy. Poprzestańmy na tym, że reprezentant Hiszpanii mógł się rumienić ze wstydu.
No i wreszcie stał się cud, bo tak trzeba nazwać pięknego gola głową strzelonego przez Nacho, który na taką chwilę czekał od dwóch lat. A dokładnie od stycznia 2018, gdy dwukrotnie pokonał bramkarza Deportivo. Dośrodkowanie Kroosa było cudowne, ale strzelec również pokazać dużą klasę.
W tym momencie nie sposób było zakładać, że Valladolid cokolwiek może jeszcze zdziałać. Mówiliśmy przecież o ekipie, która nie wygrała już od ośmiu ligowych meczów, a w tym czasie zdobyła ledwie trzy bramki. Dopóki miała się bronić, jakoś funkcjonowała, zwłaszcza że Nuevo Jose Zorilla stało się naprawdę trudnym do zdobycia obiektem. Ale atakować? No, to już inny temat. Jak na ten stan, gospodarze po utracie gola okazali się zaskakująco groźni. Sergi Guardiola będąc w dobrej sytuacji został zablokowany przez Mendy’ego. Joaquin groźnie acz niecelnie uderzał zza pola karnego, a w samej końcówce Sergi Guardiola nawet znalazł drogę do siatki, tyle że on podobnie jak wcześniej Casemiro został złapany na spalonym. Niewielkim bo niewielkim, ale bezdyskusyjnym.
Real zrobił swoje i mógł wracać do domu w dobrych humorach. Passa meczów bez porażki w La Liga została przedłużona do dwunastu (z czego osiem zwycięstw i osiem czystych kont). Valladolid natomiast na wygraną czeka od dziewięciu spotkań. Aż dziw bierze, że mimo takiej zapaści jego przewaga nad strefą spadkową wynosi aż pięć punktów.
Valladolid – Real Madryt 0:1 (0:0)
0:1 – Nacho 78′
Fot. Newspix