Siedemnaście występów w Serie A, pięć goli i sześć asyst. Do tego kilka trafień i decydujących podań w pozostałych rozgrywkach, w tym w Lidze Mistrzów. Rozkręca nam się w tym sezonie Paulo Dybala, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej. Choć poprzedni sezon był przecież dla Argentyńczyka zupełnie nieudany i zanosiło się nawet na to, że wkrótce opuści on Juventus, skuszony ofertą z Premier League.
Za kadencji Maurizio Sarriego wszystko się zmieniło. 26-latek zauważalnie rozkwita.
Chciałoby się rzec – wreszcie. Poprzednie rozgrywki naprawdę argentyńskiemu zawodnikowi nie wyszły i coraz częściej spekulowało się już w Italii, czy jego wielki potencjał nie okaże się przypadkiem tylko niespełnioną obietnicą. Teraz wygląda jednak na to, że ci, którzy zdążyli Dybalę skreślić, straszliwie się pospieszyli. Paulo ewidentnie wraca na właściwe tory, czego najlepszym dowodem jego ostatni popis w meczu Pucharu Włoch. Dybala niemalże w pojedynkę wyjaśnił Udinese, zanotował dwa gole i asystę w trakcie 75 minut gry. Ale tu nawet nie chodzi o bramki, asysty, czy w ogóle o cyferki. Dybala na boisku znowu przypomina tego zawodnika, który zachwycał piłkarską Europę. Jest dynamiczny, kreatywny, błyskotliwy. Aż chce się tego gościa podziwiać w akcji.
Argentyńczykowi wyraźnie służy współpraca z Maurizio Sarrim. Oczywiście za kadencji Massimiliano Allegrego również rozgrywał on wielkie sezony – wystarczy przypomnieć choćby rozgrywki 2017/18, gdy zdobył w Serie A aż 22 gole. Ale jednak nie ma przypadku w tym, że latem 2019 roku Dybala nagrał nawet filmik pożegnalny dla kibiców Juve, tak blisko było jego przenosin do Tottenhamu. Ostatni rok współpracy z Allegrim okazał się dla Paulo kompletną klapą. Włoski manager nie potrafił we właściwy sposób zestawić na boisku Argentyńczyka z Cristiano Ronaldo. W efekcie Dybala lądował co i rusz poza swoją ulubioną pozycją cofniętego napastnika, operującego w centralnej strefie pola gry.
Albo – co gorsza – lądował też na ławce rezerwowych. Zwłaszcza w kluczowych dla Juventusu meczach.
– Allegri preferował grę w systemie 4-3-3, a Dybala nie jest skrzydłowym pełną gębą, najlepiej sprawdza się w „choince”, jako centralna postać zespołu. Żeby z niego odpowiednio skorzystać, trzeba mieć dobry system, trzeba mieć pomysł, podejście i długofalowy plan na zespół – analizował sytuację bloger związany z Juventusem, Sam Lopresti.
[etoto league=”ita”]
Sarri ewidentnie ma plan na Dybalę. Choć początek sezonu wyglądał kiepsko, nie można o tym zapominać. Włoch również trzymał się ustawienia z trójką skrzydłowych, gdzie dla Argentyńczyka nie było miejsca. Jednak kłopoty z kontuzjami zmusiły Sarriego do zmodyfikowania planów taktycznych. W efekcie Dybala zaczął coraz częściej wskakiwać do podstawowego składu “Starej Damy”, na dodatek w swojej ulubionej roli centralnie ustawionego, drugiego napastnika. A to w towarzystwie CR7, a to do pary z Gonzalo Higuainem. W obu tych zestawieniach Dybala prezentuje się naprawdę korzystnie. Wypracowuje partnerom mnóstwo strzeleckich okazji, sam też jest dość skuteczny. A przede wszystkim, doskonale czuje się w systemie sarriball, czyli w dynamicznej grze piłką na małej przestrzeni boiska. To jego żywioł. Dopiero teraz widać jak bardzo Paulo cierpiał, gdy Allegri upychał go w bocznych sektorach boiska, szukając na szpicy miejsca dla Mario Mandżukicia, który miał pracować na gole Ronaldo.
Widać też, że Dybala akceptuje rotację stosowaną przez Sarriego. Zdaje sobie sprawę, iż nie zawsze będzie zawodnikiem wyjściowej jedenastki Juve. Kiedy wchodzi z ławki, to nie grymasi, tylko robi na boisku robotę.
Co też jest niezwykle istotne – kłopoty Dybali z dogadaniem się w Juventusie z Cristiano Ronaldo i w reprezentacji kraju z Leo Messim sprawiły, że Argentyńczyka zaczęto niekiedy przedstawiać jako piłkarza, który sprawdza się tylko jako główna postać w drużynie. Gwiazda, na którą wkoło wszyscy pracują. A to krzywdząca opinia.
– Gdybym miał pójść o zakład, który zawodników Juventusu z całą pewnością zostanie kolejną supergwiazdą światowego futbolu, odpowiedź byłaby krótka: „Dybala” – dowodził latem Sam Lopresti. – Talent, umiejętności, również osobowość, nawet ta chłopięca uroda. Wydawało się, że ma wszystko, żeby trafić na okładki. Trudno sobie wyobrazić, że ledwie dwa lata po tym, jak jego dwa gole pozwoliły wyeliminować Barcelonę z Ligi Mistrzów, zastanawiamy się, czy dla niego jest jeszcze w ogóle miejsce w składzie Juve. To kuriozalne. A jednak – ten dylemat rzeczywiście istnieje.
Dzisiaj nikt już w Turynie takich dylematów nie ma, a Dybala jest o krok od podpisania nowego, bardzo tłustego kontraktu z Juventusem. La Joya – czyli “Brylant” – znowu błyszczy.
fot. NewsPix.pl