Sporo, naprawdę sporo obiecywaliśmy sobie po dzisiejszym meczu dwóch najgorszych drużyn w Ekstraklasie, ale to, co zostało nam zaserwowane, jest jak przedwczesny prezent gwiazdkowy. Jesteśmy koneserami ligowych absurdów, a dziś w Łodzi jeden poganiał drugi, więc nie dziwicie się, że czuliśmy się trochę tak, jak dzieci po zobaczeniu pierwszej gwiazdki na niebie. Ale nie tylko my mamy po tym starciu dobre humory. Takie same towarzyszą Wiśle Kraków, bo ona ten popieprzony mecz ostatecznie wygrała, dzięki czemu wygrzebała się z dna ligowej tabeli, co na pewno oczyści trochę atmosferę w klubie na przerwę zimową.
Dzisiaj bez większych udziwnień przelecimy chronologicznie przez najważniejsze boiskowe wydarzenia, bo mamy wrażenie, że tylko w ten sposób możemy choć trochę oddać to, co tam się odwaliło. Już w 10. minucie goście skorzystali z beznadziejnego wyprowadzenia piłki przez Sobocińskiego, Mak zagrał w uliczkę do Brożka, który przed linią szesnastki został powalony przez Juraszka. Początkowo – rzut wolny i żółta kartka. Po weryfikacji VAR-u – czerwo dla obrońcy ŁKS-u, czemu wypada tylko przyklasnąć. Już w tym momencie beniaminek miał trochę przesrane, a jeszcze na dodatek do piłki podszedł Sadlok i bezbłędnie przymierzył z wolniaka.
Pan Maciej Sadlok.#ŁKSWISpic.twitter.com/IlK3CiZk7U
— M.CH (@MCH_1906) December 19, 2019
Co mogło się stać dalej? No, powiedzielibyśmy wtedy, że Biała Gwiazda, w której nie brakuje doświadczonych zawodników, będzie prowadziła grę, strzeli kolejne gole i dowiezie wynik do samego końca. To się ostatecznie udało, ale droga, która do tego prowadziła, wcale nie przypominała autostrady.
Podobała nam się postawa ŁKS-u, który w dziesiątkę grał odważnie, nie czekał pokornie na najniższy wymiar kary. Szybko boisko z powodu kontuzji opuścić musiał Klemenz, a grając na duet Janicki-Wasilewski wszystko może się zdarzyć. Przekonaliśmy się o tym już w 32. minucie, kiedy Kalinkowski wpadł w pole karne i z całej pety zagrał wzdłuż bramki. Sędzia – po weryfikacji – dopatrzył się zagrania ręką Janickiego, choć naszym zdaniem mocno to naciągane. Raz, że z powtórek, które widzieliśmy, nie mamy pewności, że obrońca dostał w rękę, a nie w klatkę piersiową, a dwa – ruchu ręki w kierunku piłki to my tam nie dostrzegamy już kompletnie. Ale Raczkowski gwizdnął, a Ramirez strzelił, więc mieliśmy remis.
To ciągle mało, więc szybko dostaliśmy kolejne powody, by z czegoś pocisnąć. Tym razem Rozmus powalił w polu karnym Maka i z karnego sieknął Błaszczykowski. A jeszcze przed przerwą Rozwandowicz rozegrał akcję na poziomie Sobocińskiego – uratował sytuację w ostatniej chwili, ale po rzucie rożnym wynikającym z tej sytuacji… zapakował piłkę do własnej siatki. Uderzył pięknie, nie do obrony. A jeszcze chwilę później Kalinkowski mógł strzelić bramkę kontaktową…
Przecież w normalnej lidze tym można by obdzielić całą kolejkę!
Druga połowa swoją absurdalnością pierwszej nie dorównała, ale też się działo.
Po pierwsze: grającą w przewadze Białą Gwiazdę ratować musiał bramkarz – Buchalik najpierw ładnie zatrzymał strzał Ramireza, później obronił sam na sam z Sekulskim, do tego doszły też mniej groźne uderzenia.
Po drugie: Burliga nieudolnie próbując wymusić rzut karny, zaliczył asystę przy golu Bashy – Albańczyk sieknął mocno, ale wprost bramki, gdzie akurat w trakcie drzemki był Arkadiusz Malarz, który przepuścił prostą piłkę.
Po trzecie: ŁKS miał jeszcze jednego karnego po zagraniu ręką – tym razem niekontrowersyjnego, bo Wasilewski zablokował strzał Pirulo w niedozwolony sposób. Drugiego gola strzelił Ramirez (poza golami kapitalną robotę odwalał Hiszpan, był w zasadzie wszędzie), czym ustalił wynik.
A do tego – z tych ciekawszych wątków – dochodzi jeszcze pudło Buksy po kolejnej szarży Sadloka czy dziwne zachowanie Buchalika, który zamiast wybić piłkę daleko na aut przy linii bocznej, kopnął ją leciutko, z czego wzięła się akcja, po której łodzianie wywalczyli drugiego karnego. Nie starczyłoby nam jednak dnia, gdybyśmy chcieli analizować każde takie zagranie z tego meczu.
To po prostu wymknęło się spod kontroli. ŁKS przezimuje na dnie tabeli Ekstraklasy, a Wisła Kraków może patrzeć w przyszłość ze znacznie większym optymizmem niż jeszcze tydzień temu. I aż boimy się pomyśleć, co jeszcze czeka nas w trakcie tej kolejki!