Reklama

Wiemy już wiele, ale nie wszystko. Losowania nadszedł czas

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

30 listopada 2019, 10:48 • 5 min czytania 0 komentarzy

Zaplanowane na godzinę 18:00 losowanie grup mistrzostw Europy 2020 w gruncie rzeczy jest nazywane “losowaniem” tylko z przyzwyczajenia i braku lepszego określenia. UEFA do tego stopnia zagmatwała system kwalifikacji do turnieju, produkując przy okazji tak wiele dziwacznych zależności i rozstawień, że niektóre rozstrzygnięcia znamy już teraz, zanim jeszcze w ruch poszły słynne kuleczki. Co nie zmienia faktu, że całą dzisiejszą ceremonię i tak obejrzymy z ekscytacją. Czas się wreszcie przekonać, z kim kadra Jerzego Brzęczka zmierzy się na przyszłorocznym Euro. Nie ma się co oszukiwać – do jakiej grupy byśmy nie trafili, nie będziemy w niej ani głównym faworytem, ani największym autsajderem. Niemniej, jak to zwykle bywa – można trafić lepiej lub gorzej. Przeanalizowaliśmy sytuację i mamy już w głowie te – z pozoru – mniej oraz bardziej wygodne warianty.

Wiemy już wiele, ale nie wszystko. Losowania nadszedł czas

W 2016 roku los nam generalnie sprzyjał – reprezentacja Polski trafiła do stosunkowo łatwej grupy, z której udało się spokojnie awansować do fazy pucharowej turnieju. Oczywiście rywalizacja z Niemcami to nie w kij dmuchał, ale Ukraina i Irlandia Północna to byli przeciwnicy jak najbardziej do przejścia, no i kadra Adama Nawałki – z pewnymi kłopotami, ale jednak dość pewnie – sobie z nimi poradziła. Dwa lata później też nie było źle. Kolumbia, Senegal i Japonia jawili się jako przeciwnicy bardzo niebezpieczni, ale nie najgroźniejsi z możliwych. Tym razem jednak biało-czerwoni na turnieju zaprezentowali się tak fatalnie, że pewnie nawet z Irlandią Północną by sobie nie poradzili.

Tak czy siak – jeżeli doliczyć do tego jeszcze grupę śmiechu na Euro 2012, przypomnieć sobie Kostarykę i Ekwador podczas mundialu w Niemczech, można generalnie zauważyć, że w losowaniach los nam często sprzyjał, albo przynajmniej nie dokuczał. Jak będzie tym razem?

Najpierw rzućmy okiem na koszyki.

78889546_763787414087580_697829080615092224_n

Reklama

Biało-czerwoni wylądowali w drugim koszu. Całkiem niezłym, nie ma co narzekać. Ostatecznie towarzyszą nam tutaj mistrzowie oraz wicemistrzowie świata, czyli reprezentacje Francji i Chorwacji. Możemy oczywiście z tęsknotą spoglądać w stronę Ukraińców, którzy wkręcili się do koszyka numer jeden, ale sami powodów do marudzenia nie mamy. Choć do przesadnej pewności siebie także nie – towarzystwo w koszyku numer 3 również robi dobre wrażenie. Znaleźli się tam obrońcy tytułu, czyli Portugalczycy, a obok nich widnieje pięciu bardzo solidnych, europejskich średniaków.

Wszyscy jak najbardziej w zasięgu kadry Brzęczka, to jasne, ale nie są to oponenci, na których możemy spoglądać z wyższością.

No i wreszcie koszyk czwarty, ten najbardziej cudaczny. Są tam na razie Walijczycy i Finowie, a trafią tam jeszcze zwycięzcy wiosennych play-offów. W teorii zatem przeciwnicy, których obawiać należy się najmniej. Dość powiedzieć, że szanse wyjazdu na Euro wciąż mają reprezentanci Izraela i Macedonii Północnej, z którymi kadra Polski wygrała wszystkie cztery mecze w eliminacjach. Ale w tym towarzystwie też można się wpakować na minę. Choćby Kosowo, faworyt do awansu ze ścieżki D, to drużyna, która potrafi naprawdę nieźle grać w piłkę. Może nawet lepiej i ładniej niż Polska. Z każdym miesiącem rosną też Norwegowie czy Serbowie, nie można lekceważyć Irlandczyków. I tak dalej, i tak dalej.

Mistrzostwa Europy nie są już turniejem tak elitarnym jak dawniej, ale to wcale nie oznacza, że nagle na Euro zaroi się od kompletnych leszczy i chłopców do bicia.

No dobra, to tyle o koszykach. Co już wiemy o potencjalnych rywalach reprezentacji Polski?

78151586_995744580772068_8915718182208012288_n

Reklama

Jeśli chodzi o rywali z topu, biało-czerwoni na pewno nie zmierzą się z Ukrainą i Belgią. Jak widać na załączonym obrazku, w grupach B i C ekipa z drugiego koszyka jest już ulokowana. Możemy zatem – jeżeli chodzi o tego najpoważniejszego oponenta – trafić w losowaniu na Anglię, Hiszpanię, Niemcy lub Włochy. Szczerze mówiąc, nie ma tutaj za bardzo pola do rozważań w stylu: najlepiej trafić na tych, najgorzej na tamtych. Wszystkie wymienione ekipy w meczu z podopiecznymi Brzęczka będą mniej lub bardziej murowanymi faworytami.

Najciekawiej w pewnym sensie zapowiada się jednak rywalizacja z Hiszpanami, bo po prostu w całej historii reprezentacja Polski się z tą kadrą dość rzadko mierzyła. Dzieje naszych potyczek z Niemcami, Anglikami czy nawet Włochami są o wiele bogatsze.

Z koszyka numer trzy grozi nam rewanż za Euro 2016 i grupowe starcie z Portugalczykami. Poza tym, los może skojarzyć nas również z reprezentacją Turcji, Szwecji, Czech oraz… Austrii. Teoretycznie najwygodniej byłoby zmierzyć się z tymi ostatnimi, wszak kadra Brzęczka pokonała Austriaków w eliminacyjnym dwumeczu. Ale jak tak sobie przypomnimy przebieg tych spotkań, zwłaszcza starcia na Stadionie Narodowym, to zaraz rzednie nam mina. Dobrze jednak, że odpada nam perspektywa konfrontacji z Danią. Nieszczęsne 0:4, które tak dotkliwie nadkruszyło drużynę Nawałki, wciąż nie wywietrzało jeszcze z naszej pamięci.

No i wreszcie czwarty kosz. Jeżeli wylądujemy z Włochami w grupie A, czeka nas starcie z Finlandią bądź Walią. Tylko w tym wariancie rywala z ostatniego koszyka poznamy już dzisiaj, a nie po marcowych barażach. Jeśli los przydzieli nas natomiast do grupy D, to mamy w perspektywie starcie z Szkocją, Izraelem, Norwegią bądź Serbią. W grupie E – przynajmniej teoretycznie – szykuje się odrobinę trudniejsze zadanie, czyli rywalizacja z kimś z grona: Bośnia i Hercegowina, Irlandia Północna, Irlandia i Słowacja. Z kolei w grupie F możemy mieć albo najłatwiej, albo najtrudniej, ponieważ jeszcze nie wiadomo, czy przyjdzie nam się tam mierzyć z kimś z najmocniej obstawionej drabinki barażowej (Islandia, Rumunia, Bułgaria, Węgry) czy tej z pozoru najcieńszej (Białoruś, Gruzja, Kosowo, Macedonia Północna). Wszystko zależy tutaj od Rumunów – jeżeli to oni awansują na Euro, grają na pewno w grupie C. Jeśli play-offy przejdzie ktoś innych – Islandczycy, Bułgarzy lub Węgrzy – to trafi do grupy F.

Do wszystkich tych kalkulacji dochodzą też kwestie organizacyjne.

Jeżeli Polska trafi do grupy A, czekają nas piekielne podróże na linii Rzym – Baku, czego chyba wszyscy uczestnicy turnieju chcą za wszelką cenę uniknąć. Pozostałe opcje są już znacznie wygodniejsze. Warianty brytyjski (Londyn – Glasgow w grupie D), baskijsko-irlandzki (Bilbao – Dublin w grupie E) i kontynentalny (Monachium – Budapeszt w grupie F) wyglądają nieźle i są logistycznie do zaakceptowania. Grupa A to pod tym względem kompletna katastrofa.

Powiecie: bałagan, farsa, idiotyczne kombinacje, tradycja mistrzostw Europy zbrukana. I będziecie mieli sporo racji. Niemniej – gra się tak jak przeciwnik pozwala, a w tym przypadku największym przeciwnikiem uczestników mistrzostw okazała się europejska federacja. Nie ma co kręcić nosem, tylko ściskać kciuki, by los oszczędził nam dzisiaj najmocniejszych oponentów i najbardziej wyczerpujących podróży.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...