Reklama

Skandalista i wielki piłkarz. Przeczytaj fragmenty biografii Christo Stoiczkowa!

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2019, 15:21 • 6 min czytania 0 komentarzy

Jak zdobyć Złota Piłkę, a później ją zgubić? Jak sprawić, że na twój widok drży ze strachu sam Gennaro Gattuso? Niewielu było w historii piłki tak charakternych piłkarzy, jak Christo Stoiczkow. Gdy Luis van Gaal wyrzucił go z treningu, poszedł poleżeć do jacuzzi i podelektować się szampanem. Nabawił się ksywki “pies”, bo w dzieciństwie gryzł kolegów. Kiedy sędzia pokazał mu czerwoną kartkę, nadepnął korkiem na jego nogę. Szaleniec? Trochę tak. Chuligan? Owszem. Ale i bez wątpienia wielki piłkarz i to z tych, którzy oddają na boisku całego siebie.

Skandalista i wielki piłkarz. Przeczytaj fragmenty biografii Christo Stoiczkowa!

Na polskim rynku ląduje jego szczera biografia. To książka o gościu, który o Realu Madryt “zażartował”: – Dlaczego Real Madryt nie wydaje swojej serii znaczków pocztowych? Bo nie wiadomo by było, na którą stronę trzeba napluć.

To książka o legendzie piłki, która niczym nie pasowała do podążającej za ideą „Mes que un club” Barcelony, która wychowuje ułożonych chłopców.

To książka o piłkarzu, którego mimo szeregu skandali i afer chciał mieć u siebie każdy klub na świecie.

Przeczytajcie fragmenty:

Reklama

TUTAJ MOŻESZ ZAMÓWIĆ AUTOBIOGRAFIĘ CHRISTO STOICZKOWA 

***

W 39. minucie Chendo powalił mnie brutalnym atakiem tuż przed naszą ławką. Cały nasz sztab oraz wszyscy rezerwowi skoczyli wściekli w kierunku boiska. Cruyff wymachiwał rękoma niczym zestresowany dyrygent. Bombardował słownie sędziego i żądał kartki dla Chendo. W odpowiedzi arbiter sięgnął do kieszeni i… pokazał żółty kartonik naszemu trenerowi.

Buczenie widowni nagle osiągnęło natężenie hałasu przynajmniej trzech boeingów. Publiczność wyjęła białe chusteczki i zaczęła skandować: „Tak, tak, tak wygrywa Madryt!”.

Kataloński refren przeciwko niesprawiedliwości przeplatał się na Camp Nou z głośnymi gwizdami. Chciałem ostudzić nieco atmosferę i wszedłszy między awanturujących się, poprosiłem swoim sympatycznym, plażowym hiszpańskim o kontynuowanie gry. Do końca pierwszej połowy usilnie potrzebowaliśmy gola. To było najważniejsze. Jednak Johan nie przestawał obrażać sędziego, który wykazał się wreszcie niespotykaną odwagą – wyrzucił go z boiska! Czerwona kartka dla wszechobecnego Cruyffa na samym Camp Nou!

Ech, wtedy i ja zwariowałem. Niezasłużenie wygnano mojego trenera – człowieka, który mnie bronił i który przez wzgląd na mnie sprzeciwił się aktowi niesprawiedliwości. I jak nie wystartowałem do tego sędziego… Głównie po bułgarsku, ale wtrąciłem także hiszpańskie wyzwiska typu cabrón i inne, które zdążyłem już poznać. Nagle hop – niespodzianka! Okazał się być przygotowanym. „No mama, no mama!” – tylko to powtarzał. Najwyraźniej wśród sędziowskiej gildii zorientowano się, że przeklinam po bułgarsku, i odrobiono lekcję z „mamowania”. Jednak nic już nie mogło mnie powstrzymać. Autopilot włączony, opcja „reaguj natychmiast”.

Reklama

W całym tym zamieszaniu sędzia dał mi żółtą kartkę. Ale ja, niczym byk, szarżowałem na czerwień. Wyśmiałem go ku uciesze publiki. A on jakby tylko na to czekał – pokazał czerwony kartonik! I po ptakach – nie mogłem już cofnąć czasu. Jeśli myślał, że wyrzucenie mnie i Cruyffa załatwi sprawę, grubo się pomylił. Najciekawsze dopiero nadchodziło – zaserwowałem mu zemstę nie na zimno, nie na gorąco, a dosłownie na wrzątek!

„Nadepnięcie stulecia!” Taki mianem media określiły moją agresję. Zrobiłem to odruchowo, ze złośliwości i bezradności, nie myśląc o konsekwencjach czy koszmarnym wirze, do którego miałem wpaść. Z powodu jednej pomyłki cała moja kariera mogła pójść do diabła. Mogłem stracić wszystko to, o co jak dotąd walczyłem niczym ranny tygrys.

Nadepnąłem piętą na prawą nogę sędziego, niezbyt mocno, a on skoczył jak oparzony. Publiczność zakołysała się jak w transie. Określenie „wrzący wulkan” nie jest wystarczająco dobitne, by opisać to, co się wydarzyło. Aby wyeliminować ryzyko dalszych ekscesów, sztab oddelegował mnie do szatni. Odchodziłem zrozpaczony, ale za to towarzyszyło mi moje imię – energicznie skandowane przez 100 tysięcy kibiców na trybunach. Przypominałem gladiatora, któremu widzowie kciukiem wzniesionym ku górze darowali życie. W tamtej chwili, kiedy opuszczałem boisko, naprawdę nie wiedziałem, dokąd doprowadzi mnie cała ta histeria.

77108009_462075507750095_8220800157411704832_n

***

Moja wojna z van Gaalem zaczęła się już od naszego pierwszego spotkania. Zjawił się w szatni na Camp Nou niczym Russell Crowe w Gladiatorze. Spoglądał na wszystkich zawodników wyzywająco i z pogardą. Okej – jakoś to przyjąłem. Taki styl. Nienormalny, ale własny. Nagle van Gaal zwęził nozdrza i zaczął węszyć niczym buldog, kręcąc głową na boki.

– Auu, czuję tu zapach Cruyffa! Auu, jak bardzo czuć!

Nie wytrzymałem i zacząłem przedrzeźniać go głośno:

– Tak pachnie zwycięstwo, senior! Przyzwyczajaj się!

Nic na to nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie ponuro i stało się jasne – od tego momentu byliśmy wrogami. Faktycznie okazałem się pierwszym słynnym zawodnikiem w wielkim futbolu, z którym van Gaal wszedł na wojenną ścieżkę. Później przerobił to samo również z Rivaldo, Ribérym, Lucą Tonim i innymi.

Świat piłki nożnej pojął, że ten trener nie może pracować z gwiazdami. W naszym przypadku istniało drugie dno konfliktu. Ja byłem ostrzem Cruyffa, a to właśnie Robson zatrudnił do swojego sztabu w Barsie José Mourinho. Ten fakt okazał się później korzystny dla całego światowego futbolu. Portugalski młodzieniec zaimponował mi od samego początku. Całymi dniami ciężko harował z przerwami jedynie na… oddech.

Latający Holender wyrzucił swego czasu van Gaala z Ajaxu. Z tego powodu byli śmiertelnymi wrogami od dziesięcioleci. Szczerze i bez odrobiny stronniczości powiem wam jedno: Mister słusznie wygonił tego „kopacza” ze słynnego Ajaxu. Zrozumiałem to podczas któregoś z treningów, do którego Louisik się przyłączył, by zagrać z nami, a my śmialiśmy się do rozpuku. Jakbyśmy zatrudnili klauna, żeby nas rozbawiał. Czaiłem się na odpowiedni moment, by trafić piłką w ten jego wielki czerep, i w końcu miałem go na muszce. Strzeliłem mocno, ale piłka odbiła się od olbrzymiego ciała i wpadła do bramki. Van Gaal przewrócił się po uderzeniu, ale gdy zobaczył piłkę w siatce, skoczył na równe nogi i zaczął biegać w kółko z uniesionymi triumfalnie rękoma, krzycząc: „Goool, goool, goool!”. Wtedy ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu, że ma coś nie tak z główką. Kapusta, w której go mama znalazła, musiała być nieźle nadgnita!

Nastąpiła seria dotkliwych przytyków pod moim adresem. Mścił się na mnie, zostawiając na ławce rezerwowych, a ja z kolei bojkotowałem go w trakcie treningów i wykorzystywałem każdą okazję, żeby mu dogryźć. Drużyna stała po mojej stronie, więc chcąc pokazać, kto tu jest szefem, van Gaal natychmiast wyrzucił mnie z ćwiczeń. Kolejny raz stał się pośmiewiskiem. Zamówiłem z barku półmisek z ośmioma rodzajami owoców i szampana, rozsiadłem się w ogromnym jacuzzi w szatni i przywitałem go toastem.

Pokazałem mu, jak wygląda w praktyce dewiza: „Jedz i pij jak Christo Stoiczkow”. A van Gaal, starszy i jak można by sądzić, bardziej doświadczony człowiek, zamiast spróbować znaleźć ze mną wspólny język, zdecydował się kontynuować tę dziecinną wojnę. I to przeciwko niewłaściwemu człowiekowi na niewłaściwym dla niego miejscu.

ZAMÓW BIOGRAFIĘ CHRISTO STOICZKOWA

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...