Wisła Płock po fatalnym początku odbiła się od dna tak mocno, że uderzyła głową o sufit Ekstraklasy. ŁKS po ośmiu porażkach z rzędu ostatnio dźwignął się i w trzech meczach zdobył siedem punktów. Nawet po Arce widać jakieś symptomy tego, że może (MOŻE!) będzie lepiej. A Korona Kielce? Jak była żenująca, tak żenująca jest dalej i nie widzimy krzty nadziei na to, że nagle karta się odwróci. Dziś kielczanie z Gliwic wywieźli – tak dla odmiany – zero punktów. A Piast po cichaczu obejmuje prowadzenie w lidze.
Stało się. Korona właśnie spadła ze średnią strzelonych bramek do wyniku poniżej 0,5 gola na mecz. Dzisiaj więcej goli od kielczan ma w lidze Christian Gytkjaer, Jesus Imaz, Paweł Brożek i Jorge Felix. Oraz – co jasne – pozostałe piętnaście drużyn Ekstraklasy. Ostatni raz zawodnik Korony z gry trafił do siatki rywala niemal dokładnie miesiąc temu – 27 września Radin pierdyknął z dystansu i siadło w bramce Matusa Putnockiego. Później był mecz z ŁKS-em – jeden gol, zdobyty po niesłusznym karnym. Później żenujący występ u siebie z Wisłą Płock. No i dzisiaj, 0:1 w Gliwicach.
Nie mogliśmy się nadziwić, gdy Kazimierz Węgrzyn po ostatnim gwizdku niemal zachwycał się grą Korony Kielce. Że pod względem gry zrobili duży progres, że stwarzali sytuacje, że wygrywają pojedynki. Fantastycznie. Problem jest tylko taki, że trudno nie zrobić progresu, gdy tydzień temu zagrało się tak katastrofalnie. Nic z tego, że stwarza się sytuacje, gdy się ich nie wykorzystuje. A co do wygrywania pojedynków – jeśli to ma być jedyna siła kielczan, to lepiej już powoli składać papiery na licencję pod grę w I lidze.
Dużo trafniejszy był dla nas komentarz Kuby Żubrowskiego po meczu, który stwierdził, że generalnie w futbolu są proste zasady i jak nie strzelasz goli, to nie masz co liczyć na zwycięstwo. Ten sam Żubrowski jakiś czas temu udzielił bardzo fajnego wywiadu “Przeglądowi Sportowemu”, gdzie bardzo wyraźnie przejechał się po tych zachwytach nad słabymi meczami w słabej lidze. No i mamy wrażenie, że dzisiaj ten wywiad mógłby przeczytać pan Węgrzyn.
Bo w tym meczu działo się, ale głównie okresami. I pod względem “działo się” mamy na myśli emocje, bo raczej nie wysoki poziom sportowy. Piast z początku dał się sprowadzić do poziomu Korony. A że kielczanie są przyzwyczajeni już do gry na tym pułapie, to wygrywali doświadczeniem. Z tej kopaniny urodziły się dwie bardzo dobre okazje Djuranovicia. Problem w tym, że zdanie zwrot “bardzo dobra okazja Djuranovicia” zakłada, że wykańczać ją musi właśnie ten nieszczęsny napastnik.
A że jest koszmarnie słaby, to nie wykorzystuje.
Piasta przy życiu utrzymał Plach, później oddech Koronie dał Parzyszek najpierw dochodząc do sytuacji, a później je marnując. Czyli tak, jak to z Piotrem bywa.
Ale już przy golu miał swój udział – przedłużył wrzutkę Hateleya z rzutu wolnego, piłkę zebrał Rymaniak, dośrodkował do Felixa, ten wygrał pojedynek w powietrzu i z bliska trafił do siatki.
Felix.
Wygrał.
Pojedynek w powietrzu.
Tak, to nie nasza pomyłka. Michał Gardawski zdołał przegrać główkę z Jorge Felixem, który nie należy nawet do grona najwyższych skrzydłowych Piasta. Ale Gardawski dzisiaj urządzał sobie taki festiwal wylewu, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby przegrał główkę z Marcinem Garuchem, bieg na setkę z van der Hartem i dyktando ze Smudą.
Jeden gol wystarczył, by Koronę w tym meczu pozbawić jakichkolwiek punktów. Strzelenie choćby jednego gola Koronie to trochę jak zaklejenie oka Cyklopowi – drugiego nie ma, nic już nie zrobi. No i nie zrobiła.
Piast zatem nie grając wcale wielkiego meczu wskoczył na fotel lidera (przynajmniej do starcia Wisły Płock), a generalnie w ostatnich pięciu kolejkach zdobył trzynaście na piętnaście możliwych do zdobycia punktów. Pamiętajmy – latem odeszli Sedlar, Valencia, Dziczek, Tomczyk, Mak, na początku sezonu nie było Jodłowca, kontuzjowany nadal jest Czerwiński. A Fornalik tu załatał Rymaniakiem (czwarta asysta w sezonie), tam wymyślił nową pozycję Milewskiemu, obrona załatana Malarczykiem. No i ma prawdopodobnie najlepszego trenera w lidze. Tyle wystarczy, by być liderem.
fot. FotoPyk