No i stało się – Ajax nie wygrywa trzeciego meczu z rzędu w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Sensacyjni półfinaliści z ubiegłego sezonu dali się przed własną publicznością zaskoczyć londyńskiej Chelsea, co dość znacząco gmatwa sytuację w grupie H. Czy był to wielki mecz? Nie. Czy było to spotkanie szalenie emocjonujące, wyrywające z fotela? Też nie. Ale trzeba przyznać, że obie ekipy zaprezentowały trochę niezłej piłki. Ze szczególnym uwzględnieniem londyńczyków, którym trzy punkty się dzisiaj najzwyczajniej w świecie należały.
To był mecz, od którego na kilometr pachniało kalkulacjami. Łatwo można wydedukować, jak kombinowali obaj szkoleniowcy. Erik ten Hag zapewne myślał sobie przed meczem mniej więcej tak: “Nie będziemy się za mocno odsłaniać. Mamy już sześć punktów na koncie, oni frajersko przegrali u siebie z Valencią. Muszą poszukać zwycięstwa, my możemy ich zamordować kontratakami”. Z kolei Frank Lampard snuł pewnie takie rozmyślania: “Przegraliśmy u siebie z Valencią. Jak dzisiaj znowu dostaniemy w łeb, mamy trzy punkty po trzech meczach i w następnej kolejce jesteśmy już pod ścianą. Zaczniemy spokojnie, a jak w końcówce nadarzy się okazja, żeby ich załatwić, to pójdziemy po trzy punkty”.
Skąd te przypuszczenia? Cóż – wskazuje na nie przebieg meczu. Do przerwy spotkanie było bardzo wyrównane. Obie strony niby grały na wysokich obrotach, niby miały swoje sytuacje, ale też widać było, że jedni i drudzy nie zapominają o zdrowym rozsądku i mają zakadowaną w podświadomości sławetną “grę na zero z tyłu”. Jeżeli chodzi o gospodarzy, którzy dość mocno dawali się rywalom we znaki w bocznych sektorach boiska, to najbliższej trafienia był Quincy Promes. Ba, najbliżej. On nawet wbił futbolówkę do siatki, ale okazało się, że w momencie podania był na minimalnym spalonym.
Pod słowem “minimalny” kryje się w tym przypadku – dosłownie – kilka, może kilkanaście centymetrów. Czubek buta. Promes zdążył wykonać cieszynkę, bo był przekonany, że wykorzystał złe ustawienie Kurta Zoumy i zdobył prawidłowego gola. Jednak sędzia w porozumieniu z VAR-owcami rozwiał te marzenia.
Chelsea też zagrażała bramce przeciwników. Brakowało jednak chłodnej głowy w szesnastce Onany. Callum Hudson-Odoi spokojnie mógł zejść na przerwę z golem na koncie, lecz okrutnie partaczył dogodne sytuacje.
W drugiej połowie Ajax wyraźnie siadł. Z minuty na minutę coraz gorzej wyglądali gospodarze w rozegraniu piłki, ich próby spokojnego wyjścia spod pressingu przepoczwarzyły się w zagrywanie futbolówki w chaotyczny sposób. Chelsea zaczęła wyraźnie górować, zyskała zdecydowaną przewagę. Oczywiście The Blues nie ustrzegli się paru pomyłek w defensywie – to jeden z największych problemów ekipy Franka Lamparda w tym sezonie – nonszalancja w grze obronnej i kłopoty z szybkim powrotem w okolice własnej szesnastki po przeprowadzeniu ataku. Niemniej – londyńczycy generalnie mogli się po przerwie podobać, a Ajax zaczął się okrutnie na boisku męczyć. Kluczowe dla końcowego wyniku okazały się natomiast zmiany Lamparda. Angielski manager dokonał dwóch szybkich korekt w składzie – w 66 minucie wpuścił do boju Pulisicia za Williana, a parę chwil później oddelegował na boisko Batshuayia za niepocieszonego Abrahama.
To nie były jakieś hurra-ofensywne decyzje Lamparda, ale obie zrobiły różnicę na boisku. Belgijski napastnik wprawdzie swoje pierwsze dogodne sytuacje popisowo sknocił, lecz w 86 minucie gry wpakował piłkę do siatki po dobrej akcji i asyście Pulisicia. Bramka była idealną puentą dla przewagi Chelsea w drugiej części gry.
Potem Ajax jeszcze próbował szarpnąć i niewiele w sumie brakowało, a pod bramką Chelsea zrobiłoby się gorąco, gdy Zouma w sposób kompletnie nieodpowiedzialny stracił futbolówkę w środkowej strefie boiska. Pożar ugasił jednak doskonale ustawiony Jorginho.
Jakie wnioski po tym meczu? Cóż – można pokusić się o kilka. Po pierwsze, co chyba nie będzie wielkim odkryciem – Ajax, zwłaszcza jeżeli chodzi o szeroko rozumianą kulturę gry w środkowej strefie boiska, potężnie odczuwa brak Frenkiego de Jonga. Zresztą, Matthijs de Ligt również dokładał swoją cegiełkę do gry Joden w tym względzie. To już nie jest ta drużyna, która w ubiegłym sezonie tak oczarowywała szybkim ruchem futbolówki, wymiennością pozycji, ofensywnym rozmachem. Dwa pierwsze zwycięstwa Ajaksu, bardzo przecież okazałe, chyba nie do końca oddawały realną siłę tej drużyny. Choć gdyby w drugiej odsłonie dzisiejszego meczu zawodnik Joden trafił nie w słupek, lecz prosto do siatki, to pewnie gadka byłaby w tej chwili inna. Ot, futbol.
Chelsea zaś… Jest z tygodnia na tydzień coraz groźniejsza, coraz mocniejsza, coraz lepiej poukładana. Młode wilczki, którym tak bardzo ufa Lampard, odpłacają mu się z nawiązką, ale – co również niezwykle istotne – formę łapią też weterani. Dzisiaj świetny mecz rozegrał choćby Azpilicueta, mógł się podobać, zresztą nie po raz pierwszy w tym sezonie, wspomniany wyżej Jorginho. W grupie H na pewno będzie jeszcze ciekawie. W tej chwili Chelsea i Ajax mają po sześć punktów na koncie, a Valencia, która właśnie mierzy się z Lille, zdobyła do tej pory trzy oczka. Francuzi wyglądają na razie autsajderów, lecz absolutnie nie należy ich skreślać.
Tutaj nikt nie może być jeszcze niczego pewny. I bardzo dobrze.
Ajax – Chelsea 0:1
M. Batshuayi 86′
fot. NewsPix.pl