Tenisowy sezon powoli dobiega końca, na horyzoncie pozostały już tylko dwa turnieje. Z pierwszym z nich pożegnał się Hubert Hurkacz, przegrywając w z Karenem Chaczanowem 4:6, 6:7. Fajerwerków nie było z żadnej strony, ale to rywal Polaka czuł się na korcie pewniej i popełniał znacznie mniej błędów własnych.
Nie ukrywamy, że bardzo liczyliśmy na zwycięstwo Huberta. Występ w Wiedniu miał być jego przedostatnim w tym sezonie, bo w terminarzu do skreślenia pozostał już tylko turniej w Paryżu. Każde zwycięstwo, każdy pokonany rywal były natomiast na wagę złota. Przypomnijmy, że Polak walczy o miejsce w najlepszej trzydziestce-dwójce rankingu ATP, która zagwarantuje mu prawo rozstawienia w styczniowym Australian Open. Czemu to takie ważne? A choćby dlatego, żeby nie powtórzyła się sytuacja z tegorocznego US Open, kiedy już pierwszej rundzie trafił na Novaka Djokovica.
Nikt jednak awansu za uśmiech nie daje. Polski tenisista musiał powalczyć o zwycięstwo z mocnym Chaczanowem. Mówimy o dziewiątej rakiecie świata, a drugiej w Rosji, bo za jeszcze lepszego zawodnika należy uznać jego rówieśnika – Daniła Miedwiedwiewa. Nasi wschodni sąsiedzi mogą zresztą z wielkim optymizmem patrzeć w przyszłość. W najlepszej dwudziestce-piątce rankingu ATP mają w końcu jeszcze jednego rodaka, najmłodszego z trójki, 22-letniego Andreya Rubleva. W wyścigu o zastąpienie na szczycie gigantów tenisa (z tym, że ten wyścig trwa już lata i zdaje się nie mieć końca), bez wątpienia zajmują pole position. Hurkacz mierzył się z Khachanovem po raz pierwszy. Był to też dla niego debiut na kortach twardych w Wiedniu.
Historia pierwszego seta nie należy do najbardziej pasjonujących. Zaczęło się od kulturalnej wymiany gemów, ale niestety pokojowy nastrój opadł już w czwartek partii. Chaczanow przełamał Polaka i do końca seta utrzymywał niewielką przewagę. Nasz reprezentant nie grał źle, nie tracił już swoich serwisów, zdarzały mu się przebłyski. Z przeciwnikiem tej klasy potrzebne było jednak coś więcej. Trochę szlifu, którego niestety zabrakło. Statystyki wyglądały bezlitośnie. Po przegraniu pierwszego seta, Hurkacz w tym sezonie tylko czterokrotnie był w stanie odrobić straty, ale aż osiemnastokrotnie schodził z kortu pokonany.
Wydawało się, że Polak musi skupić się na bronieniu swojego serwisu, ale niestety w drugim secie utracił go już na samym początku. Wszystko zaczęło się układać pod dyktando Chaczanowa i nic nie zapowiadało zmiany obrazu gry (0:2 w gemach). Polaka na szczęście nie opuszczały dobry humor, ani radość z gry. W czwartym gemie popisał się iście cyrkowym zagraniem, odbijając piłkę tyłem do siatki. Wyglądało to świetnie, a dodatkowo znacząco napędziło Huberta. Po chwili udało mu się po raz pierwszy przełamać rywala, ku ucieszy naszej oraz zgromadzonego na trybunach, fanklubu z Ełku. W kolejnego gema wszedł widocznie podbudowany i petardą w łapie, ale wtedy znowu dały znać o sobie indywidualne błędy. Skończyło się na przełamaniu za przełamanie, czyli z dużej chmury mały deszcz.
Niektórzy kibice prawdopodobnie powoli szykowali się do wyłączania odbiorników, ale okazało się, że Hurkacz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Stał na krawędzi porażki już przy swoim serwisie i stanie 3:5, ale uratował się, a po chwili po raz drugi w meczu przełamał rywala. Po szybkiej wymianie gemów, byliśmy świadkami tiebreaku. Niestety, w nim sprawdził się najgorszy scenariusz. Chaczanow szybko uzyskał prowadzenie 3:0, a po chwili Polak popełnił błąd w prostej sytuacji i było już 4:0. Potrzebny był zatem cudowny zwrot akcji, który niestety nie nastąpił. Hurkacz szybko pożegnał się z turniejem w Wiedniu, kończąc go bez punktów do rankingu ATP, ale za to z 17,4 tysiącami euro premii finansowej…
Fot. Newspix.pl