Wyliczyliśmy, że od sezonu 12/13 Korona Kielce ściągnęła dziewięciu kompletnie paździerzowych środkowych pomocników. Dziewięciu! Przez osiem sezonów! Tylko na jedną pozycję! Niebywała średnia.
A przecież Korona – patrząc na ostatnie lata – potrafiła też pozyskać wyróżniających się w kontekście całej ligi środkowych pomocników. Przykłady? Aleksandar Vuković, duży charakter, który nogi nigdy nie odstawił. Vlastimir Jovanović, swego czasu jeden z bardziej cenionych pomocników, łączony z klubami wyższego kalibru niż Bruk-Bet, do którego udał się po czasie spędzonym w Koronie. Z Lechem Poznań romansował także Vanja Marković, któremu przytrafiła się groźna kontuzja w momencie, gdy był na fali. Gwiazdą ligi w Koronie był Edi Andradina. Nawet Nabil Aankour i Goran Cvijanović dawali w Koronie dużą jakość. Obecnie najlepszym piłkarzem zespołu jest także środkowy pomocnik – Jakub Żubrowski.
Jednocześnie ta sama Korona to w ostatnich latach specjalistka od ściągania środkowych pomocników, którzy są w tej lidze… No właśnie, po co? Ani nie wnoszą wartości na boisku, ani poza nim. Doszło do takiego absurdu, że jesteśmy w stanie ułożyć z tych badziewiaków mały ranking. Jeśli zastanawialiście się zatem, jak to możliwe, że kielecki klub od zawsze nie ma kasy (zresztą teraz też się o nią ubiega z miasta), oto jedna z odpowiedzi. Ostrzegamy: im dalej w las, tym większe drewno.
9. Kyryło Petrow
Na tej liście ananasów jawi się nam jako pan piłkarz. Wychowywał się w Dynamie Kijów, pograł na poziomie ligi ukraińskiej, zdobył nawet złoty medal mistrzostw Europy U-19. Zapamiętamy go tylko z gola z dystansu przeciwko Wiśle – i to po rykoszecie. Poza tym okazał się kompletnie anonimową postacią. Proste decyzje, bezbarwna gra, udawanie, że jest się w Ekstraklasie po coś konkretnego. Pozbyto się go po dwóch rundach, choć swoje w życiu zarobił – między innymi w Kazachstanie czy Azerbejdżanie.
8. Ongjen Gnjatić
Przyznamy szczerze – nie jest aż tak bardzo paździerzowy i w odróżnieniu od reszty stawki ma dość niezłe CV. Ale to i tak nie znaczy, że zawyża poziom Ekstraklasy. Przeciwnie. Był wiodącą postacią w Radzie Belgrad, Plataniasie i Rodzie Kerkrade, która wyłożyła na niego 120 tysięcy euro. Swego czasu budził zainteresowanie PAOK-u czy APOEL-u. Nigdy w karierze nie strzelił gola, ale teoretycznie ma więcej cech destrukcyjnych. Problem w tym, że i na tym polu nie zawsze dojeżdża. W ostatnich dwóch meczach stawiał taki opór, jak ratlerek podczas grabienia domu.
7. Zlatko Janjić
Jego transfer to przykład na to, jak łatwo spalić w piecu klubowe pieniądze. Do Korony przyszedł po pół roku bez grania w piłkę, więc – tak mówiono – musiał się odbudować. Pierwszą rundę miał totalnie bezbarwną. W drugiej pojawiły się już jakieś przebłyski, ale wciąż można było określać go mianem badziewiaka. Po roku rozwiązał kontrakt z Koroną i wrócił do Niemiec. Dziś gra w lidze regionalnej (czwarty poziom rozgrywkowy). Tak trudno było przewidzieć, że nie wypali?
6. Aleksandrs Fertovs
Zupełnie szczerze – puka do waszych drzwi z pizzą ten gość. Poznajecie?
Oczywiście, że nie. Nie było w naszej lidze drugiego tak anonimowego piłkarza, który rozegrałby w niej prawie 50 meczów (dokładnie 47). Przez 1,5 roku w Koronie był podstawowym zawodnikiem. Bramki? Zero. Asysty? Zero. Kluczowe podania? Zero. Pamiętamy jakikolwiek jego atut? No nie. Kim on w ogóle był?
5. Charlie Trafford
Ile znaczy łatka reprezentanta kraju. Korona Kielce połasiła się na Kanadyjczyka i co więcej – wiązała z nim oczekiwania. Słusznie? Nie, bo okazał się szrotem dużego kalibru i swój dorobek w Kielcach zakończył na czterech meczach. Przygarnęła go Sandecja, w której wykręcił oszałamiające 170 minut, a później wylądował w drugiej lidze szkockiej. Z przystankiem w Finlandii, konkretnie w Rovaniemen Palloseura, którego barwy reprezentował przez cały miesiąc. To wiele mówi o Traffordzie. Drewno.
4. Oliver Petrak
Piłkarz-symbol. Gdy cały świat widział, że ten gość nie ma kompletnie żadnych atutów, Gino Lettieri uparł się: a właśnie, że ma! Gołym okiem było widać, że to szrot. W ofensywie nie proponował nic, Gino Lettieri usprawiedliwiał Bośniaka tym, że wcale nie jest od ofensywy, a rozbijania ataków. A że i to mu także średnio wychodziło? Włoski trener uspokajał: to dlatego, że przez pół roku przed przyjściem do Korony nie grał w piłkę.
No, ale Petrak się wcale nie rozkręcił, a z Korony odszedł w nieprzyjemnych okolicznościach. Facet, którego można było śmiało uznać za podstawowego zawodnika, został nagle zesłany do Klubu Kokosa. Finalnie rozwiązano z nim kontrakt. Całe Kielce odetchnęły z ulgą i straciły dyżurny powód do meczowej szyderki.
3. Seji Saito
Piękny przykład ligowej efemerydy. Podpisał z Koroną kontrakt w listopadzie 2012, a… w grudniu już go nie było. Przyszedł oczywiście po kilku miesiącach bez grania, więc może w klubie uznano, że się odbuduje. Wyszło – wiadomo jak. Po Koronie zaczepił się w Indiach, drugiej lidze łotewskiej, Indonezji, Bahrajnie i Makau. Życiowej odwagi Japończykowi nie odmawiamy. Umiejętności – już tak. Po co go zatrudniono? Na co liczono? Ile środków pochłonął ten absurdalny transfer? Nie wiadomo.
2. Nikon El Maestro
Już samo nazwisko El Maestro bije po oczach – pan piłkarz! Jego transfer został świetnie sprzedany: podobno Alex Ferguson aż zaniemówił, gdy zobaczył, co wyprawia w wieku jedenastu lat. Do Arsenalu próbował ściągnąć go sam Arsene Wenger, ale nie dał rady. Świat zachwycał się filmikami, w których Nikon El Maestro robi sztuczki. Robił w internecie tak dużą furorę, że na podstawie tych klipów zainteresowały się nim takie marki jak Real i Valencia.
Nikon El Maestro miał być produktem idealnym. Całe życie poświęcił piłce do tego stopnia, że nie chodził nawet do szkoły. Rodzina wolała wysyłać go na dodatkowe treningi, oczekując, że na talencie młodego chłopaka zbiją miliony. Cóż, ma w CV Valencię i Schalke, ale co z tego, skoro nie przebił się nawet w Koronie (0 meczów). Ostatnio tułał się trochę po niższych ligach austriackich, szybko zakończył karierę. Przypomnijmy – to wciąż nie tak stary chłopak, rocznik 1993. Z przygody z piłką zostało tylko nazwisko, które zmienił urzędowo, bo tak naprawdę nazywa się Jevtić.
1. Fabian Burdeński
Swoim pobytem w Kielcach udowodnił, że WCALE NIE ZOSTAŁ ZATRUDNIONY DLATEGO, ŻE KLUBEM KIEROWAŁ JEGO OJCIEC. Wcale! Rozegrał w Koronie 340 minut, na każdą z nich rzetelnie zapracował na treningach. Podczas meczów wyglądał jak człowiek z zupełnie innej ligi (wiadomo jakiej). W Kielcach spisywał się tak dobrze, że w nagrodę zafundowano mu półroczne wakacje. Nie musiał nawet pojawiać się w klubie na treningach, a swoje i tak kasował. Po prostu – legenda!
***
Osiem lat, dziewięć TOTALNIE paździerzowych nazwisk. Ponad jeden badziewiak rocznie na jedną pozycję. Grubo, nawet jak na standardy Ekstraklasy. Dalej pakujcie pieniądze w Petraków, a nie w skauting! Dobra droga!
Fot. FotoPyK