Z zazdrością patrzyliśmy wczoraj na kolejną rundę eliminacji do Ligi Mistrzów. Serce chciałoby, żeby polska drużyna odegrała rolę na przykład ekipy CFR Cluj, która najpierw wyrzuciła za burtę Astanę i Maccabi Tel Awiw, a teraz ograła 4-3 na Celtic Park znany szkocki zespół i powalczy dalej, ale rozum przypomina, że już od dawna nie dla nas kwitnie ten ananas. Nam pozostała walka o przetrwanie w rozgrywkach drugiej kategorii. Wszystko za sprawą Legii, która nie wywalczyła sobie zaliczki w pierwszym meczu z greckim Atromitosem, ale i tak pozostaje – przynajmniej zdaniem bukmacherów – faworytem do wywalczenia awansu.
I tak jak wiele możemy warszawskiemu klubowi na początku tego sezonu zarzucić, tak umiejętność prześlizgiwania się do kolejnych rund w walce o Ligę Europy wypada docenić. Bolały nas oczy, gdy patrzyliśmy na grę legionistów, bolały nas uszy, gdy słuchaliśmy tego, co po tych meczach mieli do powiedzenia, ale awanse były, czego nie można powiedzieć o Piaście Gliwice, Cracovii i Lechii Gdańsk. Oczywiście możemy też rozwodzić się na temat klasy drużyn, z którymi przyszło się Legii mierzyć, ale na to również można spojrzeć z innej strony.
KTO GÓRĄ DZIŚ W ATENACH?
Po pierwsze – to nie spadło Legii z nieba, zapracowała sobie na rozstawienie w poprzednich latach. Po drugie – FC Riga to też nie są bogowie futbolu, z Finami od Legii Łotysze pewnie stoczyliby wyrównany bój, a Atromitos, od którego w pierwszym meczu Legia była trochę lepsza, rozprawił się z Dunajską Stredą, pogromcami Cracovii.
Ale mniejsza z tym. Nie będziemy nikogo przekonywać, że dziś wieczorem wszyscy powinniśmy złapać się za ręce i kibicować naszemu ostatniemu przedstawicielowi w Europie, róbcie, co chcecie, ale pod obronę honoru polskich drużyn spokojnie ten mecz można podciągnąć. Oczywiście możecie odpowiedzieć, że nie można bronić czegoś, co dawno zostało utracone, ale spokojnie – zawsze może być gorzej.
Nie wierzycie? No to rzućcie okiem na te daty. Ostatnie lata pod kątem tego, kiedy dochodziło do ostatniego w sezonie meczu polskiej ekipy w pucharach.
2018/19: 16.08.2018 (Legia, Jagiellonia, Lech)
2017/18: 24.08.2017 (Legia)
2016/17: 23.02.2017 (Legia)
2015/16: 10.12.2015 (Lech, Legia)
2014/15: 26.02.2015 (Legia)
2013/14: 12.12.2013 (Legia)
2012/13: 30.08.2012 (Śląsk, Legia)
2011/12: 23.02.2012 (Wisła K., Legia)
2010/11: 24.02.2011 (Lech)
2009/10: 27.08.2009 (Lech)
2008/09: 26.02.2009 (Lech)
2007/08: 4.10.2007 (Dyskobolia)
Dobra, styknie, bo przesłanie jest proste – dziś mamy 14. dzień sierpnia i tak szybko z europejskich pucharów jeszcze nie odpadliśmy. Historia, kolejny beznadziejny jej rozdział, może napisać się na naszych oczach.
KTO AWANSUJE DALEJ?
I trochę wbrew temu, co sądzą bukmacherzy, szanse są na to dość spore. Jeśli Aleksandarowi Vukoviciowi niedawno przeszkadzały warunki w Kielcach, to dziś w Atenach o 18 będą one zdecydowanie trudniejsze. Jednak to nie w pogodzie widzimy największe problemy. Legia ma ogromny kłopot ze strzelaniem bramek, a już szczególnie z akcji. Na osiem spotkań w tym sezonie połowę bezbramkowo zremisowała, dwa razy wcisnęła po golu, raz udało się strzelić dwa, no i raz w rewanżu z Europa FC bramkarz przeciwników wyciągał piłkę z siatki trzykrotnie.
Dziś wypadałoby coś wcisnąć. No chyba, że liczymy na karne, ale tu można się przeliczyć. Dunajska Streda dostała w Grecji dwie sztuki do 30.minuty i choć później do meczu wróciła, to ostatecznie te gole zdecydowały.
Fot. FotoPyK