Nie było łatwo wrócić do rywalizacji po poniedziałkowej śmierci Bjorga Lambrechta na trasie Tour de Pologne. Choć rozważano nawet jego przerwanie, zdecydowano się kontynuować wyścig, a kolarze zgodnie uznali, że chcą w nim jechać. Cały peleton stawił się więc dziś na trasie etapu z Wieliczki do Bielska-Białej. Najlepszy – ponownie, bo wygrywał już w niedzielę – okazał się Luka Mezgec.
*****
Partnerem relacji z trasy Tour de France i Tour de Pologne jest marka szwajcarskich zegarków Tissot
*****
Śmierć w tym sporcie to nie nowość. Każdy z kolarzy zdaje sobie sprawę, czym może skończyć się jazda na rowerze przy takich prędkościach. Michele Scarponi, Michael Goolaerts, Wouter Weylandt, Andriej Kiwilew, Antoine Demoitie, Daan Myngheer – to kilka pierwszych nazwisk, które przychodzą do głowy. Wyłącznie z XXI wieku, nie trzeba cofać się daleko. Każda śmierć zawodnika niezmiennie jednak szokuje i pozostawia w smutku cały peleton oraz fanów.
W poniedziałek do tej listy dopisaliśmy, niestety, Bjorga Lambrechta. Młody Belg z Lotto Soudal zmarł na stole operacyjnym, choć kibice, ratownicy i lekarze zrobili wszystko, żeby go uratować. Na trasie wyścigu upadł i uderzył w betonowy przepust. Obrażenia okazały się śmiertelne. Gdy tylko wieść o tym podano do publicznej informacji, jasne stało się, że to już nie będzie ten sam wyścig. Ba, zastanawiano się nawet, czy Tour de Pologne w ogóle pojedzie dalej.
Pojechało. Bez ścigania. Bo tak właśnie wyglądał wczorajszy etap. Z Jaworzna na Kocierz, gdzie miały mieć miejsce pierwsze poważne przetasowania w stawce, kolarze jechali nie by walczyć o zwycięstwo, a dla uczczenia pamięci Belga. Na starcie minuta ciszy, potem 48 kilometrów, gdy na czele jechała ekipa Lotto Soudal z Tomkiem Marczyńskim w składzie, który zresztą pod swoją koszulką miał wyraźnie widoczny numer 143, należący do Lambrechta. Czesław Lang poinformował zresztą, że “143” nie założy na Tour de Pologne już więcej żaden kolarz – numer zostanie bowiem zastrzeżony. Wracając do etapu – po 48 kilometrach nastąpiła przerwa. Dłuższa, ku zadumie. Po niej na czele zmieniały się kolejne ekipy. I tak dojechano do końca. Ze smutkiem na twarzach i łzami w oczach.
Dziś jednak wszystko wróciło do „normy”. W cudzysłowie, bo trudno o takiej pisać po tym, co się stało. Śmierć Lambrechta wciąż rzuca przecież cień na wyścig. Ten jednak trwa, nawet dla kolarzy Lotto Soudal, którzy zdecydowali, że chcą jechać dalej. I dziś walczyli o zwycięstwo, podobnie jak pozostali zawodnicy. Etap z Wieliczki do Bielska-Białej (gdzie w zeszłym roku w tak wspaniałym stylu triumfował Michał Kwiatkowski), miał po drodze przygotowanych kilka atrakcji, które sprawiały, że warto było go oglądać.
Hucisko, Rychwałd i Przegibek – to trzy premie górskie, które pokonywali dziś kolarze. Dwie drugiej kategorii, ta ostatnia pierwszej. I to na Przegibku odpadało od peletonu wielu zawodników. Choćby Maciej Bodnar, który wcześniej w fantastycznym stylu pracował na rzecz Pascala Ackermanna i Rafała Majki, przewodząc Borze przez dobrych 80 kilometrów. To też właśnie na tamtym podjeździe, peleton dogonił ucieczkę, która wcześniej się od niego oderwała.
Niedługo jednak wszyscy kolarze jechali razem – od głównej grupy szybko odłączyła się bowiem trójka Matej Mohorić, Tsgabu Grmay i Simon Geschke z CCC Team. Udało im się zyskać nawet pół minuty przewagi nad peletonem. Z przodu utrzymywali się przez kilkanaście kilometrów jazdy przez ulice Bielska-Białej. Peleton przyśpieszył jednak kilka kilometrów przed metą i złapał uciekinierów. Potem samotnej akcji próbował jeszcze jeden z faworytów wyścigu – Miguel Angel Lopez, ale nie udało mu się odjechać. Wiadomo więc było, że wszystko rozstrzygnie sprinterski finisz.
W tym najlepiej zaprezentował się Luka Mezgec z Mitchelton-Scott, dla którego to drugie etapowe zwycięstwo w tej edycji Tour de Pologne. Liderem pozostał jednak Pascal Ackermann, również mający na koncie dwa triumfy. Rafał Majka? Był szósty. Finiszował naprawdę dobrze, ale w kluczowym momencie drogę zajechał mu jeden z rywali, przez co Polak nie był w stanie przebić się wyżej. Wiemy jednak, że Rafał czeka na góry. A te już jutro, gdy kolarze pojadą z Zakopanego do Kościeliska. Pojutrze za to ostatni, kluczowy etap w Bukowinie Tatrzańskiej. Jeśli nasze oczekiwania się spełnią, to “Zgred” wystąpi tam w jednej z głównych ról.
Fot. Newspix