Wisła Kraków przetrwała trzęsienie ziemi, ale to nie oznacza, że już odkopała się z gruzów. Dokończyła ligę, zdobyła licencję na kolejny sezon PKO Bank Polski Ekstraklasy, płaci zawodnikom, a w letnim oknie transferowym przy Reymonta nie podjechał już wagon, który zabrał niezadowolonych piłkarzy. To pozytywy, które mimo wszystko trzeba traktować w kategoriach sukcesu. Pożar został ugaszony.
Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!
Trzeba to jednak podkreślać przy każdej okazji – sytuacja klubu wciąż jest bardzo niestabilna. “Biała Gwiazda” potrzebuje kolejnego kroku w stronę wyjścia z kryzysu i musi postawić go pod ramię z nowym inwestorem. Dopóki nie znajdzie się sposób na spłacenie ogromnych długów, każdy kolejny sezon będzie tylko przejściowym. Nawet, jeśli Wisła będzie w stanie finansować bieżącą działalność. Nawet, jeśli według prognozy finansowej w 2019 roku wykaże pięciomilionowy zysk. Nawet, jeśli udało się podpisać umowę na dalszą dzierżawę stadionu (na takich warunkach jak w poprzednim sezonie – 123 tysiące złotych za mecz, płatne do 48 godzin przed jego rozpoczęciem).
W ostatnich tygodniach wiele działo się w Krakowie, zwłaszcza w rozmowach na linii klub – miasto. Długi Wisły sprzed lat za dzierżawę stadionu klarują się na poziomie 5 milionów złotych, większość zobowiązań jest objęta postępowaniem sądowym, co stanowi dla “Białej Gwiazdy” nieprzyjemną presję. Trwają rozmowy o rozłożeniu zaległości na raty. Klub zaproponował ponadto dwie inne formy obsługi zadłużenia: sprzedaż miastu obligacji (propozycja została odrzucona) oraz pakietu reklamowego (który miałby zawierać m. in. reklamowanie się na koszulkach). Gdy tylko padły pierwsze deklaracje o tym, że drugi z pomysłów jest godny rozważenia, o podobne wsparcie wystąpiła Cracovia.
Doszło także do zmiany w gabinecie prezesa. Formalnie stanowisko opuścił Rafał Wisłocki, który rzucił się na ratunek Wisły w dramatycznym momencie, za co do końca życia powinien pić w Krakowie za darmo. Sternikiem klubu, już oficjalnie, został Piotr Obidziński, zatrudniony w Wiśle do sprawnej restrukturyzacji (oficjalna funkcja: wiceprezes zarządu pełniący obowiązki prezesa). Użyliśmy słowa “formalnie”, bo tak naprawdę rola Obidzińskiego specjalnie się nie zmieni.
Trudne miesiące w Wiśle odbijają się na sferze sportowej. Okno transferowe huczne nie było, choć można znaleźć kilka pozytywów. W zeszłym sezonie udało się bezproblemowo utrzymać na fali entuzjazmu i całego zrywu. Obecnie jest spokojniej. Ale jeśli Wisła ma wyjść na prostą i znaleźć inwestora, utrzymanie się w lidze musi być dla niej koniecznością.
Przy obecnej kadrze – raczej nie ma powodów do obaw.
OCENA ROZDANIA (skala 1-5): 3
Ocena lekko zawyżona, ale musimy mieć świadomość, w jakich realiach obraca się Wisła Kraków. Pozytywy okna widzimy dwa.
Pierwszy – udało się utrzymać kadrę. Swoją umowę o rok przedłużył Jakub Błaszczykowski, co jest świetną informacją nie tylko dla Wisły, ale i całej ligi. Nową umowę podpisze także Paweł Brożek, wciąż nie są jasne losy Rafała Pietrzaka, który trenuje z “Białą Gwiazdą”, ale chętnie skusiłby się na jakąś opcję zagraniczną. Oferty póki co nie nadchodzą, a lewy obrońca zadeklarował, że do innego klubu w PKO Bank Polski Ekstraklasie się nie wybiera. Na ten moment odeszło tylko dwóch piłkarzy, których Wisła może naprawdę żałować.
a) Sławomir Peszko, który odżył w Krakowie i dostał od Piotra Stokowca drugą szansę,
b) Marko Kolar, który po jednej dobrej rundzie odszedł do holenderskiego FC Emmen.
Szkoda będzie przede wszystkim Kolara. Przedłużenie z nim kontraktu okazało się niespodziewanym strzałem w dziesiątkę. Raz, że po straconym 1,5 roku nagle odpalił i strzelił dziewięć bramek, dwa – Wisła jeszcze na nim zarobiła. Odeszło także kilku mniej znaczących piłkarzy jak Matej Palcić (Sheriff Tyraspol), Wojciech Słomka (Zagłębie Sosnowiec), Maciej Śliwa (Miedź Legnica) i Tobiasz Weinzettel (wciąż bez klubu).
Drugi powód do optymizmu? Udało się załatać luki solidnymi ligowcami. Owszem, każdy z nich znalazł się ostatnio krzywej opadającej, ale Maciej Stolarczyk udowodnił już, że wie jak z takimi piłkarzami pracować. Rafał Janicki miał swoje przeboje w Lechu Poznań i musi pozbyć się zmysłu elektryka. Michał Mak przegrywał w Lechii rywalizację ze słabiutkim Konradem Michalakiem i w Krakowie – na starych śmiechach – dostanie na pewno więcej szans. Przy Reymonta zameldował się także David Niepsuj, mający wzmocnić rywalizację wśród obrońców i skrzydłowych. Do tego Jean Carlos Silva, który przekonał do siebie sztab na testach, pomocnik, mający za sobą mundial U20 w barwach Brazylii w 2015 roku.
Ale niewykluczone, że Wisła się jeszcze wzmocni. Jak czytamy na portalu TVP Sport, klub wciąż szuka pieniędzy na transfery i ma zostać powołane coś na kształt funduszu transferowego, czyli spółki złożonej z partnerów biznesowych, mającej pożyczać Wiśle pieniądze na piłkarzy. Kwota do wydania przez Wisłę ma opiewać na pół miliona euro. Sam Obidziński jest zdania, że transfery najlepiej robić albo bardzo szybko, albo bardzo późno. Tylko wtedy można to zrobić taniej, niż w normalnym trybie.
NOWY AS W TALII: Michał Mak
Wszystko miało potoczyć się inaczej i ma o tym świadomość zarówno Wisła Kraków, jak i sam Mak. Wisła, bo nie poznała się na zdolnych braciach – choć oczywiście było to lata temu, gdy klubem rządziły zupełnie inne osoby – i zamiast dać im szansę, pogoniła ich bez żalu. Sam Michał Mak, bo zapowiadał się na znacznie lepszego piłkarza. Swoje zrobiły kontuzje, ale nie powinny one stanowić usprawiedliwienia. Od czasów świetnego wejścia w ligę w Bełchatowie, Mak leci na łeb, na szyję.
Sezon 15/16: transfer do Lechii Gdańsk. Jak sobie radzi? Bez szału. Strzela sześć bramek i balansuje między pierwszym składem a ławką.
Sezon 16/17: trauma. Najpierw traci zaufanie w Lechii, więc odchodzi na wypożyczenie do Arminii Bielefeld, gdzie przez pół roku rozgrywa tylko 42 minuty. Po powrocie do Gdańska wcale nie jest lepiej.
Sezon 17/18: odchodzi na wypożyczenie do Śląska i choć gra regularnie, doznaje we wrześniu kontuzji, która eliminuje go do końca sezonu.
Sezon 18/19: medal na szyi, puchar w gablocie, ale piłkarsko kolejny sezon do zapomnienia. Przegrywał rywalizację z Konradem Michalakiem i nic dziwnego: samemu przez 901 ligowych minut zapewnił tylko dwa gole i asystę.
Od sezonu 16/17 Mak – biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki – strzelił tylko cztery gole i zaliczył jedną asystę. Cholernie mało. Pozostaje liczyć na to, że zdrowie będzie dopisywać i Mak wróci na dobre tory. Jest w idealnym wieku do piłki, a szans na grę brakować nie powinno.
BLOTKA: napastnik
Odszedł Kolar, jedyny regularnie strzelający napastnik, na jego miejsce nie przyszedł nikt. Wniosek jest prosty – trzeba szyć.
Na ten moment najbliżej pierwszego składu jest Krzysztof Drzazga, który u Macieja Stolarczyka pełnił rolę podwieszonego napastnika. Konieczna w tym celu będzie zmiana systemu (z 4-4-1-1 na 4-3-3), bo w kadrze nie znajduje się żaden piłkarz, który mógłby wziąć na siebie ciężar gry na pozycji numer dziesięć. Jeśli, odpukać, Drzazga się posypie, Wisła zostanie z…
– 36-letnim Pawłem Brożkiem, który już raz kończył karierę,
– wracającym z wypożyczenia Denisem Bałaniukiem, niewypałem, który w lidze nie rozegrał nawet stu minut, a na wypożyczeniu w Arsenale Kijów też sobie niespecjalnie radził,
– młodymi Arturem Balickim (rocznik 1999) i Aleksandrem Buksą (rocznik 2003).
Nie jest to zestaw, który gwarantuje stabilność i wcale nie zdziwimy się, jeśli w trakcie sezonu obejrzymy w którymś meczu na dziewiątce Michała Maka albo Rafała Boguskiego. Sam Drzazga – wygląda na to – powinien dać radę. W przeszłości grywał głównie jako typowa dziewiątka, dopiero w Puszczy zrobiono z niego ofensywnego pomocnika, co okazało się – nomen omen – strzałem w dychę. Warunki fizyczne nie pomogą mu w rozpychaniu się z obrońcami i walce o górne piłki, ale mądrze wykorzystany może zapewnić dwucyfrową liczbę bramek.
ROZDAJĄCY: Maciej Stolarczyk
Trenerskie objawienie poprzedniego sezonu. Stolarczyk został w trenerskim debiucie klubowym rzucony na głęboką wodę, ale utrzymał się na powierzchni bez konieczności proszenia o koło ratunkowe, zajmując się przy tym rzeczami, o których – jak sam powtarza – nie uczą w podręcznikach trenerskich. Trudno nam sobie wyobrazić, gdzie byłaby bez niego Wisła. Trudno nam sobie też wyobrazić także przyszłość ligi bez Stolarczyka, bo coś nam się wydaje, że dzięki sezonowi 18/19 mocno rozsiadł się na karuzeli trenerskiej, przypiął pasami, złapał za oparcie i szybko z niej nie wyleci.
U Stolarczyka imponuje nam przede wszystkim zarządzanie szatnią, która w zeszłym sezonie mogła rozlecieć się pewnie ze trzy razy, a – jak w ulubionym haśle polskich piłkarzy – wyszła z całego zamieszania silniejsza. Nie doszło do rozłamu ani jesienią, gdy klub zalegał po kilka miesięcy z płatnościami, ani zimą, gdy po prostu pożegnano niezadowolonych, na których miejsce przyszli zadowoleni. Dziś szatnię Wisły uznaje się za najlepszą w kraju pod względem atmosfery, w dużej mierze też dzięki temu, że Stolarczyk potrafi dobrać sobie piłkarzy pod względem charakterologicznym. Lubi silne jednostki, które mają coś do powiedzenia. Dlatego między innymi tak zabiegał o Peszkę, wiedząc, że przyda mu się nie tylko na boisku.
Wszystko wypaliło wręcz modelowo. Ale sprowadzanie warsztatu Stolarczyka do zarządzania szatnią byłoby niesprawiedliwe. Facet po prostu zna się na piłce. W przekroju całego sezonu Wisła należała do drużyn, na które najlepiej się patrzyło. Osiągnęła dziewiąte miejsce, z którego każdy kibic – mając na uwadze trudną sytuację klubu – powinien być zadowolony. Do awansu do ósemki zabrakło niewiele, a przy tym Stolarczyk nie bał się postawić na młodzież. Póki co same plusy. I oby tak dalej.
DŻOKER: Michał Buchalik
Czy Mateusz Lis to bramkarz, który w zeszłym sezonie robił różnicę? Niekoniecznie. Postawienie na niego było decyzją z gatunku nieoczywistych, ale koniec końców mogą wygrać na niej obie strony. Lis parokrotnie pokazał swój potencjał, znalazł się w kadrze U-21, a teraz może wyjechać do innej ligi. Wisła zaciera ręce: zawsze to kolejne pieniądze do klubowej kasy.
Póki co jest szykowany na jedynkę, ale gdyby zainteresowanie przerodziło się w poważną ofertę, Wisła wcieli w życie plan B w postaci Michała Buchalika (ewentualnie naciskającego młodzieżowca, Kacpera Chorążki). Do Buchalika przylgnęło już słowo “solidny”, które z pozoru nie jest pejoratywne, ale jednak sygnalizuje, że to nie jest bramkarz wybraniający mecze w pojedynkę. Wiele mówią o nim suche liczby: w Wiśle spędził już pięć sezonów, regularnie bronił ledwie przez 1,5 roku. Przegrywał rywalizację z Cierzniakiem, Załuską, Cuestą, ostatnio Lisem, a w międzyczasie leczył zerwane więzadła. Zdrowie generalnie w ostatnim czasie mu nie pomaga. Gdy już dostał szansę w zeszłym sezonie od Macieja Stolarczyka – i to od razu w derbach Krakowa – musiał zostać zmieniony w 32. minucie po pechowym wykopie piłki. Diagnoza? Kontuzja mięśniowa, która wyeliminowała go do końca sezonu.
Pech trzyma się Buchalika mocno, ale w przypadku transferu Lisa Stolarczyk nie będzie miał wielkiego wyboru. Głównym argumentem rywalizującego o skład Chorążki będzie wiek (status młodzieżowca). Młody bramkarz poprzedni sezon spędził na wypożyczeniach w Rakowie Częstochowa (gdzie był trzecim bramkarzem) i trzecioligowym Hutniku Kraków.
ŚWIEŻAK: Kamil Wojtkowski
Czy klub, który potrafi wystawić w pierwszym składzie trzech młodzieżowców i kolejnych trzech wpuścić z ławki, nie boi się przy tym postawić na dwóch 15-latków, będzie miał problem z obsadą pozycji młodzieżowca? Raczej nie.
W zeszłym sezonie minuty złapała cała plejada młodych piłkarzy, których będzie miał do dyspozycji Maciej Stolarczyk:
– Kamil Wojtkowski (ofensywny pomocnik, 1998): 801 minut
– Patryk Plewka (środkowy pomocnik, 2000): 769 minut
– Marcin Grabowski (lewy obrońca, 2000): 459 minut
– Daniel Hoyo-Kowalski (stoper, 2003): 360 minut
– Dawid Szot (stoper, 2001): 180 minut
– Daniel Morys (skrzydłowy/prawy obrońca, 2000): 90 minut
– Aleksander Buksa (napastnik, 2003): 31 minut
– Kacper Laskoś (środkowy pomocnik, 2001): 15 minut
– Artur Balicki (napastnik, 1999): 2 minuty
Wyłączyliśmy z tego grona Macieja Śliwę i Wojciecha Słomkę, którzy zasilili szeregi spadkowiczów, ale na ich miejsce wskakuje dwóch innych zdolnych wracających z wypożyczenia do Hutnika Kraków: wspomniany wcześniej Kacper Chorążka (bramkarz, 1999) i Piotr Świątko (obrońca, 1999).
Jest w kim wybierać. Na ten moment najbliżej składu wydaje się Kamil Wojtkowski, który ma pełnić rolę skrzydłowego. Czy to mocna kandydatura, która kasuje wszystkie pozostałe? Nie. W zeszłym sezonie dostał najwięcej szans spośród młodych piłkarzy (sześć razy w wyjściowym składzie), ale zawiódł. Nie kojarzymy go z asystami, lecz zwodami w miejscu i powolnym podejmowaniem decyzji. Dla niego to sezon z gatunku “make or break”. Jeśli nie odpali teraz, gdy dostanie sporo szans, będzie mu trudno o znalezienie równie dobrego klubu, gdy już straci niezaprzeczalny atut – status młodzieżowca. W przeszłości szybko debiutował w lidze, lecz zamiast ogrywać się w Pogoni wybrał transfer do RB Lipsk, gdzie nie wyściubiał nosa poza drużynę młodzieżową. Póki co jest na dobrej drodze, by jego karierę podsumować słowami “z dużej chmury mały deszcz”. Czas na konkrety.
POTENCJALNY SKŁAD
Błaszczykowski wciąż walczy z czasem, więc niewykluczone, że w pierwszych kolejkach jego miejsce zajmie Michał Mak, który toczy nierówną walkę z Kamilem Wojtkowskim (nierówną, bo nie ma statusu młodzieżowca). Zdrowy Kuba ma jednak miejsce z urzędu. Wiele może zmienić się w momencie, gdy kontrakt podpisze Rafał Pietrzak. Wtedy wskoczy na lewą obronę, a do środka za Janickiego wróci Maciej Sadlok.
OKIEM SZATNI: Maciej Stolarczyk (trener Wisły Kraków)
Obecne przygotowania – bardziej siatkonoga z trenerem Urbanem czy maraton z niedźwiedziem na plecach z trenerem Czerczesowem?
Bardzo skrajne i jasno określone przygotowania wymienionych trenerów. Myślę, że każdy z nich ma swoją koncepcję. Podobnie ja mam swoją i według niej się przygotowywaliśmy. Mogę tylko powiedzieć o tym, co robiliśmy. To były kwestie związane oczywiście z przygotowaniem fizycznym, bo po czterech tygodniach musieliśmy nad tym popracować, ale też kwestie związane z organizacją naszej gry. To był kluczowy element. Szczególnie w defensywie, bo bramek traciliśmy sporo.
Który z piłkarzy z pana drużyny robi największe wrażenie podczas tej przerwy?
Nie ma jednostek. Podkreślam – liczę na cały zespół. Myślę, że w naszej jedności siła.
Czego wam brakuje, by w tym sezonie zostać mistrzem Polski?
Po sezonie powiem, czego nam zabrakło. Trudno powiedzieć. Z reguły to budżet klubu jest powiązany z sukcesem. To kwestia, na którą mogę teraz zwrócić uwagę, bo wiadomo, że nasz budżet jest w drugiej części tabeli. Ale nasze ambicje są większe.
Dlaczego nie obawiacie się spadku?
Oczywiście to, tak to nazwę, element tych rozgrywek. Czy się obawiamy? Wierzymy w swoje umiejętności, w zaangażowanie, które widzę na co dzień i w potencjał moich zawodników. Patrzymy tylko przez pryzmat chęci zwyciężania.
Które miejsce na koniec sezonu sprawi, że z zadowoleniem i poczuciem satysfakcji odkapsluje pan piwo, by uczcić sukces?
Piwa nie piję. Żeby uczcić sukces, musi to być pozycja medalowa. Tylko wtedy jest powód do świętowania. Ale nie mówię, że to jest nasz cel w tym sezonie. Wiadomo, jakie mamy jeszcze problemy i to dla nas kolejny, trudny sezon. Poradziliśmy sobie w poprzednim trudnym sezonie, zdając sobie sprawę jak było ciężko uważam, że poradzimy sobie też w tym. Naszym celem będzie każde kolejne spotkanie. Teraz mecz ze Śląskiem, później każde następne. Oraz, tak jak dla większości drużyn w lidze, wejście do pierwszej ósemki.
OKIEM EKSPERTA: Michał Knura (dziennikarz lovekrakow.pl)
Co ci się podczas tej przerwy najbardziej w klubie podobało?
Zrobił na mnie wrażenie jeden piłkarz. Wiedzieliśmy, że Marcin Wasilewski to jest dzik, zawodnik, który innych by staranował swoją siłą, witalnością, zaangażowaniem. Mogłem się z bliska przyjrzeć jak wykonuje ćwiczenia w Warce, z gumami czy inne stacjonarne, bez piłek. Przecierałem oczy ze zdumienia. Robił to z taką intensywnością, że ci młodsi zawodnicy wyglądali, jakby byli z innej, gorszej planety. Młodzieńcza pasja, jakby miał 16 lat a nie 39 i każde ćwiczenie decydowałoby o jego przyszłości. Inni zawodnicy – szczególnie ci młodsi – mają się od kogo uczyć i czerpać dobry wzór, jeśli chodzi o nieobijanie się na treningach.
Co ci się podczas tej przerwy najbardziej w klubie nie podobało?
Nie ma zbyt wielu rzeczy, do których mógłbym się doczepić. Podstawowe transfery, jeśli chodzi o obronę i skrzydło zostały zrobione. Kolejnych będziemy świadkami nieco później, bo mamy czas do końca sierpnia. Troszeczkę nie podobał mi się udział socios w opłacaniu kontraktu Marcina Wasilewskiego. Ja to rozumiem, cenię Wasilewskiego, ale jednak wolałbym, żeby pieniądze szły przede wszystkim na młodych zawodników, kogoś, kogo można wypromować, zbudować na nim przyszłość drużyny odleglejszą niż sezon góra dwa. To, że socios będą opłacać część kontraktu Wasilewskiego wzbudza we mnie… Nie powiem, że niesmak, ale ja bym to widział inaczej, by te pieniądze poszły na coś innego: na drużynę juniorów, akademię i tak dalej.
Którym transferem jarasz się najbardziej?
Gdybym miał się jarać transferami Wisły, znaczyłoby to, że jest ze mną ciężko. Czekam na transfery środkowych pomocników, których Wisła szuka: ósemkę i dziesiątkę. Jeśli muszę już kogoś wskazać, duże wrażenie zrobił David Niepsuj w pojedynkach z rywalami. Podczas jednego z ćwiczeń, które zarządził Maciej Stolarczyk, bardzo łatwo się uwalniał i dość pewnie kończył akcje. To może dawać znak, że rywalizacja na prawej obronie może być bardzo ciekawa. Jest Niepsuj, Łukasz Burliga i jeszcze Daniel Morys. Niepsuj daje też jakąś alternatywę na skrzydło. W ofensywnych ćwiczeniach radził sobie często lepiej niż zawodnicy, dla których powinno być to coś łatwego.
Dlaczego Wisła nie spadnie?
Bo mimo ubytków wciąż ma wielu doświadczonych zawodników i trenera Macieja Stolarczyka. Gdy rok temu przychodził do klubu, wszyscy mieliśmy wątpliwości, czy sobie poradzi. Maciej Stolarczyk nie jeden raz udowadniał, że w ciężkich warunkach potrafi coś zbudować. To coś nieprzypadkowego, więc w tym upatruję spokoju Wisły na środek tabeli.
Dlaczego Wisła nie zostanie mistrzem Polski?
Zanim Wisła zostanie mistrzem Polski, trochę jeszcze wody w niej upłynie. Nie ma kadry, która byłaby na tyle szeroka i przygotowana na to, by wygrywać mecze seryjnie. Żeby zdobyć mistrza, trzeba albo grać regularnie cały sezon, albo mieć na przykład świetną wiosnę, jaką miał Piast. Wisła z takimi zawodnikami jak Wasilewski, Błaszczykowski czy Brożek może sprawiać niespodzianki i punktować, ale jeśli ci zawodnicy odpadną na jakiś czas, mogą być problemy.
OKIEM ANKIETOWANYCH
GDYBY ROZDANIE BYŁO GIFEM
W TYM SEZONIE WIESZCZYMY IM…
Wiele przetasowań i dużej amplitudy rozdań. Gdy karty będą już układać się na strita, w ostatnim dobraniu dojdzie dwójka. A gdy kupka zacznie topnieć, w nieoczekiwanym momencie pojawi się kareta.
Fot. FotoPyK / 400mm.pl