Wszyscy pamiętają te stare czasy, gdy Legia Warszawa remisowała z Realem Madryt, odprawiała z kwitkiem Sporting Lizbona, rokrocznie grała w fazie grupowej Ligi Europy, sporadycznie przechodziła do fazy pucharowej. To były dni, podczas których lokomotywę współczynników polskiego futbolu napędzał wyłącznie warszawski węgiel – podczas gdy wszystkie eksportowe drużyny prześcigały się w eurowpierdolach, Legia punktowała, zaskakiwała, pisała historię.
Teraz Legia też pisze historię. Podczas gdy wszystkie eksportowe drużyny (wszystkie dwie) nieźle weszły w pucharowy bój, Legia remisuje z WICEMISTRZEM państwa, które ma niewiele więcej mieszkańców, niż warszawiacy miejsc na swoim stadionie.
Najbardziej urzekające w tej historii jest to, że Legia nie spadła w przepaść z dnia na dzień, ona się w nią osuwała, desperacko walcząc o złapanie jakiejś ratunkowej liny.
Dzięki wyrobionym przez lata niezłych występów w Europie współczynnikom, agonia jest wyjątkowo efektowna – długa, bolesna, a przy tym wspomagana przez zespoły właściwie pół-amatorskie. Oczywiście nie twierdzimy, że wszystko zmieniło się po tzw. wojnie właścicielskiej, ale trudno uciec od podzielenia okresu na PRZED i PO, jeśli kształtuje się to mniej więcej tak:
Legia 2013-2017:
– faza grupowa Ligi Europy 2013/14 po porażce w boju o Ligę Mistrzów ze Steauą Bukareszt (wcześniej ograne New Saints i Molde)
– faza grupowa Ligi Europy 2014/15 po porażce organizacyjnej z Celtikiem, ograne m.in. dwukrotnie Aktobe, dwukrotnie Metalist Charków i Trabzonspor, raz Lokeren, wpierdol dopiero w 1/16 finału z Ajaksem
– faza grupowa Ligi Europy 2015/16 po wygranych dwumeczach z Botosani, Kukesi, Zorią, w grupie zwycięstwo nad Midtjylland, remis z Brugge, reszta w plecy (w tym dwa razy z Napoli)
– faza grupowa Ligi Mistrzów 2016/17 po wygranych dwumeczach ze Żrinjskim, Trenczynem i Dundalk, potem remis z Realem i zwycięstwo nad Sportingiem, porażka w 1/16 finału LE z Ajaksem
Legia 2017-aż do dziś:
– wpierdol z Astaną (po pokonaniu Mariehamn)
– wpierdol z Sheriffem
– wpierdol z Trnawą (po przejściu Cork City)
– wpierdol z Dudelange
– remis z Europa FC
Przecież to jest jakaś przepaść, jakby nagle legionistom kompletnie odcięło prąd. Można się potknąć raz, drugi, trzeci, ale zaraz miną trzy lata, a Legia na europejskim rozkładzie ma Cork City i Mariehamn, natomiast na szachownicy eurowpierdolu takie figury jak zawsze groźny mołdawski hegemon, ambitny projekt rodem ze Słowacji (borykający się z problemami finansowymi), legendarny Luksemburg i aktualnie wicemistrz Gibraltaru.
Tak, wiemy, 0:0 to nie wpierdol, no ale ludzie kochani, to jest już naprawdę koniec świata. Z Astaną pocieszaliśmy się – Kazachstan władował sporą kasę w piłkę, traktuje ją trochę jak narzędzie propagandowe, tam się naprawdę przyzwoicie zarabia, nie ma wielkiego wstydu. Po Sheriffie? No tak, Mołdawia, ale Sheriff to jest właściwie Naddniestrze, w dodatku firma, która ogarnia tam wszystkie tematy od spożywczaków po stacje benzynowe, kasy mają jak lodu. Potem była Trnawa. Gole Grendela i Vlasko, odrzutów z Ekstraklasy. Zaczęła się świecić lampka. Przy odpadnięciu z mistrzem Luksemburga lampka prawie eksplodowała z nagrzania.
Nieliczni sceptycy wytykali, że Luksemburg bogate państwo, a w tym Dudelange to wcale nie listonosze (tylko kasjerzy) w dodatku większość z nich to rezerwowi, pierwszy skład jest już w pełni profesjonalny.
Pozostaje pytanie – jak będziemy pocieszać się dzisiaj? Europa FC z europejskim futbolem ma wspólną głównie nazwę. Gibraltar członkiem UEFA jest mniej więcej od bojów Legii ze Steauą. To jest dopiero piąty ich sezon w Europie, drużyny z Gibraltaru odpadały dotychczas z zespołami z Wysp Owczych, Walii i Kosowa, przechodziły dalej z mieszkańcami Andory, San Marino i Estonii. Największy sukces mistrza, Lincoln Red Imps, to pokonanie Celtiku w pierwszym starciu trzy lata temu, dziś jednak ci sami Impsi przegrywają z mistrzem Kosowa.
Kurwa, im samoloty przez pole karne jeżdżą. I nie dziwcie się, że piszemy “im”, bo przecież cała ta pieprzona liga gra na jednym boisku wciśniętym pomiędzy stację benzynową a pas startowy.
I Legia tam jedzie. I nie może strzelić gola.
To jest takie symboliczne – jako finał eurowpierdolowej kampanii legionistów, jako ukoronowanie tych wszystkich europejskich kompromitacji – remis z Europą.
Mamy nadzieję, że w rewanżu Legia rozniesie przeciwnika, a potem dojdzie aż do fazy grupowej, a może i dalej. Na razie jednak fakty są takie, że gdy wzdychamy: “ech, gorzej już chyba być nie może”, Legia odpowiada: “potrzymajcie mi Vukovicia”.
fot. FotoPyk