Mickey van der Hart to pierwsza twarz rewolucji, która latem czeka Lecha Poznań i pierwszy od 2009 roku – czyli od przyjścia Jasmina Buricia – bramkarz z ligi zagranicznej sprowadzony na Bułgarską. Wiadomo, jak to z transferami bywa. Nigdy nie ma pewności, że ktoś się sprawdzi, a w Ekstraklasie jak w mało której lidze CV potrafi być wyjątkowo mylące. Na papierze wydaje się jednak, że “Kolejorz” nie bierze jakiegoś leszcza, który akurat się nawinął, choć znaki zapytania też są.
Patrząc pobieżnie na jego dotychczasowe losy, raczej się nie zrazimy. Holender w czerwcu skończy 25 lat, a ma już na koncie ponad 100 meczów w Eredivisie. Za nim bardzo udany okres w PEC Zwolle. W kończącym się sezonie został wybrany przez kibiców najlepszym piłkarzem ich klubu. W 29 meczach ligowych zachował 11 czystych kont, co ma swoją wymowę. Jego drużyna zajęła trzynaste miejsce w tabeli, ale straciła tylko 57 goli. Tak, tylko – to zdecydowanie najlepszy wynik spośród ekip z drugiej połowy tabeli.
W ubiegłym sezonie wychowanek Ajaxu był w Zwolle klubowym kolegą Piotra Parzyszka. Zasięgnęliśmy więc opinii świeżo upieczonego mistrza Polski z Piastem Gliwice. – Znaliśmy się już wcześniej z lig młodzieżowych, ale o Polskę i Lecha mnie nie wypytywał. Akurat przez ten rok w Zwolle pełnił rolę numeru dwa, bo do klubu z Ajaxu wróciła jego żywa legenda Diedierik Boer, który “musiał” bronić. Uważam jednak, że Mickey jest dobrym bramkarzem. Bardzo dobrze gra nogami, ma świetny refleks. Jego jedyny mankament to wyjścia do dośrodkowań, przy nich czasami ma problem. Poza boiskiem to fajny gość i stuprocentowy profesjonalista – mówi Parzyszek.
Zapytaliśmy też jednego z kibiców holenderskiego klubu, Jana de Vriesa prowadzącego na Facebooku stronę Forza PEC Zwolle. – W ostatnim sezonie mocno się rozwinął. Przez pierwsze trzy lata nie był pewien swojej pozycji i czasami popełniał błędy. Teraz jedna dostał swoją szansę i ją wykorzystał. Ma dobry refleks, ale czasami jest niepewny przy wysokich piłkach. W pierwszej części sezonu trener Van’t Schip wolał Boera. Wielu kibiców, a nawet piłkarzy, nie rozumiało tego. Niedługo potem doszło jednak do zmiany trenera i przyszedł Jaap Stam. U niego Van der Hart grał prawie wszystko. Stam chciał mu okazać zaufanie, którego nie dostał od Van’t Schipa. Mimo to Mickey postanowił odejść, propozycję nowej umowy złożono mu za późno. Wybraliśmy go piłkarzem sezonu, bo grał najrówniej. Jeśli utrzyma formę z ostatniego sezonu, na pewno Lech będzie miał z niego pociechę – mówi.
Jeśli dwie osoby, wypowiadające się całkowicie niezależnie od siebie, wspominają o problemach z grą na przedpolu, to zapala nam się czerwona lampka. Zakładamy jednak, że w Poznaniu dokładnie znają wszystkie wady i zalety swojego nabytku. Lech potwierdza, że Van der Harta obserwowano uważnie od kilku miesięcy. Na jego mecze jeździli trenerzy z akademii: Krzysztof Kotorowski, Grzegorz Kuźniak i Michał Przybył. Cała trójka jest do niego przekonana i widzi w nim wzmocnienie składu.
Jak wspominaliśmy, Ajax był początkiem piłkarskiej drogi Holendra, lecz tam się nie przebił. W pierwszej drużynie rozegrał jeden jedyny mecz – 29 października 2013 roku w krajowym pucharze z amatorskim ASWH Ambacht. Sensacji nie odnotowano, murowany faworyt wygrał 4:1. Oprócz tego pięć razy załapał się do meczowej kadry na ławkę i to tyle. Dużo dał mu jednak ostatni sezon w Amsterdamie, bo regularnie bronił w drugiej lidze dla drużyny U-21. Latem 2014 odszedł Go Ahead Eagles. Przez 10 kolejek siedział na ławce. W listopadzie zadebiutował w Eredivisie i miejsca nie oddał prawie do samego końca sezonu, mimo że popełnił katastrofalny błąd w spotkaniu z… Ajaxem, przez co Go Ahead przegrali 1:2.
Jego klub spadł po przegranym barażu z De Graafschap, ale on sam utrzymał się w elicie, bo przechwyciło go Zwolle. Jak już wiecie, tam w ciągu czterech lat bywało różnie. W premierowej rundzie przegrywał rywalizację z Kevinem Begoisem. Belg jednak doznał kontuzji i Van der Hart rozegrał prawie całą wiosnę 2016, mimo że jego konkurent po dwóch miesiącach wrócił do zdrowia. W sezonie 2016/17 był już pewniakiem do gry (co trochę kłóci się z opinią naszego rozmówcy z Holandii o byciu niepewnym swojej pozycji), nie opuścił ani jednego meczu Eredivisie. W efekcie wygrzewający ławkę Begois odszedł do Groningen, ale konkurencja się nie zmniejszyła, bo do Zwolle wrócił wspomniany Boer. W Amsterdamie przez dwa i pół roku głównie kibicował (ledwie 11 występów), więc musiał nadrobić.
Van der Hart przechodził wtedy kryzys psychiczny, o czym porozmawiał z jednym z holenderskich portali pod koniec ubiegłego roku. Miał chwile zwątpienia, ale pomogła mu praca z trenerem mentalnym. – Dziś jestem zupełnie innym człowiekiem niż dwa czy trzy lata temu. Jestem szczęśliwy i czuję, że znajduję się w życiowej formie – mówił.
Zakończony niedawno sezon Boer również rozpoczął jako nr 1, tyle że przed trzecią kolejką rozwalił sobie kolano. Pod koniec grudnia, wcześniej wygrzewając ławkę przez kilka tygodni po uporaniu się z urazem, wrócił do gry. Van der Hart nie ukrywał, że mocno się wtedy zirytował na nagłą utratę miejsca w wyjściowej jedenastce mimo wcześniejszych zapewnień trenera o zaufaniu, targały nim negatywne emocje. Trudno się dziwić, bo swoją grą nie dawał powodu do dokonania zmiany. Znów miał szczęście. Boer dostał czerwoną kartkę w meczu z Venlo, Van der Hart go zmienił. Podczas krótkiej przerwy zimowej nowym trenerem został Jaap Stam i od tej pory stawiał na nowego lechitę. Ten 26 stycznia w meczu z Heraclesem Almelo obronił swój pierwszy rzut karny w seniorskiej karierze, walnie przyczyniając się do wygranej 2:0. Dopiero pod sam koniec rozgrywek doznał lekkiego urazu, dzięki czemu Diedierik Boer przed zakończeniem kariery zaliczył pożegnalne występy z Groningen i Venlo.
Mickey już wcześniej, w połowie kwietnia, oświadczył, że nie zaakceptował nowej propozycji klubu i latem odejdzie na zasadzie wolnego transferu. Dyrektor techniczny Zwolle, Gerard Nijkamp dodał, że piłkarz “postanowił poszukać przygody za granicą”. 2 maja holenderskie media zaczęły pisać o ofercie z Polski. Dość szybko padła nazwa Lecha i dalszy ciąg znamy.
Van der Hart z klasą pożegnał się z Zwolle. Nie tylko dlatego, że zachował czyste konto w meczu z Bredą. Od 2016 roku był zaprzyjaźniony z niepełnosprawnym chłopcem Toenem Jornem Twigtem, obecnie 10-latkiem. Z własnej kieszeni opłacił Toenowi i jego matce wejściówki na odbywający się trzy dni wcześniej mecz z Venlo oraz nocleg w hotelu na stadionie. Chłopiec miał na sobie koszulkę z napisem “Team Mickey van der Hart”. Bramkarz złożył na niej autograf, zapozował do zdjęcia i wręczył bukiet kwiatów. Ktoś powie: nic wielkiego, a jednak odbiło się to echem w holenderskich mediach.
W Lechu przyznają, że liczą na odporność psychiczną nowego bramkarza, który podczas pobytu w Ajaxie oswoił się z atmosferą wielkiego klubu i towarzyszącym temu wymaganiom. A grając potem w Go Ahead i Zwolle na pewno przywykł do występów przed kilkunasto czy nawet kilkudziesięciotysięczną publicznością. Spotykał się z tym prawie co tydzień. Widać jednak, że jeśli chodzi silny mental, raczej nie było to jego atutem – przynajmniej do niedawna. W Poznaniu musi mieć dobre wejście. Oczekiwania po wielkich zmianach kadrowych siłą rzeczy będą w “Kolejorzu” olbrzymie, nawet jeśli prezes Karol Klimczak oficjalnie deklaruje, że nie będzie wymagał od Dariusza Żurawia walki o mistrzostwo Polski. Gdyby Holender szybko coś zawalił – jego postawie na przedpolu trzeba będzie się przyglądać ze szczególną uwagą – może być problem. Aczkolwiek jakiś kredyt zaufania musi dostać, w końcu podpisano z nim trzyletni kontrakt.
Podsumowując, Lech ściąga zawodnika w jeszcze dość atrakcyjnym jak na tę pozycję wieku, który już ma spore doświadczenie w lidze silniejszej od naszej, a ostatni sezon był dla niego najlepszy w karierze. Ma jednak swoje słabe punkty. Nawet jeśli grał, to często przez kontuzje rywali i najwyraźniej na krajowym rynku nigdy pewnego pułapu by nie przeskoczył, skoro po tak udanym okresie nie odchodzi do kogoś z holenderskiej czołówki, tylko próbuje sił w Ekstraklasie.
PM
Fot. lechpoznan.pl/Przemysław Szyszka