Reklama

Kozacy i badziewiacy. Już wiemy, dlaczego Thomas Daehne był nie do ruszenia

red6

Autor:red6

13 maja 2019, 09:56 • 4 min czytania 0 komentarzy

Lista ekstraklasowych klubów, które mają większe lub mniejsze problemy z obsadą bramki, liczy przynajmniej kilka pozycji. Na przestrzeni ostatnich sezonów panowała tu spora rotacja – zespoły na nią wskakiwały, a po jakimś czasie zazwyczaj z niej wyskakiwały. Wyjątki? W zasadzie tylko Wisła Płock, która jak wylądowała na liście jakiś czas po awansie do ligi, tak wyskoczyć nie może. Ale najwyższa pora trochę przedefiniować jej kłopoty. Prawdziwym problemem Nafciarzy nie jest Thomas Daehne. Prawdziwy problem Nafciarzy zaczyna się wtedy, gdy Thomas Daehne zagrać nie może! 

Kozacy i badziewiacy. Już wiemy, dlaczego Thomas Daehne był nie do ruszenia

Kilka rzeczy, szczególnie na początku pracy, Łukaszowi Masłowskiemu w Płocku pięknie wypaliło, ale trzeba przyznać, że o obsadę tej pozycji nie zadbał tak, by drużyna miała spokój. Gdzie został popełniony błąd? Tu można się spierać. Niektórzy powiedzą, że było nim samo sprowadzenie Thomasa Daehne, który ze zmiennym szczęściem bronił kosztem Seweryna Kiełpina. Inni zapewne skontrują, że doszło do niego później – gdy Kiełpin po rundzie na ławce odszedł do Stali Mielec, klub uznał, że nie warto łatać tej wyrywy doświadczonym zawodnikiem, bo rywalizować z wątpliwej klasy Niemcem będą młodzi Polacy.

Efekt był taki, że Thomas Daehne bronił, gdy tylko pozwalało mu na to zdrowie. Gdy nie pozwalało, dowiedzieliśmy się, dlaczego tak się dzieje, choć Niemiec dość regularnie dawał przecież powody, by myśleć o zmianie. Być może to prawda, że świat należy do młodzieży, ale na pewno nie ten piłkarski do młodzieży bramkarskiej z Płocka. Marcel Zapytowski (rocznik 2001) zadebiutował w końcówce spotkania z Miedzią, ale potem zdążył koncertowo zawalić mecz z Cracovią i tyle go widzieliśmy. Od tej pory zmiennikiem Daehne był Bartłomiej Żynel (rocznik 1998). I po 404 minutach na ekstraklasowych boiskach nie mamy o nim dobrego zdania.

Nie ma co kryć – choć mówimy o młodym zawodniku, to spore rozczarowanie. Jeśli w CV masz zwycięstwo w młodzieżowej Lidze Mistrzów, a Żynel osiągnął to jako podstawowy bramkarz Red Bulla Salzburg, to świat siłą rzeczy się czegoś po tobie spodziewa. Szczególnie gdy rywalizujesz na poziomie Ekstraklasy, a twoim przeciwnikiem jest ktoś taki jak Daehne. Jasne – gdyby Żynel był kozakiem, to do Polski wracałby tylko w trakcie kilku dni wolnych, by odwiedzić rodzinę i znajomych, ale chyba coś musiał w sobie mieć, skoro Austriacy wcześniej na niego postawili.

Tymczasem po przyjeździe do Polski okazało się, że niekoniecznie. Długo głowili się nad tym w Płocku, bo okazało się, że Żynel niekoniecznie przerasta poziomem kandydatów na bramkarzy, którzy już w klubie byli, a i do jego szeroko rozumianego podejścia do zawodu można mieć wątpliwości. Dziś nie brakuje takich, którzy uważają, że jego największym atutem przy podpisywaniu umowy była postać menedżera, z którym Wiśle Płock dobrze się współpracuje (lub współpracowało).

Reklama

Sytuacja jest dla klubu z Płocka o tyle trudna, że przeciętnego Żynela trzeba wystawiać w meczach, które decydują o utrzymaniu. Łukasz Masłowski już od jakiegoś czasu pracuje dla Widzewa, więc rachunku za to nie zapłaci, ale Nafciarze mogą obudzić się z tym problemem w pierwszej lidze. We Wrocławiu 21-letni zawodnik zawalił, każde jego wyjście z bramki powodowało stan przedzawałowy u kibiców Wisły. Dość powiedzieć, że jest tak źle, iż klub z Płocka wykonał dziś rano tak desperacki ruch jak zgłoszenie do rozgrywek Andrzeja Krzysztalowicza Mateusza Kryczki. Nie kojarzycie? To 26-letni bramkarz rezerw, który kiedyś zmarnował swoją szansę w Ekstraklasie, więc w zasadzie tylko czekał w drugiej drużynie na wygaśnięcie kontraktu. Teraz, kompletnie niespodziewanie, będzie miał szansę odegrać jakąś rolę w pierwszym zespole.

Po zakończonej wczoraj kolejce w jedenastce badziewiaków debiutuje Żynel, ale nie wykluczamy, iż w środku tygodnia pojawi się w niej kolejny bramkarz Wisły. Marne pocieszenie jest takie, że towarzystwo ma całkiem niezłe. Prędzej spodziewalibyśmy się na przykład hat-tricka Patryka Klimali niż obecności Sedlara w tej jedenastce, ale występ obrońcy Piasta przeciwko Jagiellonii po prostu trudno jest wytłumaczyć.

59986556_432159410902067_6601008629623554048_n

W kozakach tym razem królowali obrońcy i bramkarze. Okej – Jakub Szmatuła stylem, w którym zastąpił Placha, przebił wszystkich, ale trzeba przyznać, że bardzo dobre występy zaliczyli też Mateusz Lis, Sosłan Dżanajew, Dawid Kudła (zawalony gol, ale też 14 obronionych strzałów!), Martin Chudy i Dusan Kuciak. Przy nieco słabszych pod względem bramkarskim kolejkach każdy z nich spokojnie mógłby być w jedenastce kozaków.

Szkoda, że nie mogliśmy wyróżnić dwóch golkiperów, ale mogliśmy za to wstawić do drużyny kolejki aż pięciu obrońców. Pokombinowaliśmy tylko z pozycją Pawła Bochniewicza i przestawiliśmy go z lewej strony na prawą, bo szkoda by było, gdyby do jedenastki nie załapał się on lub Michał Siplak, który rozegrał świetne zawody przeciwko Lechowi. Pełnej satysfakcji jednak i tak nie mamy, bo zabrakło miejsca choćby dla Lubomira Guldana czy Jakuba Czerwińskiego.

60003249_499248803948020_522495570560942080_n

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Kozacy i badziewiacy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...