– Mecz przeciwko Chelsea będzie niezwykłym ukoronowaniem mojej kariery. Marzyłem, by na koniec zagrać jeszcze w finale europejskiego pucharu. Udało mi się to marzenie zrealizować. Teraz chcę już tylko sięgnąć po to ostatnie trofeum – powiedział niedawno Petr Cech. Przed słynnym bramkarzem ostatnie z boiskowych wyzwań – powstrzymać zawodników Chelsea w finale Ligi Europy. I ze złotym medalem na szyi odejść na zasłużoną emeryturę. Czeski golkiper był przez lata tak wspaniałym zawodnikiem, a jednocześnie sprawiał wrażenie tak równego gościa, że naprawdę trudno mu tego sukcesu nie życzyć. Byłaby to rzeczywiście idealna puenta dla jego wielkiej kariery.
Ostatnie lata były w sumie dla Czecha dość chude, zwłaszcza mając w pamięci jego niezwykły prime time. Nie chodzi tu tylko o to, że w Arsenalu niewiele w gruncie rzeczy wygrał, choć to akurat fakt. Ale tak po prostu, piłkarsko – bramkarz “Kanonierów” mocno spuścił z tonu i od ładnych kilkunastu miesięcy trzeba już było wiele życzliwości względem tego zacnego weterana, żeby wciąż zaliczać go do ścisłego grona topowych golkiperów w Premier League. Refleks już nie ten, choć Cech wciąż miewał rzecz jasna swoje momenty i lepsze tygodnie. Nie zestarzał się brzydko, to za dużo powiedziane. W lidze pojawili się jednak młodsi, szybsi, zwinniejsi, nowocześniejsi. Do Anglii trafili szeroką ławą bramkarze, dla których gra nogami nie ogranicza się wyłącznie do celnego wykopania futbolówki w kierunku napastnika.
Cech jest reprezentantem starej szkoły, jeżeli chodzi o ten element piłkarskiego rzemiosła i to coraz częściej dawało o sobie znać. Niestety dla samego Petra i dla Arsenalu – przede wszystkim kiksami i chaotycznym posyłaniem piłki w aut.
DWADZIEŚCIA ZŁOTYCH FREEBETU ZA SAMĄ REJESTRACJĘ – NAJNOWSZA OFERTA ETOTO DLA NOWYCH GRACZY
Nie ma przypadku w tym, że w bieżących rozgrywkach Unai Emery w lidze korzystał już przede wszystkim z usług Bernda Leno. Cech zaczął co prawda sezon w pierwszym składzie, nosił nawet na ramieniu opaskę kapitańską, lecz w siódmej kolejce nabawił się kontuzji i między słupki już nie wskoczył. Menedżer bezbłędnie skorzystał z okazji, by w miarę bezboleśnie wymienić golkipera numer jeden w zespole. Weteranowi pozostały regularne występy w Lidze Europy. Może to i dobrze się zresztą złożyło – dzięki takiemu układowi przyjdzie nam zobaczyć Cecha w akcji jeszcze ten jeden, jedyny raz. Podczas finału LE w Baku. Przeciwko Chelsea. Jego Chelsea, w której prawdopodobnie niebawem zostanie dyrektorem sportowym.
Choć wokół finałowego występu 37-letniego bramkarza narosły pewne wątpliwości. Rozsiewa je nie kiedy inny, jak sam Emery. – Mam do Petra duży szacunek. Przede wszystkim jako do człowieka. Dopiero na drugim miejscu jako do zawodowego bramkarza. On zasługuje na zaufanie. Może zagrać w finale, może nie zagrać, zobaczymy. Piłkarze pierwsi poznają wyjściową jedenastkę.
Tak czy owak – takie starcie w finale europejskiego pucharu to niesamowita historia i efektowna klamra, spinająca dwadzieścia lat profesjonalnej kariery Cecha, którego bez mrugnięcia okiem należy nazwać czołowym golkiperem generacji. I ustawić w jednym szeregu z Casillasem, Buffonem czy Van der Sarem. Nie ma co do tego wątpliwości jego konkurent do miejsca w pierwszym składzie, Bernd Leno. – W Premier League jest jasne, że to ja jestem numerem jeden. Ale w Lidze Europy niemal zawsze grał Petr. Przygotowuję się do meczu tak jak zawsze, tak jakbym miał zagrać. Nadal nie wiemy, jaka będzie decyzja. Z Petrem świetnie się dogadujemy. On zasługuje na wielki szacunek. Jako profesjonalista, “nakręcam się” jednak na występ. To wielki mecz dla klubu, a ja zawsze chcę grać, zwłaszcza w finale – wyznał jednakowoż Niemiec.
Na kogo postawi hiszpański menedżer? To wciąż zagadka. Wychowanek Viktorii Pilzno – gdy był w topowej formie – bronił po prostu olśniewająco, zwłaszcza w kluczowych meczach. Przypomnijmy więc najważniejsze momenty jego kariery.
CECH – GIGANT Z PREMIER LEAGUE
Od tego trzeba zacząć, bo jakże inaczej? W 2004 roku na bramkarza francuskiego Rennes i gwiazdę portugalskiego Euro zagiął parol sam Roman Abramowicz, który wówczas rozkręcił na Stamford Bridge ofensywę transferową, jakiej jeszcze nigdy w futbolu nie widziano. Choć miał w klubie świetnego bramkarza, Carlo Cudiciniego, rosyjski magnat doszedł do wniosku, że w jego londyńskim dream-teamie potrzeba jednak jeszcze wyższego poziomu. 22-letni Czech miał zagwarantować spokój między słupkami na lata.
Zapominając na moment o rozmaitych przygodach z kontuzjami – trzeba przyznać, że to był transferowy strzał w dziesiątkę.
Oczywiście 7 milionów funtów w 2004 roku znaczyło coś innego, niż 7 milionów funtów dzisiaj. Lecz i tak tę kwotę trzeba potraktować jak promocję, choćby w kontekście sumy, jaką Juventus musiał parę lat wcześniej zapłacić Parmie za Gigiego Buffona.
Arsenal sięgnie dziś po trofeum? Kurs w ETOTO wynosi 2,15
– Cech był dzieciakiem, właściwie to nie ja go ściągnąłem do Chelsea. Decyzja zapadła wcześniej – opowiadał swego czasu Jose Mourinho, u którego Petr zaczynał przygodę z angielskim futbolem. – Do tamtej pory bramkarzem Chelsea był Cudicini, wybrany sezon wcześniej przez kibiców najlepszym zawodnikiem w zespole. Pierwszy mecz sezonu graliśmy z Manchesterem United, a ja zdecydowałem, że najlepszy piłkarz poprzedniego sezonu usiądzie na ławce. A zagra dzieciak, którego nazwiska wtedy większość ludzi w Anglii nawet nie potrafiła wymówić. To był mój wkład w karierę Cecha. Potem wszystko już zależało od niego, ja nie wpłynąłem na jego karierę w najmniejszym stopniu. To po prostu wielki profesjonalista i wybitny bramkarz.
Nie da się ukryć – Cech w Premier League odnalazł się jak ryba w wodzie. 100 czystych kont nabił po zaledwie 180 występach w Anglii. Gdy złapał rytm, poruszał się bezbłędnie. Za linii, na przedpolu. Było mu naprawdę blisko do doskonałości.
Mimo że Mourinho nie przypisuje sobie wielkich zasług w kwestii rozwoju Czecha, ten wymienia go w gronie najważniejszych dla siebie trenerów: – Jose starał się włączać bramkarzy we wspólne treningi z piłkami tak często, jak to tylko możliwe. Wszystko musieliśmy wykonywać z piłką, każde ćwiczenie. Podczas meczów polecał mi obserwować wyłącznie piłkę i moich obrońców. Nie mogłem zwracać uwagi na nic innego. Nie widziałem nawet kibiców, linia końcowa boiska była dla mnie granicą, za którą nie istniało dla mnie nic. Czasami pod koniec meczu byłem zaskoczony, że ten czy inny zawodnik wszedł na boisko. Bo nawet nie odnotowałem zmiany. To było dla mnie nowe i pozwoliło lepiej zrozumieć grę.
Interesująca była też relacja Cecha z Romanem Abramowiczem.
– Spotykamy się z nim po każdym meczu – opowiadał Petr w 2005 roku. – Zawsze jest na Stamford Bridge, jeździ praktycznie na każdy nasz wyjazd. Jeżeli zapytasz mnie o zdanie o nim… Jestem reprezentantem nowego pokolenia Czechów. Odpowiem ci coś innego niż odpowiedzieliby czterdziestolatkowie. Moi rodzice połowę swojego życia spędzili w reżimie komunistycznym. Dla Czechów stawiano Związek Sowiecki jak wzór, najlepsze państwo na świecie. To miał być dla nas model, ale większość Czechów w to nie uwierzyła. I pewnie dzisiaj tacy ludzie mieliby problem, żeby polubić pana Abramowicza.
W sumie – zdobył cztery tytuły mistrzowskie, pięć Pucharów Anglii, trzy Puchary Ligi, cztery Tarcze Dobroczynności. Do tego Złote Rękawice za największą liczbę czystych kont w sezonie, które Cechowi udało się zgarnąć aż czterokrotnie (w dwóch różnych klubach). Za pierwszym razem (w sezonie 2004/05) czeski bramkarz nie wpuścił gola w… 24 ligowych meczach (zagrał 35 razy). Chelsea generalnie miała w tamtych rozgrywkach przepotężną, znakomicie zorganizowaną defensywę, lecz ta statystyka i tak brzmi jak wyjęta z kosmosu. W sumie Czech zachował czyste konto w Premier League 202 razy w 443 występach, co daje blisko połowę meczów bez wpuszczonego gola. Jego passa dziesięciu spotkań z rzędu bez straconego gola jest drugą co do długości w dziejach PL, a ośmiu spotkań z rzędu bez wpuszczonej bramki – trzecią w tym względzie. Gigant.
Jedynie w kwestii bronienia karnych nie był nigdy specjalnym fachowcem, choć parę ważnych jedenastek zdarzyło mu się w życiu odbić, do czego zresztą przejdziemy. W tym elemencie potrafił się wznieść na wyżyny, gdy drużyna szczególnie potrzebowała jego pomocy. Jednak generalnie – nie miał nigdy regularności w bronieniu strzałów z wapna.
Poza tym – spokojnie dał ekspertom dostatecznie wiele argumentów, żeby wskazywać go jako najlepszego bramkarza w dziejach Premier League. Czy nim jest – nie sposób rozstrzygnąć, większość wskazuje wciąż na Petera Schmeichela i trudno się temu dziwić. Aczkolwiek miejsce w takiej dyskusji należy się Cechowi jak psu buda. Sprawdzał się zarówno długodystansowo, śrubując swoje słynne serie bez straconego gola w lidze, jak i w spotkaniach pod wielkim ciśnieniem – wystarczy wspomnieć finał Pucharu Anglii z 2010 roku, gdzie Czech wybronił kilka niezwykłych piłek i doprawił to skuteczną interwencją… właśnie przy strzale z jedenastu metrów.
Big-game player.
Arsenal wygra finał do zera? ETOTO wycenia taki scenariusz po kursie 5,55
– Cech to wielki bramkarz i wielka osobowość – zachwycał się swoim podopiecznym Unai Emery w styczniu. – Znam go od sześciu miesięcy. Wcześniej wiedziałem tylko, jak wybitnym jest zawodnikiem. Jak wiele osiągnął, jak bardzo jest szanowany w piłkarskim świecie. Dopiero współpracując z nim dowiedziałem się jednak, jak wspaniałą jest też postacią poza boiskiem. Jego decyzja o zakończeniu kariery była bardzo osobista i szanuję ten krok. Szanuję sposób, w jaki podjął decyzję – umówił wszystko z rodziną i poinformował nas w pierwszej kolejności. Chcemy, żeby na końcu swojej drogi przeżył z nami jeszcze wspaniałe chwile.
Ten moment trzeba ująć osobnym filmikiem. Są takie bramkarskie interwencje, które wyglądają równie efektownie co najpiękniejsze gole. To jest jedna z nich:
Albo finał Pucharu Anglii z 2012 roku. Właściwie cała defensywa Chelsea zawaliła swoją robotę, Andy Carroll miał stuprocentową szansę do zdobycia gola. I co? I Cech (2:04).
Być może Cech w barwach Arsenalu nie błyszczał aż tak okazale jak wcześniej, ale i ten okres jego kariery trzeba docenić oddzielną kompilacją. W sezonie 2015/16 miał być brakującym elementem układanki Wengera, który pozwoli zdobyć upragnione mistrzostwo. Guzik z tego wyszło, sensację stulecia zrobiło w lidze Leicester, a “Kanonierzy” skończyli na drugim miejscu. Lecz Czech swoje zrobił – został nagrodzony Złotą Rękawicą.
Potem opowiadał (tłumaczenie – Angielskie Espresso) w jednym z wywiadów: – Zabrzmi to dziwnie, ale uważam, że w Arsenalu nie ma wystarczającej presji. Arsene Wenger był prawdziwym dżentelmenem. Bardzo nienawidził przegrywać, lecz zawsze pozostawał dżentelmenem. Przegrywał, wygrywał, znowu przegrywał, znowu wygrywał, niezmiennie zachowywał się z klasą. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie spotkałem. W Chelsea, kiedy remisowaliśmy spotkanie, atmosferę w szatni można było porównać do tej z pogrzebu. To nie było przyjemne. Kiedy przegrywaliśmy z wielką drużyną u siebie, nastroje wydawały się mówić: „O nie! To niemożliwe, że nie wygraliśmy u siebie”. Takie nastawienie panowało u zawodników, trenerów. Tak było w każdym meczu.
– Totalnie nie zgadzam się z ludźmi, którzy twierdzą, że presja wiąże nogi. Myślę, że najwięcej tracimy tam, gdzie jest ona niewystarczająca. Graliśmy w lidze z Evertonem i w przypadku zwycięstwa, awansowalibyśmy na trzecią lokatę. Przegraliśmy, pozostaliśmy na czwartym. Podobnie było z Wolves. W Arsenalu niepowodzenia zawsze były tłumione, rozchodziły się po kościach. Porażka nigdy nie była katastrofą. Powinniśmy nakładać zdecydowanie większa presję na piłkarzy, ponieważ daje to człowiekowi do myślenia – dodał.
To chyba idealnie podsumowuje jego mentalność.
CECH – CZOŁGISTA
To chyba najmniej wesoły temat, jeżeli chodzi o przygodę Czecha z angielskim futbolem, nawet jeżeli dzisiaj możemy już spoglądać na specyficzne nakrycie głowy bramkarza Arsenalu bez wielkich emocji. Ostatecznie minęło wiele, wiele lat od straszliwego wypadku, który prawie pozbawił Petra życia. Wspominaliśmy to przed laty na Weszło: “Ostatni mecz z fryzurą na wierzchu Petr Cech zagrał tak dawno temu, że w sumie zapomnieliśmy już, jaki ma kolor włosów. Dwa lata po przyjściu do Londynu, czeski golkiper doznał kontuzji, po której został wyjątkowo charakterystyczny znak na resztę kariery. Stylowy hełm, dzięki któremu bramkarz może w ogóle wyczynowo grać w piłkę.
Kiedy ostatnio widzieliśmy go bez kasku? Właśnie w tym feralnym meczu w hrabstwie Berkshire, gdy doszło do makabrycznego zderzenia ze Stephenem Huntem. Mecz z Reading był charakterystyczny jednak nie tylko dlatego, że Czechowi pozostała po nim pamiątka na całe życie, ale również z uwagi na uraz jego zastępcy, Carlo Cudiciniego. Między słupkami stanąć musiał… John Terry.
Jak doszło do urazu? Sytuacja wydawała się dość kuriozalna – Reading zagrało lagę właściwie od razu po rozpoczęciu meczu, do – wydawałoby się, straconej – piłki ruszył Stephen Hunt. Nabiegał z lewego skrzydła, Cech zaś wyszedł z bramki daleko do boku pola karnego. Był szybszy, pewnie chwycił piłkę, ale jego głowa znalazła się między murawą a kolanem szarżującego rywala. Początkowo starcie nie wydawało się aż tak poważne – sędzia zamiast rzucić się do ratowania bramkarza, spokojnie upominał faulującego piłkarza Reading. Dopiero, gdy okazało się, że Cech ma problem z powstaniem z murawy, zbiegły się wszystkie służby medyczne. Jakkolwiek spojrzeć – zszedł z murawy o własnych siłach, a właściwie wyczołgał się, dość pokracznie przemieszczając się „na czworakach”.
Po przewiezieniu do szpitala, okazało się, że doszło do wgniecenia części czaszki oraz wstrząśnienia mózgu. Rehabilitacja po operacji trwała niecałe trzy miesiące, po których Cech wrócił do treningów a następnie na boisko. Niestety dla niego – w hełmie, który towarzyszy mu aż do dziś”.
Cech przeszedł operację czaszki w Oxford’s Radcliffe. Zabieg wypadł pomyślnie, lecz chirurdzy byli zmuszeni do zrobienia dwóch dziur, żeby przywrócić na swoje miejsce kość, która wbiła się wgłąb czaszki. Generalnie – bardzo poważna sprawa, którą początkowo, jeszcze na boisku, dość niefrasobliwie zbagatelizowano. Na szczęście – bez tragicznych konsekwencji. Choć pomniejsze perturbacje były – Cech przez pewien czas po powrocie na boisko nie potrafił powrócić do szczytowej formy. Musiało upłynąć sporo wody w Tamizie, nim odpuściły wszelkie psychiczne blokady, a golkiper znów zaczął fruwać między słupkami jak dawniej.
Wygrana Chelsea w regulaminowym czasie? Kurs 2,40 w ETOTO. Remis – 3,40. Wygrana Arsenalu – 3,35
Dziś Czech ma już dystans do nietypowego elementu swojego piłkarskiego kostiumu, czemu dał wyraz przy okazji wpadki w grze FIFA 19. Pojawiał się tam na negocjacjach kontraktowych z nakryciem głowy. Na Twitterze zwrócił uwagę twórcom, że przy takich okazjach zwykł pojawiać się w krawacie
Efekt?
Petr mówił także o swoim hełmie: – Czułbym się dużo pewniej, gdybym mógł go zdjąć. Bo cokolwiek chcę zrobić, kask mnie ogranicza. Niektóre dźwięki nie dochodzą do mnie na boisku, bo mam zakryte uszy. A po latach przyznawał także: – Żyjąc na co dzień nikt nie zdaje sobie sprawy, jak wiele zmysłów zawierają w sobie skóra na głowie i włosy. Kiedy przykrywasz to wszystko hełmem, odcinasz te zmysły od świata. Musiałem się nauczyć wyczuwać innymi sposobami wszystko to, co dzieje się za mną. Musiałem wypracować nowe sposoby skanowania przestrzeni. To była największa i – na dłuższą metę – właściwie jedyna zmiana.
– Moją przewagą nad resztą świata było to, że po kontuzji zapadłem w trzydniową śpiączkę – dodał Czech z właściwym sobie poczuciem humoru. – W przeciwieństwie do wszystkich innych – nie pamiętałem nic z mojego wypadku, więc nie miałem problemu z rzucaniem się przeciwnikom pod stopy w ten sam sposób, w jaki robiłem to wcześniej. Choć wszyscy odradzali mi tak szybko powrót na boisko. Kazali odpuścić sezon, sprawdzić się na treningach. Ale ja czułem, że muszę wziąć byka za rogi. Czułem się gotowy. Ryzykowałem, ale to właśnie regularne występy pozwalałby mi przezwyciężyć problemy.
– Czasem jestem zdumiony bzdurami, które ludzie opowiadają o moim hełmie. Twierdzą, że on daje mi komfort psychiczny… Pełen komfort odczułbym dopiero wtedy, gdybym go zdjął. Niestety, nie pozwala mi na to lekarz. Więc będę z nim grał, bo po prostu nie mam wyjścia – powiedział.
CECH – KRÓL EUROPY
Jasne, sam finał Ligi Mistrzów to już coś. Zwłaszcza, że w 2008 roku Petr Cech bronił naprawdę w imponującym stylu, a w serii jedenastek odbił przecież strzał Cristiano Ronaldo, co niemalże zagwarantowało The Blues ostateczny triumf. Zdobycie Ligi Europy w 2013 to także kapitalny sukces czeskiego bramkarze.
Jednak to wygranie Ligi Mistrzów rok wcześniej należy bezwzględnie uznać za opus magnum Cecha.
Bronił w tamtym sezonie jak natchniony, zwłaszcza na europejskiej arenie. W fazie pucharowej LM momentami niemal w pojedynkę trzymał Chelsea przy życiu. The Blues zapamiętani zostali jako ekipa, która po uszate trofeum dojechała parkowanym pod własną bramką autobusem. Fakt, lecz był to często autobus parkowany po prostu fatalnie. Krzywo ustawiony, z powybijanymi szybami. Przez defensywę Chelsea z łatwością przebijali się napastnicy Barcelony, Napoli czy Bayernu. I poradziliby sobie z londyńczykami, gdyby nie heroiczne robinsonady Cecha. I spora doza farta, to trzeba zaznaczyć, lecz szczęście ma to do siebie, że sprzyja zwykle bramkarzom wybitym, a nie marnym.
Bezbramkowy remis w finale Ligi Europy? ETOTO płaci po kursie 11,00
Obroniony karny Arjena Robbena w dogrywce finału Champions League – to jest być może najważniejszy moment w całej karierze Petra. Ostateczny dowód żelaznej psychiki i niezmierzonej, bramkarskiej klasy, poprawiony jeszcze potem doskonałą postawą w serii jedenastek. Zresztą, niech i w tym przypadku przemówią liczby – 49 czystych kont w 111 występach Czecha w LM. Kapitalne statystyki. Nie bez kozery wspominany już Buffon powiedział niegdyś: – Jeżeli chodzi o grę nogami, najlepszy jest Pepe Reina. W powietrzu – wybieram Neuera. Na linii – wskazałbym Casillasa. Ale całościowo, najlepszym bramkarzem jakiego widziałem był Petr Cech.
Tamten mecz za najważniejsze spotkanie dla Cecha uznał też jego przyjaciel z boiska, Didier Drogba. – Pamiętam, jak Petr obronił trzy karne w finale, a po wszystkim pobiegł wprost do mnie, tak jakbym to ja był bohaterem tamtego wieczoru w Monachium! Potrzebowałbym miliona słów, żeby opisać jego dobre serce, jego profesjonalizm i jego mentalność zwycięzcy. Podsumowuje to wszystko jeden obrazek – odebranie Pucharu Mistrzów. Dziękuję ci, Petr, mój przyjacielu, za twoje złote rękawice i złote serce. Dobiega końca niesamowita kariera.
W 2005 roku IFFHS wybrała Cecha najlepszym bramkarzem świata, znalazł się wtedy też w europejskiej jedenastce roku. UEFA przyznała też Czechowi trzykrotnie miano najlepszego golkipera kontynentu (2005, 2007, 2008). Ale to w 2012 roku były piłkarz Chelsea dokonał swoich najbardziej ikonicznych wyczynów, które z takim uniesieniem omawiał Drogba.
– Nigdy nie oglądałem tego finału w telewizji, muszę się do tego przyznać. Tak naprawdę w całości nigdy nie widziałem tego meczu – opowiedział szczerze 36-latek. – Raz natknąłem się na fragment serii rzutów karnych, bo akurat oglądał je mój syn. Potem byłem razem z kadrą Chelsea w hotelu na kolacji, gdzie kręcono show na temat naszego finału. Siedziałem razem z Frankiem Lampardem, Ashleyem Cole’em i Johnem Terrym na kanapie, gdzie oglądaliśmy serię jedenastek. Pokazali tylko kilka ostatnich. Poza tym – nic więcej nie widziałem. Finału z 2008 roku też nie oglądałem. Może teraz to zrobię? Do takich wspomnień wracasz dopiero wtedy, gdy jest po wszystkim. W trakcie kariery trzeba żyć teraźniejszością. Czasami grzebanie we wspomnieniach sprawia, że gubisz kurs w realnym świecie.
CECH – PERKUSISTA
Tej wzmianki oczywiście nie mogło tu zabraknąć – Cech to prywatnie poukładany, rodzinny facet, a przy okazji wzięty muzyk. I to nie jest tak, że facet wali bez sensu w bębny, ale robi się z tego wielkie halo, bo jest piłkarzem. Naprawdę ma do tego instrumentu smykałkę. Na swoim YouTube’owym kanale chętnie demonstruje covery znanych hitów, grywa na festiwalach, a parę lat temu zagrał nawet ze słynnym Rogerem Taylorem, perkusistą zespołu Queen. – Perkusiści, podobnie jak bramkarze, są trochę niedoceniani, a przecież oboje robią ważną pracę dla swoich zespołów – zauważył Taylor.
A zachwycony Cech zasugerował nawet, że po dowieszeniu butów na kołku może się zająć muzykowaniem na pełen etat. – Rzeczywiście – dostrzegam wiele podobieństw między grą na perkusji a staniem na bramce. Mówi się, że gdy perkusista się myli, to jakby cały świat się zapadał. To samo dzieje się wtedy, gdy gola zawali bramkarz! Jeżeli upuścisz łatwą piłkę i dopadnie do niej rywal, jest po tobie. Może dlatego połączyłem obie te pasje.
CECH – CZECH
Petr bardzo wcześnie zaczął swoją reprezentacyjną karierę, jego talent eksplodował w zasadzie natychmiastowo. Czeski golkiper dojrzał wcześniej niż większość rówieśników – nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Już w 1997 roku brylował w reprezentacji u-15 i prędko wskakiwał po kolejnych szczeblach, uświetniając swoją młodzieżową przygodę mistrzostwem Euro u-21. W finale przepuścił tylko jedną jedenastkę z czterech, niejako potwierdzając swój niesamowity charakter. Choć jego statystyki obronionych karnych w meczach ligowych są zupełnie zwyczajne, żeby nie powiedzieć – nijakie, tak w najważniejszych momentach Cech zawsze potrafił także i w tym elemencie zagwarantować coś specjalnego.
To doprawdy niebywałe. W pewnym momencie jego statystyka obronionych rzutów karnych w Arsenalu wyglądała tak: 15 prób, 0 obronionych, 12 mylnie wybranych kierunków. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam facet, który w finałach tak często wyczuwał intencje swoich oponentów. Jak widać specjalne mecze wywoływały w Cechu nadnaturalne moce.
To jest chyba właśnie efekt zamiłowania do gry pod presją, o której Cech tak często opowiada.
Oto słowa bramkarza po słynnym starciu Chelsea i Barcelony (4:2) w 2005 roku. Mikstura pewności siebie, skromności i radości czerpanej z futbolu. – To była fantastyczna przygoda dla nas wszystkich. Dla kibiców Chelsea, dla wszystkich sympatyków futbolu. Mecz, który miał wszystko. Wysoki poziom i świetną fabułę. Jestem dumny, że mogę uczestniczyć w takich spotkaniach. To chyba był przedwczesny finał, na tak wysokim poziomie stała nasza rywalizacja. Patrząc tylko na możliwości ofensywne, Barcelona jest najlepsza na świecie. Są doskonali z piłką przy nodze. Ale my potrafimy się bronić, a jednocześnie strzelać więcej od nich i kreować sobie więcej sytuacji. Jednak trzeba im oddać, że są świetni. Dlatego sami też często nam zagrażali, choć mamy najlepszą… No dobra, jedną z najlepszych linii defensywnych na świecie.
– Ja się na boisku nie denerwuję nigdy. Rywala trzeba szanować, bo przez to okazujesz też szacunek piłce nożnej. Stuprocentowa koncentracja to obowiązek każdego profesjonalisty. Jednak nawet pełne skupienie może nie uratować cię przed popełnieniem błędu na boisku. Dlatego trzeba pracować wyłącznie nad tym, by dać z siebie wszystko. Ja to właśnie robię. Więc nie mam powodu do nerwowości – dowodził Czech.
DARMOWY ZAKŁAD 20 ZŁOTYCH BEZ DEPOZYTU – ETOTO SPECJALNIE DLA CZYTELNIKÓW WESZŁO
Jeżeli chodzi o wielkie turnieje w międzynarodowej piłce seniorskiej, zaczęło się to w przypadku Petra z przytupem – od gwiazdorskiej występu na Euro 2004, gdy doszedł wraz ze swoją kadrą do półfinału i został zaliczony do drużyny gwiazd turnieju. Potem nie było już tak wesoło – pojawiały się bardzo kosztowne błędy. Zawalony gol na Euro 2008, babol na Euro 2012, kilka wtop w meczach eliminacyjnych. Oczywiście nie ma co robić tu z Cecha nieudacznika – zanotował aż 124 występy w narodowych barwach, z których bez wątpienia znakomita większość była udana. Ale generalnie dla ekipy naszych południowych sąsiadów nie było czas szczególnie obfity w sukcesy.
Choć trzeba zaznaczyć, że w 2004 roku Cech miał swoje momenty:
Karierę reprezentacyjną zakończył w 2016 roku, decydując się nie walczyć o wyjazd na mundial w Rosji. – Osiągnąłem już ten punkt w swojej karierze, gdzie muszę wybierać. Jeżeli chcę codziennie dawać z siebie sto procent, potrzebuję dodatkowego czasu na wypoczynek. Rezygnacja z reprezentowania kraju to decyzja podjęta z pobudek czysto sportowych. Chcę kontynuować karierę klubową na najwyższym szczeblu, więc potrzebuję więcej balansu. Mam 34 lata i następny turniej jest dopiero w 2018 roku. Dwa lata w futbolu to bardzo, bardzo długo. Najgorsze co mógłbym zrobić, to zrezygnować w połowie drogi.
– W kadrze zebrałem fantastyczne wspomnienia – dodał. – Zachowam je. Czasami trzeba jednak podejmować decyzje po przeanalizowaniu przyszłości, a nie przeszłości. Wierzę, że czynię słusznie. Gdy byłem dzieckiem, moim największym marzeniem było reprezentować kraj. Uczyniłem to tak wiele razy, że po prostu jestem z siebie dumny. Zagrał z wieloma wybitnymi zawodnikami na przestrzeni lat. Udowodniłem powtarzalność moich umiejętności.
A to wspomniany finał mistrzostwo Europy u-21 z 2002 roku:
*
Jaki będzie zatem ostatni akcent tej wspaniałej kariery? Przekonamy się już dzisiaj, czy czeski bramkarz pożegna się z boiskiem stojąc między słupkami, czy obserwując finał Ligi Europy z perspektywy ławki rezerwowych. Z pewnością jednak nie zobaczymy już nigdy Cecha na angielskich boiskach i trzeba przyznać, że sama ta świadomość czyni je… mniej swojskimi? Petr wygląda przecież na kolesia, który najchętniej nic innego by w życiu nie robił, tylko stukał w swoje ulubione bębny, a w ramach odpoczynku przeprowadzał staruszki przez jezdnię, gdziekolwiek by się one akurat wybierały. Ale to tylko pozór. Zdarzało mu się przecież gniewnie reagować na lekko dokuczliwe twitty dotyczące jego gry. Cech ma charakterek. – To nie jest tak, że ja chciałem zawsze po prostu grać w piłkę i dobrze się czuć. Przede wszystkim – uwielbiam rywalizację i kocham wygrywać. To mnie napędza i na tym się skupiam.
– Sam nie wiem, czy finał przeciwko Chelsea to wymarzony scenariusz. Ostatni mecz w mojej karierze, finał europejskiego pucharu, spotkanie bardzo ważne dla mojego klubu. A po przeciwnej stronie – drużyna, z którą jestem emocjonalnie związany. Chyba tego trochę za dużo – wyznał ostatnio Czech.
My jednak mamy przeczucie, że nie ma się o co martwić. I taki specjalista od wielkich meczów – jeżeli wystąpi – na pewno zadba o to, żeby pożegnanie było równie niezapomniane, co cała jego piłkarska droga.
Michał Kołkowski
fot. NewsPix.pl
PS
— out of context arsenal (@outofcontextars) 28 marca 2019