Ciekawie zrobiło nam się w dolnej ósemce od momentu, w którym Śląsk Wrocław uznał, że jednak nie chce jeździć na mecze do Niepołomic i przyjmować u siebie ekipy GKS-u Jastrzębie. Mamy nieodparte wrażenie, że najbardziej zaskoczona tym faktem jest ekipa Miedzi Legnica, która w kolejnym meczu nie przekonuje. Dziś, po dziwnym spotkaniu, przegrała z Górnikiem Zabrze i jeszcze mocniej skomplikowała swoją sytuację.
Jezu, ale wymęczyła nas pierwsza połowa tego meczu. Niby to tylko 45 minut, a czuliśmy się jak po przekopaniu ogródka i kilku godzinach w galerii, w trakcie których lepsza połowa szuka bluzeczki. Koszmar. A że dla Miedzi to recydywa, bo tydzień temu z Koroną stworzyła przecież takie show, że nawet nie pisaliśmy z tego relacji, drużyna Dominika Nowaka walczy o to, byśmy wszyscy to właśnie jej (a nie Śląskowi czy Arce) kibicowali w walce o spadek.
Przesadzamy? Nie ma mowy.
No bo czym tu się jarać? Niecelnymi strzałami Romana? Dajmy spokój, przy tej lepszej sytuacji w dodatku był spalony. Ułańskimi szarżami Żurkowskiego? Powiemy tak – fajny jest ten ciąg na bramkę zawodnika młodzieżówki i fakt, że niełatwo odebrać mu futbolówkę, ale chyba z korzyścią dla wszystkich byłoby podniesienie głowy przez “Zupę” i pogranie w piłkę z Gwilią, Angulo i resztą kolegów. Reszta niech pozostanie milczeniem. Dla dobra wszystkich.
Na szczęście, również dla dobra wszystkich, druga połowa to już zupełnie inna rozmowa. Szukamy w głowie jakiegoś właściwego porównania i wydaje nam się, że to trochę tak, jakbyśmy poszli do restauracji i na przystawkę dostali szczaw (tak po prostu), potem cieniutką zupę szczawiową z kostki rosołowej, a w ramach dania głównego, gdy kubki smakowe straciły jakiekolwiek nadzieje na ucztę, naprawdę smaczne danie od finalisty MasterChefa przygotowane według babcinego przepisu. Innymi słowy – zupełnie niespodziewanie okazało się, że można.
Sygnał do rozpoczęcia zabawy dał Zieliński, którego strzał w krótki róg obronił Chudy, ale potem to jednak Górnik Zabrze pokazał, że jest drużyną, która z ligi na pewno nie zleci. Miedzi nie można odmówić jednego – w końcu znalazła bramkarza. Przez większość sezonu legnicka drużyna męczyła się z Antonem Kanibołockim i Łukaszem Sapelą, tymczasem Sosłan Dżanajew, który do bramki wskoczył po fazie zasadniczej sezonu, okazuje się naprawdę solidnym fachowcem. To on trzymał Miedź w tym spotkaniu do samego końca, broniąc między innymi strzały Suareza, Matrasa, Zapolnika, Angulo czy Jimeneza. Szkoda, że pomocnej ręki w jego kierunku wyciągnąć nie potrafili koledzy, bo – no niestety – utrzymać czystego konta Rosjanowi się nie udało.
W tym miejscu chcielibyśmy przedstawić wam ranking, za pomocą którego sklasyfikowaliśmy typowo ekstraklasowe, czyli absurdalne momenty drugiej części gry. No bo tak – czysto piłkarsko było o niebo lepiej, ale piłkarskich jaj też nie zabrakło.
Miejsce trzecie: czerwona kartka Kornela Osyry, który chyba nie panuje nad swoimi łokciami albo – co gorsze – panuje i chciał zrobić nimi krzywdę Jimenezowi.
Miejsce drugie: pudło Jesusa Jimeneza, który w zasadzie miał już położonego Dżanajewa, a i tak ostatecznie pieprznął w niego.
Miejsce pierwsze: Henrik Ojamaa, który czekał na piłkę po dośrodkowaniu Sekulicia, choć dawno uprzedził go i zapakował ją do siatki Bochniewicz. Musimy zapytać znajomych z Legnicy, ale nie wykluczamy, że Estończyk dalej stoi i czeka.
Górnik zasłużył na tego gola, choć trzeba przyznać, że padł po kabareciku. Ojamaa chwilę wcześniej pojawił się na boisku – szałowa zmiana, to musimy przyznać. Jeszcze w samej końcówce Chudy postanowił dorównać Dżanajewowi i ofiarnie obronił strzał Pikka, potem w poprzeczkę trafił Roman, ale koniec końców wygrała drużyna lepsza.
Ta porażka nie sprawia, że Miedź ląduje na miejscu spadkowym, bo na tym obecnie znajduje się Wisła Płock, ale… wszystko jeszcze przed drużyną Nowaka. W środku tygodnia trzeba będzie podjąć u siebie Śląsk i dobra dyspozycja bramkarza może okazać się niewystarczająca.
[event_results 582583]
Fot. FotoPyK