Nie ma chyba większego uznania dla Ajaksu niż fakt, że po wyjazdowym zwycięstwie w półfinale Ligi Mistrzów mówimy o niedosycie związanym z ekipą Erika ten Haga. Ajax jest jak kawałki System of a Down w jazzowym wydaniu – to drapieżny swing. Dziś Holendrom przez długie minuty nie potrafił przeciwstawić się Tottenham. A jeśli już się przeciwstawił, to wrzutką i sprintem, a nie podaniem i dryblingiem.
Jakże wściekły musiał być po pół godziny gry Mauricio Pochettino, który przed meczem mówił o tym, że nie chce pozwolić na to, by Ajax zdominował Tottenham w Londynie. Tymczasem holenderska banda wpadła w gości i od progu przejęła imprezę – zepchnęła gospodarza do roli lokaja, “przynieść kolego drinki, mi i koleżankom” i ruszyła w tany. Goście w tej swej młodzieńczej fantazji byli bezczelni. Jak ten pyskaty i wyszczekany uczeń, na którego przymyka się oko, bo zwozi nagrody ze wszelkich konkursów artystycznych. W swoim artyzmie tak uroczy, ale zarazem tak elegancki, jak tancerz breakdance’u, owoc związku profesora Akademii Sztuk Pięknych i uznanej florystyki.
Tottenham miał swój plan na tego niesfornego uczniaka, ale wysoki pressing Anglików był nieskuteczny jak krzyki nauczycielki na godzinie wychowawczej w samochodówce. Llorente z Lucasem atakowali stoperów Ajaksu, ale co z tego, skoro ci dwoma podaniami bez przyjęcia potrafili przenieść ciężar gry na połowę rywala. Przytłaczająca była ta statystyka podań po 20 minutach gry – 143 do 40 na korzyść Holendrów.
Zresztą obrazkiem tej pierwszej połowy niech pozostanie akcja bramkowa. Można krytykować Koguty za ustawienie defensywy, ale przecież oni nie ustawili się w ten sposób z własnej woli. To Ajax sprytnie rozstawił ich po kątach. Każde kolejne podanie gości sprawiało, że obrona Spurs się rozciągała. Wreszcie Ziyech między tę wypracowaną lukę idealnie w tempo posłał dogranie, a van de Beek miał tyle swobody, że mógł zapytać Llorisa w który róg strzelić, co jadł dzisiaj na śniadanie, która płyta Grammatiku jest jego ulubioną i jaka jest stolica podkarpackiego.
Jakby co – to na śniadanie owsianka, perełka dyskografii to “Światła Miasta”, wszystkie drogi prowadzą do Rzeszowa. A róg? Ten lewy dla strzelca.
Miny Hueng-Mina Sona i Harry’ego Kane’a, których na trybunach złapał realizator, mówiły wszystko. Spurs chwiali się na nogach – w przenośni. Jan Vertonghen chwiał się na nogach – dosłownie. Belg przy jednym ze stałych fragmentów przyjął takiego gonga od Alderweirelda, że chłop przez moment nie widział w której galaktyce się znajduje. Obrońca gospodarzy zalał się krwią, był wyraźnie oszołomiony, ale lekarze pozwolili mu grać. Niestety skutki tego zderzenia były fatalne – Vertonghen prawie spłynął na murawę, ledwo kontaktował, ostatecznie przy wsparciu lekarzy został wręcz zniesiony z boiska.
Belga zastąpił Sissoko i… Tottenham odzyskał wypuszczone z rąk lejce. Wreszcie gospodarze opanowali środek pola, wreszcie zaczęli tworzyć okazje strzeleckie, wreszcie potrafili się przeciwstawić van de Beekowi i De Jongowi. Niemniej to wciąż Ajax był bliższy gola na 2:0 (kapitalna klepka van de Beeka i Neresa w polu karnym, świetna interwencja Llorisa), niż Spurs wyrównania (niecelna główka Alderweirelda, niecelna bomba z dystansu Sissoko).
W drugiej połowie oglądaliśmy już starcie typu “pierwsza runda w wadzie koguciej” – permanentne zwarcie, multum wymian, znakomite tempo, ale brak ciosów nokautujących. Wyszło na wierzch wciąż skromne doświadczenie zawodników z Amsterdamu, którzy dali sprowokować się do chaosu. Wyglądało ta tak, że ten płynnie rozgrywający do tej pory Ajax został sprowokowany do szarpanego tempa gry. W takiej grze ciut lepiej czuli się gracze Pochettino – to oni wygrywali większość z pojedynków siłowych. Onana zbyt często stosował wariant “Adams, na chaos już musimy, musisz walić na chaos”, a Tadić gubił się między bicepsami Sancheza i Alderweirelda.
Niemniej to i tak Ajax stworzył sobie najlepszą okazję strzelecką w drugiej połowie. Neres był o krok, o tip-topa, o paznokieć małego palca o stopy, by zmniejszyć kurs na finał dla Holendrów. Na powtórkach było widać ten wzrok Llorisa, gdy piłka leciała w kierunku bramki. Francuz płakał jak sprzedawał obserwował. Ale Neres trafił w słupek i chyba tylko dzięki temu awans wciąż jest sprawą otwartą.
Jeśli nie pokochałeś tego Ajaksu, to idź do kardiologa, bo to pierwsza oznaka tego, że nie masz serca.
Tottenham Hotspur – Ajax Amsterdam 0:1 (0:1)
Donny van de Beek (15.)
fot. NewsPix