Reklama

Koncert Miedzi, brawurowa gonitwa Wisły. Takiej grupy spadkowej chcemy!

redakcja

Autor:redakcja

28 kwietnia 2019, 16:15 • 4 min czytania 0 komentarzy

Miedź Legnica to od czasu do czasu bardzo fajna drużyna. Tak fajna, że aż momentami zastanawiamy się, jak to możliwe, że traci tak dużo bramek (58, więcej tylko Zagłębie Sosnowiec), strzela tak mało (35, najmniej w lidze) i wciąż nie jest pewna utrzymania. Jeden z tych momentów miał miejsce dziś, lecz… tylko w pierwszej połowie. I właśnie to jest chyba największy problem ekipy Dominika Nowaka. Regularność, a w zasadzie jej brak. Uśpiony potencjał, który uda się przebudzić raz na jakiś czas, a potem drużyna znów wpada w… Samozadowolenie? Przekonanie, że skoro zagrało się kilka ciekawych akcji, to już więcej nie trzeba? 

Koncert Miedzi, brawurowa gonitwa Wisły. Takiej grupy spadkowej chcemy!

Nie siedzimy rzecz jasna w głowach piłkarzy, ale mniej więcej tak wygląda gra Miedzi Legnica, która dziś rozpoczęła w sposób absolutnie brawurowy. Po dziesięciu minutach było już 2:0, a przecież na Dolny Śląsk nie przyjechały ułomki – Wisła Płock Leszka Ojrzyńskiego miała serię czterech wygranych z rzędu, została ona przerwana dopiero dziś. 

Modelowym przykładem piłkarza, o którym coś dobrego można powiedzieć tylko raz na jakiś czas, jest autor dwóch pierwszych bramek, Juan Roman. Podobała nam się zwłaszcza ta druga – owszem, McGing miał w niej spory udział, bo najpierw podał Hiszpanowi piłkę nieudaną główką, a później średnio miał ochotę mu przeszkadzać, ale ten strzał ze skraju pola karnego, zza obrońców, obok bezradnego bramkarza – klasa wyższa ligowa. Przy pierwszym golu pomógł trochę przypadek – Zieliński wrzucił piłkę na Santanę, ten trafił w kleszcze dwóch obrońców, piłka spadła pod nogi Romana, który nie stracił głowy i dokonał egzekucji.

W pierwszym kwadransie Wisła Płock w zasadzie nie wychodziła z własnej połowy, a wszelkie próby ataku kończyły się na prostych błędach. Drużyna wyglądała, jakby została w szatni. Ale znów objawiło się to, co cechuje ekipy Leszka Ojrzyńskiego – charakter. Przegrywamy 0:2 i w zasadzie nie istniejemy? Szybko wymazujemy go z głów i rzucamy się do ratowania wyniku. Szybko przed setką stanął Kuświk – podanie Furmana było tak dobre, że wystarczyło dostawić tylko głowę, ale Kuświk jest Kuświkiem, więc skończyło się na tym, że piłka przeszła mu po czole. Napastnik na swoje szczęście zachował przytomność, gdy absurdalną interwencją wykazał się Pikk, który zatańczył w swoim polu karnym kankana i zamiast wybić piłkę – wystawił patelnię swojemu rywalowi. 

Wisła zatem się odgryzała, ale koncert grała Miedź. Imponowała zwłaszcza prawa strona. Ataki napędzał Zieliński, zresztą to on wystawił piłkę Forsellowi przy bramce na 3:1, za którą może sobie dopisać większość zasług. Pewnie czuł się także Camara, który w pewnym momencie zaczął sobie podbijać piłkę w polu karnym i omal nie zaliczył bramki kolejki nożycami (trafił w poprzeczkę). Dobrze funkcjonował też środek pola, którego liderem był Augustyniak – zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Wisła – po tym jak się już przebudziła – odpłacała się jeżdżeniem na tyłkach, a niech symbolem tego będzie fakt, że Borusiuk prawie wypuścił Furmana na sam na sam… wślizgiem na swojej połowie. 

Reklama

Leszek Ojrzyński nie zamierzał się w przerwie patyczkować i wprowadził dwóch nowych piłkarzy – Ricardinho i Rasaka za Łukowskiego (bezbarwny) i Dźwigałę (niepewny). Zwłaszcza ten pierwszy rozruszał ofensywę samemu wykreował i dwie setki. Konkretem zakończyła się ta pierwsza – z dość trudnej sytuacji posłał świetną główkę, lecz jeszcze lepszą interwencją, a w zasadzie dwoma, popisał się Dżanajew. Najpierw wyciągnął się jak struna odbijając tę główkę przed siebie, a później zablokował dobitkę Zawady z trzech metrów. Wszystko spaprał jednak Osyra, który popchnął oddającego strzał napastnika, co niepewny dziś sędzia Jakubik wychwycił przy pomocy systemu VAR. Karnego na gola zamienił Zawada, a Osyra wskutek czerwonej kartki musiał zjechać do bazy. Dlaczego uważamy, że Jakubik był dziś niepewny? Totalnie nie potrafił zapanować nad nastrojami, piłkarze próbowali mu wchodzić na głowę. Efekt – dziesięć żółtych kartek (podwójna Borysiuka) i jedna czerwona. 

Po uzyskaniu kontaktu Wisła cisnęła jeszcze bardziej. Najgroźniejszą okazję znów stworzył Ricardinho – idealnie wyczekał moment na zagranie piłki i posłał miękką wrzutkę na wolne pole do Furmana, ten jednak obił aluminium. Groźnie mogło być też po jego strzale z dystansu, który wypluł przed siebie Dżanajew. Sam na sam znalazł się również Zawada, ale nie dość, że nie zdołał pokonać bramkarza, to jeszcze był na spalonym. 

Miedź zbyt mocno się cofnęła i gdyby straciła w tym meczu trzy punkty, nie mogłaby mieć do nikogo pretensji. Dotrwała jednak do końca, choć brawa należą się za ten mecz obu ekipom. Jedna koncertowo rozpracowała swojego rywala w pierwszej połowie, druga nie zamierzała tanio sprzedawać skóry i próbowała wyrównać do samego końca. Szkoda byłoby nie oglądać w przyszłym sezonie tak grających drużyn. 

Ale patrząc na tabelę wiele wskazuje na to, że do niczego takiego nie dojdzie. 

[event_results 579431]

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...