Nie zliczymy tego, jak wiele pięknych kart w historii piłki nożnej zapisali goście, którzy spotkania zaczynali na ławce rezerwowych i na boisku pojawiali się w trakcie gry, ale nie ma co kryć – przez zmienników rozrastały się również tomy “Piłkarskich jaj”. I w dzisiejszym spotkaniu pomiędzy Pogonią Szczecin i Lechem Poznań byliśmy świadkami historii właśnie tego rodzaju. Mecz drużyn, które ciągle łudzą się, że zajmą czwarte miejsce, które może dać puchary, warto było obejrzeć choćby po to, żeby zobaczyć krótki występ Jakuba Bartkowskiego. Wejście smoka, ale takie w drugą stronę!
Byłego zawodnika Wisły Kraków przy linii bocznej oglądaliśmy mniej więcej od 80. minuty. Początkowo zmienić miał Zvonimira Kozulja, ale zanim utykający Bośniak zjechał do bazy, nieco poważniejsze problemy ze zdrowiem pojawiły się u Sebastiana Walukiewicza. Ostatecznie w 87. minucie prawy obrońca zmienił stopera. Chodziło o to, żeby przez kilka minut przypilnować wyniku, bo Portowcy wygrywali 1-0, a piłkarze Lecha, no przynajmniej część z nich, jednak chcieli wywieźć ze Szczecina jakieś punkty. No i w pierwszej akcji po wejściu Bartkowski:
– dostał w polu karnym ośmieszający kanał od Pedro Tiby,
– gdy Portugalczyk po minięciu Bursztyna źle dogrywał, strzelił gola Kamilem Drygasem.
Masakra, w jednej akcji zaliczył dwa takie kiksy, jakby był obrońcą Zagłębia Sosnowiec. Do najgorszej zmiany w historii piłki nożnej zabrakło jeszcze czystego swojaka i czerwonej kartki, ale najgorsza zmiana w tym sezonie ekstraklasy to jak najbardziej była. Pogoń straciła przez rezerwowego punkty, na które solidnie pracowała przez 90 minut. Zazwyczaj nie wystawiamy ocen graczom występującym tak krótko, ale tutaj musimy zrobić wyjątek.
Napisaliśmy, że był to powód, dla którego warto było obejrzeć to spotkanie i na myśli mieliśmy rzecz jasna walor humorystyczny. A czy znaleźlibyśmy inne? Tak, przynajmniej dwa, i to znacznie przyjemniejsze.
Pierwszy: gol Radosława Majewskiego. Były piłkarz Lecha wypalił tak, że będzie kandydatem, gdy dojdzie do wyboru bramki sezonu. Jego wolej po dograniu Malca mógł się nawet skojarzyć ze słynnym trafieniem Marco van Bastena z finału mistrzostw Europy, a to nie lada komplement. “Maja” polował dziś na gola bardzo mocno, pierwszego trafienia nie uznał mu sędzia przez spalonego kolegi z zespołu, ale późniejsze cacko chyba było dobrym pocieszeniem.
Drugi: gra Roberta Gumnego. Momentami wyróżniał się na tle kolegów z Lecha tak jak zawodowy piłkarz, który hobbystycznie wpadł pokopać pod blok z kolegami z dzieciństwa. To on nakręcał większość akcji Kolejorza, a w tyłach też prezentował się przyzwoicie. Mecz kończy jedynie z żółtą kartką, co jest niestety skandalem. Paweł Gil pokazał mu ją za symulowanie. Sęk w tym, że to nie była żadna próba wymuszenia – Gumny założył przeciwnikowi siatkę i chciał go minąć, a ten powstrzymał go ręką. Lechowi należał się karny.
Czyli mamy dwóch rannych, a za okaleczenie odpowiadają Gil i Bartkowski.
[event_results 579230]
Fot. newspix.pl