Brazylia – chyba wszyscy zdążyli się do tego przyzwyczaić – ma to do siebie, że jak się już uczepi jednego piłkarza, to nie daje mu spokoju przez długie miesiące albo nawet lata. Moacyr Barbosa, antybohater z 1950 roku, cierpiał aż do śmierci, Fredowi obecny mundial też pewnie będzie wypominany po zakończeniu kariery. Zdarzają się jednak piłkarze, którzy cokolwiek zrobią i jakkolwiek zagrają, zawsze mają spokój w prasie i wśród kibiców. Sztandarowy przykład – David Luiz. Katastrofalny występ w najgorszym meczu selecao w jej historii, zupełna kompromitacja, a jak reaguje prasa? – Ta peruka nas reprezentuje – pisze na dzisiejszej okładce „Lance”, dodając, że na takich piłkarzach, jak Neymar i właśnie Luiz powinna się opierać kadra na najbliższych mistrzostwach. Inny zawodnik – nawet o potencjale stopera PSG – zostałby już maksymalnie rozjechany.
Na rozpoczęcie projektu „Rosja 2018” trzeba jeszcze poczekać, ale w mediach akcja już się zaczęła. „Lance” uszeregowało np. obecnych reprezentantów według trzech kategorii:
– wielkie szanse na wyjazd: Oscar, Willian, Marcelo, Luiz Gustavo, Thiago Silva
– mogą pojawić się przeszkody: Bernard, Paulinho, Ramires, Fernandinho, Victor, Jefferson
– szanse niewielkie lub zerowe: Jo, Hulk, Henrique, Hernanes, Fred, Dante, Alves, Maicon, Maxwell, Julio Cesar.
Wnioski? Na najważniejszy turniej w historii Brazylii trafiła się wyjątkowo kiepska generacja, ale całej nie można ot tak wyrzucić do kosza. – Sięgnęli po Puchar Konfederacji i przegrali Copa America, ale takie turnieje nie stają się symbolem danego pokolenia. Chyba że ktoś myśli, iż Adriano, Kaka i Robinho zostaną zapamiętani za tytuły z 2001, 2005, 2007 i 2009 roku – pisze Mauricio Oliveira z „Lance”. – Rany pozostałe z 1:7 się zabliźnią, a blizny mogą nam pomóc przy turbulencjach w przyszłości, ale potrzebujemy pilnych rozwiązań: nowego bramkarza, bocznych obrońców, pomocnika i przede wszystkim napastnika. Dziś tylko Neymar daje nadzieję na lepszą przyszłość.
Tej, zdaniem prasy, absolutnie nie daje Luiz Felipe Scolari, którego dziennikarze najchętniej wywieźliby na taczkach i nawet po doborze samych zdjęć do artykułów widać, że nie znoszą go za tę jego charakterystyczną arogancję. Felipao wciąż nie zmienił bowiem retoryki i w dalszym ciągu twierdzi, że jedna porażka nie przekreśla całej jego pracy. Na domiar złego przyszły prezes CBF, Marco Polo Del Nero, który obejmie urząd w 2015, mówi wprost: – Wszyscy mają prawo do błędu i to mogło się przydarzyć każdego. Ważne, że praca została dobrze wykonana i przygotowania tez odbyły się odpowiednio. Istnieje fundament na przyszłość.
Co na to sam Scolari? – Moja praca rozpoczęła się w 2013, a kończy się po ostatnim meczu reprezentacji na mistrzostwach. Zamykam tę część, na którą się umówiliśmy. Oddam raport, potem prezes i Marco Polo porozmawiają i zobaczymy, co się wydarzy. Oni zdecydują, co jest błędne, a co właściwe. Wiem, że przez półtora roku zaliczyliśmy serię bardzo dobrych występów i nie rozumiem, dlaczego ludzie oceniają nas przez pryzmat jednego wyniku – to idealny dowód na to, że Felipao pogrąża się coraz bardziej, a „Globo” na okładce dzisiejszego dodatku sportowego pisze wprost: „I on jeszcze chce zostać”. Andre Kfouri, znany felietonista, dodaje z kolei, że brazylijska piłka znalazła się w matriksie i trzeba teraz zdecydować, jaki scenariusz należy zaakceptować: że 1:7 to splot nieszczęśliwych okoliczności, na który złożyły się np. kontuzja Neymara, absencja Thiago Silvy lub postawienie na Bernarda, który nie rozumiał się z kolegami, a może po prostu brak całego systemu.
Sam mecz Brazylii z Holandią mało kogo interesuje. Kilka analiz przeciwnika, porównanie wyników Scolariego i Van Gaala, a na koniec najlepiej puentujący to spotkanie Renato Mauricio Prado: Nie ma mniej interesującego spotkania na mistrzostwach niż to, które na nic nie wpływa.
Brazylijczycy gdyby nie musieli, to najchętniej nie wychodziliby dziś na boisko. Do zyskania mają bardzo niewiele, a ciąży nad nimi widmo kolejnej kompromitacji.