– Jeśli tak mówi o mnie, piłkarzu, który w 1,5 roku strzelił w polskiej lidze około 40 bramek, to jakie ma zdanie o innych graczach ekstraklasy? Nie bardzo wiem, co odpowiedzieć, bo nie wiem, po co to powiedział. Może chciał zrobić trochę szumu… – mówi w rozmowie z “Super Expressem” Carlitos, odnosząc się do krytycznych słów Bogusława Leśnodorskiego z ostatniego “Stanu Futbolu”.
SUPER EXPRESS
Carlitos uważa, że wypowiedzi Bogusława Leśnodorskiego z ostatniego „Stanu Futbolu” na jego temat są bez sensu.
– Były prezes i współwłaściciel Legii Bogusław Leśnodorski powiedział o tobie: „Moim zdaniem jedynym gościem, który do Legii nie pasuje, jest Carlitos. Gra swoje mecze. Nie wiem, gdzie uczył się taktyki. Jest dobry, ale na podwórku. Z nim będzie Legii trudno”.
– Jeśli tak mówi o mnie, piłkarzu, który w 1,5 roku strzelił w polskiej lidze około 40 bramek, to jakie ma zdanie o innych graczach ekstraklasy? Nie bardzo wiem, co odpowiedzieć, bo nie wiem, po co to powiedział. Może chciał zrobić trochę szumu… Gdyby powiedział o mnie coś dobrego, to byś mnie o to nie pytał. Domyślam się po tych słowach, że nie cieszył się z moich goli w Zabrzu.
– Ale takie słowa drażnią, motywują, nie mają dla ciebie znaczenia?
– Te nie mają znaczenia, bo są bez sensu. Krytyka sensowna się przydaje. Ale ta sensowna nie jest.
Taras Romanczuk o swojej przyszłości i „grupie bankietowej” w Jagiellonii.
– Media donoszą, że w Jadze jest grupa bankietowa. To prawda?
– Jako kapitan zapewniam, że nie! Ktoś coś tam napisał, inni podchwycili i plotka się rozrosła. Chłopaki mają rodziny i z nimi spędzają wolny czas. Najgorsze jest to, że takie wymyślone informacje czytają żony piłkarzy, mogą sobie nie wiadomo co pomyśleć… Jestem pewien, że chłopaki nie chodzą w miasto z jeszcze jednego powodu: Kiedy mieliby to robić, skoro mecz goni mecz? Nikt nie jest samobójcą, żeby świadomie sobie szkodzić w najważniejszym momencie sezonu.
– O twoim transferze do Turcji mówi się przynajmniej od roku. Latem opuścisz Jagiellonię?
– Mam kontrakt do 2020 r. Niebawem siądziemy z prezesem Kuleszą i zastanowimy się nad moją przyszłością. Ale w tej chwili nie zawracam sobie tym głowy. Najważniejszy jest mecz z Lechem o miejsce w grupie mistrzowskiej.
SPORT
„Odzyskany” Marko Kolar może dziś wydatnie pomóc Wiśle w awansie do ósemki.
W zimie, gdy Wisła rozpadała się jak domek z kart, Kolar rozwiązał kontrakt z winy klubu, ale potem wrócił i podpisał nową umowę. – Można zażartować, że mój drugi pobyt w Wiśle jest lepszy od poprzedniego, ale ja tak naprawdę czuję się, jakbym nigdy nie odszedł – mówi. – W pierwszym sezonie nie grałem dużo, były problemy z wypłatami, teraz wszystko się zmieniło na lepsze. Ale to jest piłka nożna, nigdy nie wiesz, co będzie jutro. Teraz nie musimy myśleć o tych sprawach, mam nadzieję, że do końca sezonu będzie z tej strony wszystko w porządku. To faktycznie historia na film. Jakbyśmy byli w Ameryce już dawno trwałaby produkcja – mówi.
Zimą w Górniku doszło do paru transferów i choć zabrzanie grają ładniej i punktują lepiej, to jest kilku „starych” w kadrze, którzy mogą być niezadowoleni.
Bramkarz Tomasz Loska, który walnie przyczynił się do wywalczenia awansu, a potem do wysokiego miejsca w ekstraklasie, które dało szansę gry w europejskich pucharach, teraz nie łapie się – nie zawsze, ale jednak – nawet na ławkę rezerwowych, zmieniając się miejscem w roli golkipera numer 2 z młodym Danielem Bielicą. Pozycja Martina Chudego jest na razie niepodważalna.
Mało co grają też tacy zawodnicy, jak kapitan zespołu Szymon Matuszek czy Maciej Ambrosiewicz. Nieco lepiej sytuacja wygląda w przypadku Dani Suareza czy Łukasza Wolsztyńskiego.
Jorge Felix ma mniej minut na boisku tylko od Czerwińskiego i Kirkeskova. Mało kto się spodziewał, że Hiszpan stanie się dla Piasta tak istotny.
Felix nazbierał już 2318 minut w tym sezonie, co daje mu trzeci wynik w drużynie, za Jakubem Czerwińskim i Mikkelem Kirkeskovem. – Nie sądziłem, że tak może wyglądać mój debiutancki sezon w Polsce. W lidze nie zagrałem tylko raz i to było dawno temu. Gdy przychodziłem do Piasta wiedziałem z kim przyjdzie mi rywalizować. Gerard Badia był kapitanem i trudno było mi sobie wyobrazić, że on będzie zaczynał na ławce, a ja będę w podstawowym składzie, ale tak to teraz wygląda. Najważniejsze, że byłem i jestem zdrowy, dobrze się prowadzę, dzięki czemu mam siły, by tak często grać – mówi „Sportowi” Jorge Felix. – W ostatnich latach gram niemalże non stop. Co może być lepszego dla zawodowego piłkarza? – pyta retorycznie Hiszpan. Wytrzymałość i dobra kondycja to cechy, które bardzo ceni trener Waldemar Fornalik.
Juventus może już w ten weekend zostać mistrzem Włoch.
Inaugurujący 32. kolejkę mecz może być zarazem spotkaniem kończącym rywalizację o scudetto. Jeśli Juventus w Ferrarze wygra lub zremisuje, po raz 8. z rzędu zostanie mistrzem Włoch. Dla Wojciecha Szczęsnego będzie to drugie scudetto w karierze. Na boisku zmierzy się z kolegą z reprezentacji Thiago Cionkiem,
Po remisie w Amsterdamie dla Juventusu najważniejszy jest rewanż z Ajaksem w Lidze Mistrzów, więc ze SPAL nie będzie najmocniejszego składu. Zmieniony zostanie cały atak. Cristiano Ronaldo, Mario Mandżukić i Federico Bernardeschi usiądą na ławce, zagrają Paulo Dybala, Moise Kean i Douglas Costa. Jeśli Juventus przegra z 16. zespołem ligi, znów będzie musiał czekać na to, co zrobi Napoli. W poprzedniej kolejce potrzebował jego porażki, ale mecz Napoli z Genoą zakończył się remisem 1:1. Teraz „bianconerim” wystarczy remis Napoli z Chievo, którego degradacja do Serie B jest tak pewna, jak… kolejne mistrzostwo Juventusu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Milan potrzebuje goli Piątka, by wejść do Champions League, a Polak idzie po kolejne rekordy.
Jose Altafini do dzisiaj razem z Johnem Charlesem z Juventusu pozostaje najskuteczniejszym zagranicznym debiutantem w dziejach w Serie A. Czy Krzysztof Piątek ich dogoni?
Siedem kolejek przed końcem rozgrywek ma 21 goli i do Altafiniego (sezon 1958/59) oraz Charlesa (1957/58) brakuje mu siedmiu. Wyrównanie ich rezultatu wydaje się wyjątkowo trudne, ale Polak już udowodnił, że dla niego nie jest to równoznaczne ze słowem: „niewykonalne”. Choć dużo bardziej w zasięgu piłkarza z Niemczy wydają się współczesne osiągnięcia – 24 bramki Diego Milito dla Genoi (2008/09) i Andrija Szewczenki dla Milanu (1999/00). Ewentualnie 25 trafień Ronaldo dla Interu (1997/98) i Pedro Petrone dla Fiorentiny (1931/32).
Lewandowski i Coman bez kary za bójkę na treningu.
Obaj piłkarze uniknęli kar i zapewne zagrają w wyjściowym składzie Bayernu w niedzielnym starciu z Fortuną Düsseldorf. Dla zespołu z Monachium to bardzo ważny mecz, bo lider nie może sobie pozwolić na stratę punktów, mając minimalną przewagę nad Borussią Dortmund. A beniaminek z Düsseldorfu to rewelacja sezonu, zespół, który miał zająć ostatnie miejsce, już w zasadzie zapewnił sobie utrzymanie.
– Czeka nas bardzo trudny mecz z bardzo niewygodnym rywalem. Mam nadzieję, że Lewy i Kingsley zachowali sporo energii i zdrowej agresji na niedzielę – żartował Kovač.
W ligowym weekendzie dziś zatrzęsienie wywiadów – zaczynamy od rozmowy Maćka Sypuły z Christianem Gytkjaerem. Między innymi o letniej rewolucji w Lechu.
– Niedawno pojawiły się informacje o planowanej latem w Lechu rewolucji kadrowej. Musiało to wywołać poruszenie w szatni.
– Nie chcę odnosić się do artykułów w gazetach, a jedynie do tego, że wielu zawodnikom kończą się latem kontrakty. I oczywiście może to wpływać na piłkarzy, ale niekoniecznie negatywnie. Jeden pomyśli: „O cholera, co ja teraz zrobię?”, ale dla drugiego będzie to dobry powód, żeby jeszcze więcej pokazać na boisku i udowodnić swoją wartość. Atmosfera w szatni jest w porządku. Mamy nowego trenera, nowe otwarcie i nastroje idą w górę. Musimy załapać się do górnej ósemki, a potem dobrze finiszować w ostatnich siedmiu kolejkach, bo tylko w ten sposób możemy chociaż częściowo uratować trwający sezon.
– Rewolucja kadrowa nie będzie dotyczyć pana. To dlatego nie dołączył się pan do „cieszynki” po golu z Pogonią, kiedy inni piłkarze pokazali słynny już iks, na znak tego, że są skreśleni?
– Tak zgodnie z prawdą… to na końcu do nich dołączyłem, ale nie wiedziałem, o co w tym chodzi. Zobaczyłem, że robią to Nikola Vujadinović oraz Darko Jevtić i myślałem, że to jakiś serbski znak lub coś takiego (śmiech). Dopiero po meczu w szatni poznałem szczegóły.
Andre Martins może być jednym z niewielu pozytywów po kadencji Sa Pinto.
A jaka będzie jego przyszłość? Podpisał kontrakt tylko do końca sezonu z opcją przedłużenia o rok. – Na razie moja umowa kończy się w czerwcu, ale chcę tu zostać dłużej. O zmianie klubu nie myślę, skupiam się na grze, a w innych sprawach w stu procentach ufam mojemu agentowi – mówi.
Z grona Portugalczyków w Legii Martins – obok Cafu – ma najmocniejszą pozycję w drużynie. Poza umiejętnościami piłkarskimi pomaga mu zdolność do komunikowania się z otoczeniem. Jako jedyny z Portugalczyków biegle mówi po angielsku. Może dlatego niespecjalnie chce mu się uczyć polskiego. – Znam tylko pojedyncze słowa w waszym języku. Myślę, by zacząć się uczyć, ale jeszcze tego nie zacząłem. Polscy piłkarze dobrze znają angielski, więc nie ma problemu z komunikacją – mówi piłkarz.
Łukasz Burliga liczy, że zostanie w Krakowie na dłużej.
– Podpisał pan kontrakt tylko do końca sezonu, a pana pensję po- krywa Jagiellonia. Co będzie później?
– Wisła ma pierwszeństwo. Nie chcę mówić o szczegółach, ale jest szansa, że zostanę w Krakowie na dłużej. Rozmowy są na wstępnym etapie, ale na pewno nie podpiszę za plecami kontraktu z kimś innym, bo akurat nieźle gram. Albo się dogadamy, albo nie, lecz mam dość dużą wiarę, że dojdziemy do porozumienia. Chciałbym zostać w Wiśle, ale klub musi zagwarantować jakiś minimalny poziom finansowy. Mam nadzieję, że się to uda.
– To oznacza, że za granicą już nigdy pan nie zagra?
– Świta w głowie, żeby kiedyś spróbować. Ale skoro chyba wszyscy zawodnicy są zadowoleni z atmosfery w szatni i skoro mamy tu coś tak naprawdę dobrego, a sytuacja w klubie jest coraz lepsza, to czasem podejmując ryzykowny krok, można się przejechać. Postaram się przeanalizować sytuację i wybrać najlepszą opcję dla mnie. Z zastrzeżeniem, że Wisła ma pierwszeństwo.
Dalej – Leszek Ojrzyński o swojej misji w Płocku.
– Czemu zdecydował się pan przejąć Wisłę? Mógł pan poczekać, bo pańskie nazwisko padało już w kontekście lepszych klubów.
– Moją misję w Płocku traktuję jako megawyzwanie. Jestem fighterem. Jak zobaczyłem, że władze klubu są tak bardzo zdeterminowane, żeby ze mną pracować, to trudno było mi odmówić. Poza tym nie należę do ludzi czających się na jakąś okazję. Chcę, żeby wszystkie osoby związane z Wisłą były zadowolone z mojej pracy. Wiem doskonale, że łatwiej byłoby zaczekać na lepszą ofertę, ale z drugiej strony mógłbym się nie doczekać. Błyskawicznie dogadałem się z prezesem Jackiem Kruszewskim. Wyzwania to mój żywioł. Pochodzę z Ciechanowa, podobnie jak Płock jest to miasto na Mazowszu. Leży też niedaleko. Ponadto już kiedyś tu pracowałem.
– Jak pan wspomina pobyt w Wiśle 11 lat temu? Poprowadził pan zespół w zaledwie dziewięciu meczach i zdobył w nich 10 punktów (trzy zwycięstwa, remis i pięć porażek). Mówił pan na konferencji prasowej po ostatnim meczu ze Śląskiem (2:0), że wtedy to były patologiczne spotkania. Rozumiem, że chodziło o sprawy korupcyjne?
– Dokładnie tego nie wiem. Generalnie różne czynniki wpływały na podejście zawodników do meczu. To już jest historia i nie ma co do tamtych czasów wracać. Sam byłem innym człowiekiem i trenerem, trochę młodszym, chciałem wojować ze wszystkimi. Szedłem jak burza i dużo osób do siebie zraziłem, bo wszystko chciałem naprawiać.
W „Chwili z…” Izy Koprowiak dziś Michal Pesković, bramkarz Cracovii.
– Jaki klimat panował wewnątrz zespołu, gdy nie potrafiliście wygrać przez pierwszych osiem kolejek tego sezonu?
– Wiadomo: robiło się nerwowo.
– W Danii by tak nie było.
– Tam nikt się nie przejmował. Gdy grałem w Viborgu i spadliśmy z ekstraklasy, w klubie robili grilla, jedliśmy steki. Trener powtarzał, że na piłkarzy nie można krzyczeć, musimy mieć komfort psychiczny. Po treningu zawodnicy nawet się nie przebierali, od razu szli pograć w karty. I tak siedzieli przez trzy godziny. Widzieli to wszyscy ludzie z klubu, nikt im nie zwracał uwagi, mimo że na boisku był dramat, pogrążaliśmy się w kryzysie. Ja kompletnie tego nie rozumiałem, dziwiłem się, że nie przyszedł do nas dyrektor sportowy, by nas motywować. Zawodnicy mieli w kontraktach zapisy, że w przypadku spadku ich wynagrodzenie zmniejsza się o 30 procent, ale mają pewność, że zostają w klubie. Dlatego nie przejmowali się zbyt mocno przyszłością, wszyscy mają tam łatwe, dobre życie. To zupełnie inna mentalność. Wszystko jest poukładane, na czas, nikt nie oszukuje. Kiedy im opowiadałem, że na Słowacji nie można zostawiać rowerów bez zabezpieczenia, bo zdarza się, że zostają skradzione, nie wierzyli. Nie rozumieli, jak można ukraść komuś coś z podwórka. Jeszcze bardziej się dziwili, gdy mówiłem, że przez dwa lata pobytu w Ruchu Chorzów może z raz dostałem pensję na czas, że standardem były dwumiesięczne zaległości. W Danii to nie do pomyślenia.
fot. FotoPyK