Jeśli mielibyście przeczytać dziś w prasie sportowej tylko jeden tekst, to druga część wywiadu Izy Koprowiak z Robertem Lewandowskim jest równie dobra, co pierwsza. – Wydaje mi się, że dojrzałem później niż moi koledzy. Dopiero gdy miałem dwadzieścia parę lat, zacząłem mieć pełną świadomość tego, jak działam. Ania pomagała mi znaleźć odpowiedzi na wiele pytań, zacząłem analizować siebie, swoje decyzje. Wcześniej miałem praktykę, ale brakowało teorii. Teraz umiem połączyć jedno z drugim, w większości przypadków już wiem, dlaczego postąpiłem w dany sposób – wspomina Lewy.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Robert Lewandowski znów nie zagra w finale Ligi Mistrzów. Tym razem nie zagra nawet w ćwierćfinale – Liverpool odprawił Bayern.
Dla Lewandowskiego odpadnięcie już w pierwszej pucharowej rundzie jest najgorszym wynikiem odkąd w 2014 roku trafi ł do Bayernu. Trzykrotnie dochodził do półfinału, raz zakończył udział w LM na ćwierćfinale. Wielkie marzenie Polaka z każdym sezonem coraz bardziej się oddala.
Cristiano Ronaldo pozwoli wygrać Juventusowi Ligę Mistrzów po raz pierwszy od 23 lat?
Przecież w tych rozgrywkach nie ma sobie równych, a w szatni żartobliwie bywa nazywany „Mister Champions League”. – Po to Juventus mnie zatrudnił, żebym wykonywał swoją pracę. Z Atletico pokazaliśmy mentalność mistrzów. Ale spokojnie, przecież jeszcze nic nie wygraliśmy. Póki co jesteśmy na dobrej drodze – mówił Portugalczyk.
Druga część świetnej rozmowy Izy Koprowiak z Robertem Lewandowski. Tutaj też kapitan reprezentacji Polski mówi wiele o rodzinie, dzieciństwie, wykuwaniu charakteru, przemianie.
Ania pojawiła się w pana życiu na początku studiów. Wcześniej świat wyjaśniała panu siostra?
Milena jest ode mnie trzy i pół roku starsza, widziałem, że jest dużo dojrzalsza, patrzyłem, jak dorośle myśli, zachowuje się. Obserwowałem, to było u mnie typowe zachowanie. Mocno się różnimy: ona szybciej się denerwuje, ja potrafię utrzymać emocje na wodzy.
W młodości siostra była przyjaciółką, przewodnikiem po życiu czy sparingpartnerem?
Do pewnego momentu wiedziała, że jestem mniejszy, fizycznie dawała sobie ze mną radę. Ale gdy miałem jakieś 12–13, może 14 lat i po raz pierwszy zrobiłem na niej taki chwyt judo, który mocno poczuła, wtedy jej podejście do mnie się zmieniło, nabrała respektu. Tak samo było z tatą. Często ćwiczyliśmy w domu, ale kiedy pewnego dnia podczas treningu w salonie nagle położyłem go na ziemię, zrozumiał, że mam już trochę siły.
Kamil Wilczek opowiada o tym, jak został się topowym strzelcem ligi duńskiej i dostał opaskę kapitańską w Broendby.
Rzeczywiście, miałem naprawdę udany rok. Moje bramki zdecydowały, że klub po wielu latach wreszcie zdobył jakiś puchar. Dla mnie to też dowód, że nawet w wieku 30 lat można coś osiągnąć. Kilka osób mi w tym pomogło. Przede wszystkim żona. Dzięki niej mam poukładane życie prywatne i mogę się skupić na grze. Trener Zorniger pokazał mi z kolei, że można przekraczać swoje granice. Kiedy byłem zmęczony, udowadniał, że mogę wycisnąć z siebie dodatkowe pięć–dziesięć procent. Wcześniej sporo dała mi współpraca z Remigiuszem Rzepką w Piaście i trenerem przygotowania motorycznego Zagłębia Sosnowiec Arturem Gołasiem – wylicza piłkarz Bröndby.
Austriacy mają poważny problem z obsadą ataku – ich pierwszy snajper nie strzela goli, a rezerwowi… cóż, też nie strzelają.
– Nie mamy żadnego napastnika – mówi nam Rainer Borntenschlager z dziennika „Kronen Zeitung”. Austriacy dysponują co prawda jednym klasowym zawodnikiem mogącym grać w ataku, Marko Arnautoviciem z West Hamu, tyle że nie zagrał w pierwszym składzie Młotów w sześciu ostatnich spotkaniach, a na gola czeka od 2 stycznia.
Puchar Polski już bez obrońcy trofeum – Raków Częstochowa zebrał kolejny skalp z ekstraklasowicza i wyeliminował mistrzów Polski.
Trudno było wyeliminować Legię?
Marek Papszun: Można powiedzieć, że dokonaliśmy niemożliwego, ale w niezłym stylu. Rywal nie stworzył sobie zbyt wielu szans do zdobycia bramki. Gola na 1:1 właściwie sami sprezentowaliśmy Legii. Przez moment pomyślałem, że nasze prowadzenie to miłe złego początki. Z takim zespołem nie wolno popełniać tak prostych pomyłek. Na szczęście szybko się podnieśliśmy. To było wyrównane spotkanie, moi piłkarze wykonali tytaniczną pracę, nie pozwolili rozwinąć Legii skrzydeł, jestem dumny z drużyny orKlaz ludzi, z którymi współpracuję.
Wygląda na to, że teraz to Patryk Klimala będzie pierwszym wyborem w ataku dla Ireneusza Mamrota.
Ostatni gwizdek ćwierćfinału krajowego pucharu z Odrą Opole. Dosłownie kilka chwil wcześniej Patryk Klimala strzelił gola na 2:0. Trener Ireneusz Mamrot podchodzi do strzelca gola, coś mu tłumaczy i pokazuje na murawę. Moment później młody napastnik przytakuje szkoleniowcowi, a ten w wymowny sposób „sprzedaje” mu kuksańca. Po tej scenie wydaje się, że obaj panowie są na siebie skazani, a trener Jagi chce, by jego zawodnik był jeszcze skuteczniejszy.
Ponadto w “PS Historia” kilka stron o tym, jak Widzew Łódź wyeliminował Liverpool. Dla fanów RTS-u – gratka, naprawdę.
“SPORT”
Uraz Pawła Bochniewicza wykluczy go na pewno z meczu przeciwko Lechowi. Do gry wróci prawdopodobnie tuż po przerwie reprezentacyjnej.
– To stało się przy wyprzedzaniu napastnika rywala. Prawą nogą nadepnąłem na jego stopę tak, że moja noga wykręciła się na zewnętrzną stronę. Od razu poczułem duży ból i pojawiła się wielka opuchlizna. Mimo wszystko chciałem jednak dograć spotkanie. Bartek Spałek podał mi środki przeciwbólowe i obwiązał nogę. Zaraz potem skakałem do główki z Parzyszkiem. Po tym starciu stwierdziłem, że nie ma sensu kontynuować gry i lepiej dla mnie i drużyny będzie, jak zejdę z boiska i zastąpi mnie zdrowy Dani Suarez – relacjonuje Paweł Bochniewicz.
A jeśli już przy Lechu jesteśmy – środek pola Kolejorza nie funkcjonuje tak, jak należy.
Nawałka nigdy nie był sprinterem, zarówno jako trener Górnika, jak i reprezentacji Polski potrzebował co najmniej półrocza, aby zespół – po wprowadzonych zupełnie nowych porządkach – zaskoczył. W Lechu także zupełnie zmieniły się zasady funkcjonowania zespołu – począwszy od suplementacji, poprzez porządek dnia i tygodnia – i jeśli szczegóły zostały już dopracowane, to ogólny obraz jest mizerny. Nie funkcjonuje przede wszystkim środek pola.
Frantisek Plach wyrasta na czołowego bramkarza ligi. Ale w Piaście generalnie bramkarze potrafią się promować – przykładami Dariusz Trela czy Jakub Szmatuła.
Gdy jednak wszedł do bramki pokazał, że nie zamierza łatwo oddać miejsca. W tym roku Frantiszek obronił rzuty karne w meczach z Lechem i Arką, a także był bohaterem niedawnych derbów z Górnikiem, gdzie nie dał się przechytrzyć żadnemu z ofensywnych graczy zabrzan. W pięciu wiosennych meczach trzykrotnie zachował czyste konto. Łącznie w tym sezonie zagrał w 17 meczach, 7 razy nie dając się pokonać.
GKS Katowice zatrudnił trenera mentalnego Rafała Kubowa. Czy to pomoże w walce o utrzymanie w I lidze?
Nowy członek sztabu GKS-u Katowice ma bogate doświadczenie. Jest absolwentem gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Jest trenerem mentalnym, który specjalizuje się w piłce nożnej. Współpracuje z profesjonalnymi zawodnikami grającymi w reprezentacji Polski, ekstraklasie, pierwszej lidze oraz w ligach zagranicznych. W piłce profesjonalnej na najwyższym poziomie pracował m.in. w sztabie pierwszej drużyny Legii Warszawa u boku Jacka Magiery oraz w reprezentacjach Polski U-18 i U-19.
“SUPER EXPRESS”
Airam Cabrera znalazł dla Ekstraklasy nowego widza – swoją dziewczynę Flavię.
– Flavia upierała się, że wygrana Pogoni nie byłaby dla nas dobra, bo drużyna by nam odskoczyła w walce o puchary. Ja obstawałem przy tym, że trzeba wciąż patrzeć za siebie, najpierw trzeba sobie zapewnić grę w pierwszej ósemce. No i stąd nasz konflikt. A co do Flavii. To mój pierwszy krytyk. Ileż ja się muszę starać, żeby mnie pochwaliła za mecz! Nie, to praktycznie niemożliwe. Ale już na serio, spadła mi z nieba. Ja nie lubię wychodzić z domu, uwielbiam zostawać i oglądać mecze. Flavia też. Kiedy jesteśmy razem, to siedzimy i oglądamy piłkę.
Poza tym przedruk rozmowy Lewandowskiego dla PS, relacyjka z meczów Ligi Mistrzów, więc nie ma za bardzo czego cytować.
“GAZETA WYBORCZA”
Koniec pewnego cyklu w Bayernie Monachium – “era Bayernu” nie została nawet rozpoczęta.
To koniec pewnej drużyny. Tej, która miała zacząć „erę Bayernu w Europie”, jak mówił sześć lat temu ówczesny trener Bayernu Jupp Heynckes. Jego piłkarze wygrali wówczas Ligę Mistrzów piąty raz w historii, szefom klubu zamarzyło się zdominowanie rozgrywek. Tak jak w latach 70., gdy zespół z Franzem Beckenbauerem i Gerdem Müllerem triumfował w Pucharze Europy trzy razy z rzędu. Jak wiadomo, współczesny Bayern nawet się do tego osiągnięcia nie zbliżył. Drużyny Pepa Guardioli, Carlo Ancelottiego, znów Heynckesa przez sześć lat nie podskoczyły wyżej niż do półfinału.
fot. FotoPyk