Wiele można powiedzieć na temat trwających mistrzostw, ale jedna rzecz nie podlega dyskusji – są dziwne. Niby wiele mniej znanych reprezentacji wypłynęło na szersze wody i świat o nich u słyszał, ale prawdziwych niespodzianek było jak na lekarstwo. Gdyby przed fazą pucharową pokazać drabinkę średnio rozgarniętemu gimnazjaliście, zapewne rozpisałby ją w ten sam sposób, w jaki rozpisał ją sam turniej. Wystarczyłoby przyjąć prostą strategię stawiania na faworytów.
Algieria narobiła stracha Niemcom, a Chile i Meksyk były o włos od wyrzucenia z mundialu Brazylii i Holandii. Niespodzianki były blisko, ale jednak się nie wydarzyły. I po odpadnięciu Kostaryki już się nie wydarzą. Takie zestawienie półfinalistów sprawia, że żadne rozstrzygnięcie nie będzie już zaskoczeniem. Każda drużyna ma podobne szanse na mistrzostwo, jak i na miejsce poza strefą medalową. Widzą to też bukmacherzy, którzy ustawili takie same kursy na Brazylię, Niemcy i Argentynę oraz odrobinę wyższy na Holandię.
Szkoda Kostaryki, i to nie tylko ze względu na tę drużynę, na piłkarzy, trenerów i kibiców. Szkoda całych mistrzostw, bo właśnie straciły swój romantyzm. Faworyci grają dalej, a słabych już nie ma. Wczoraj pożegnaliśmy jedyną drużynę, która tak naprawdę wstrząsnęła tymi mistrzostwami, odwróciła wszystko do góry nogami. Podopieczni Jorge Luisa Pinto mogą z dumą spojrzeć w lustro i powiedzieć – wykonaliśmy dobrą robotę. Jakkolwiek patrzeć, Kostaryka została jedynym prawdziwym odkryciem mundialu w Brazylii.
Patrząc przekrojowo na całe mistrzostwa – o kim jeszcze można mówić w kategoriach odkrycia? Zaskoczenia były, ale raczej „in minus”. Bardziej dziwiło odpadnięcie Hiszpanii, niż sam awans Chile lub Holandii. Ustępujący mistrzowie świata rzecz jasna przegrywali mecze w niespodziewanych rozmiarach, ale to nie miało żadnego znaczenia. Gdyby dwukrotnie dostali po 1:0, skutek byłby ten sam. Można powiedzieć, że większą sensacją była porażka ze Szwajcarią w RPA, niż którakolwiek przegrana na mundialu w Brazylii.
Jeśli przejrzymy po kolei każdą z grup, nie znajdziemy tam wielu prawdziwych zaskoczeń. Oprócz odpadnięcia Hiszpanii może jeszcze przedwczesne pożegnanie Portugalii zasługuje na miano niespodzianki. Reszta drużyn, które awansowały do kolejnej fazy, raczej nikogo nie powinna dziwić. Jeśli dodamy do tego przewidywalną część pucharową, o której mowa była wcześniej, otrzymamy przewidywalne mistrzostwa. I Kostarykę, która odkleiła od nich tę łatkę.
Pamiętamy, jak przed mundialem wszyscy emocjonowali się grupą D. Anglia, Włochy, Urugwaj – ludzie odmieniali nazwy tych reprezentacji przez wszystkie przypadki. Większość kibiców nawet nie wiedziała, kim jest ten czwarty, którego losem miały być trzy oklepy i szybki powrót do domu. Teraz już wiedzą i szybko o tak grającej Kostaryce nie zapomną.
Wyniki mówią same za siebie. Kostaryka na przestrzeni pięciu spotkań miała chyba najtrudniejszych przeciwników i ani razu nie dała się rywalowi pokonać. O każdym z tych meczów powiedziano i napisano już wszystko. Żałujemy tylko, że nie będzie nam dane przeżywać kolejnej pięknej historii z udziałem piłkarzy Pinto. Możemy tylko powtórzyć za naszą pomeczową relacją – jeśli o ekipie z 1990 zrobiono film, to o tej trzeba będzie nakręcić trylogię.
MICHAŁ SADOMSKI