Co jakiś czas słyszymy od polskich ligowców, którzy odpadli z europejskich pucharów, że „mecze z lepszymi zespołami są pewną nauką i dają wnioski do wyciągnięcia na przyszłość”. W takim razie Tomasz Kędziora po starciu z Chelsea musi mieć głowę pełną nowych spostrzeżeń. Dynamo Kijów przegrało w Londynie 0:3, a Polak zawalił przy golu otwierającym wynik.
Trudno przypisywać wszystkie winy za tę porażkę Kędziorze. Co to, to nie. Ten mecz nie wyglądał tak, że obie ekipy szły łeb w łeb, a losy zwycięstwa zależały od jednej akcji. Gospodarze byli wyraźnie lepsi – zresztą wymowna była grafika, którą realizator pokazał po koło godzinie gry. Strzały: Chelsea 8, Dynamo 0.
Niemniej wzięliśmy pod lupę wychowanka Lecha Poznań, bo spodziewaliśmy się, że facet będzie miał dziś sporo roboty. Nawet jeśli nie z Edenem Hazardem, którego Maurizio Sarri zostawił na ławce, to z Pedro czy Willianem już tak. I nasze przywidywania okazały się słuszne – Hiszpan natarczywie nękał Polaka. I nękał na tyle skutecznie, że po akcji flanką Kędziory padł gol na 1:0 dla londyńczyków. Pedro podprowadził piłkę w pole karne przy bierności kryjącego go Polaka, zagrał do Giroud i ruszył za plecy Francuza. Kędziora nie ruszył. Być może nie spodziewał się tego, że Giroud będzie w stanie założyć piętą „siatkę” kryjącemu go obrońcy, ale to żadnego usprawiedliwienie. Napastnik Chelsea zaliczył kapitalną asystę, Pedro z bliska dopełnił formalności, a Kędziora obserwował ten strzał z wygodnej pozycji.
Dla Tomka to w ogóle był mecz pełen przygód. A to zamiast Pedro na jego flance pojawiał się Willian, a to Pedro znikał mu z radarów i pojawiał się gdzieś pod stoperami. Niestety, ale jeszcze przed przerwą Hiszpan mógł skompletować hat-tricka, ale najpierw trafił prosto w Bojko, a później tenże Bojko popisał się kapitalna interwencją. O ile przy tej drugiej sytuacji Kędziorę winilibyśmy najmniej, o tyle przy pierwszej znów nie upilnował krycia. A jeśli dorzucimy do tego powalenie byłego piłkarza Barcelony w polu karnym, po którym sędzia śmiało mógł wskazać na wapno, to wyjdzie nam słabiutkie 45 minut reprezentanta Polski.
Ale dobra, dość pastwienia się nad jednym piłkarzem. Między Dynamem a Chelsea była dziś różnica nie klasy, nie dwóch, a pełnego cyklu szkoły podstawowej. I to już po reformie likwidującej gimnazja. Sarri mógł zostawić na ławce Hazarda i Higuaina, a i tak ten mecz nawet przez chwilę nie wymknął się londyńczykom spod kontroli. Serce fanów „The Blues” zadrżało może raz – gdy Kovacić i Christensen zderzyli się głowami.
Metaforą tego meczu niech będzie rzut wolny wykonywany przez Williana. Silny, mierzony strzał w okienko, przy którym zawodnicy Dynama ustawieni w murze byli za krótcy. Dosłownie i w przenośni. I nawet nie ma co usprawiedliwiać gości brakiem kontuzjowanego Frana Sola (19 goli w 24 występach w tym sezonie łącznie z grą w Willem II, skąd przyszedł zimą). Przepaść w umiejętnościach była zbyt duża, by mógł ją zniwelować jeden piłkarz.
Być może przy wyniku 2:0 wicemistrz Ukrainy mógłby liczyć na jakiś cud w rewanżu. Ale w samej końcówce Pedro posłał genialne podanie do Loftus-Cheeka, który nie wikłał się w drybling z osamotnionym Kędziorą, tylko dograł do Hudson-Odoia. 18-latek tym trafieniem rozstrzygnął już losy dwumeczu.
Chelsea FC – Dynamo Kijów 3:0 (1:0)
Pedro (17.), Willian (65.), Hudson-Odoi (90.)
fot. NewsPix