Od dawna wiadomo, że w Widzewie nie są najmocniejsi w robieniu piłkarskich biznesów i że rzadko kiedy wyczuwają moment, by piłkarza sprzedać w optymalnym momencie. Ale czasami łodzianie przechodzą sami siebie.
Jest taki piłkarz, który się nazywa Rafał Augustyniak. Naszym zdaniem słaby, ale my się nie znamy, więc to akurat w tej całej opowieści najmniej istotne. W każdym razie 20-latka chciała kupić Jagiellonia Białystok. Ustalono nawet z ówczesnym dyrektorem sportowym Widzewa cenę: 200 tysięcy złotych.
Jak przyszło, co do czego, to Sylwester Cacek orzekł: – 200 tysięcy tak, ale plus 20 procent od następnego transferu.
– Ale przecież dogadaliśmy się na 200 tysięcy.
– Nie, to młody chłopak, jeszcze 20 procent od następnego transferu.
No i Jagiellonia się wycofała.
Jakiś czas później zgłasza się Piast: – Dajemy 200 tysięcy plus 20 procent od następnego transferu.
– Ale on kosztuje 400 tysięcy.
– Przecież słyszeliśmy, że kosztuje 200 tysięcy plus 20 procent od następnego transferu.
– Nie, teraz kosztuje 400 tysięcy.
– Damy 250 tysięcy.
– Nie, 400 tysięcy.
No i wycofał się również Piast.
Teraz Widzew zostaje z Augustyniakiem, któremu za rok kończy się kontrakt i który za pół roku będzie mógł się związać umową z nowym pracodawcą. O ile wcześniej nie rozwiąże umowy z łodzianami z winy klubu.
Tak czy siak – zdziwimy się, jeśli Widzew weźmie za niego cokolwiek.