Jak Widzew (nie) sprzedawał Augustyniaka

redakcja

Autor:redakcja

04 lipca 2014, 15:06 • 2 min czytania

Od dawna wiadomo, że w Widzewie nie są najmocniejsi w robieniu piłkarskich biznesów i że rzadko kiedy wyczuwają moment, by piłkarza sprzedać w optymalnym momencie. Ale czasami łodzianie przechodzą sami siebie.

Jak Widzew (nie) sprzedawał Augustyniaka
Reklama

Jest taki piłkarz, który się nazywa Rafał Augustyniak. Naszym zdaniem słaby, ale my się nie znamy, więc to akurat w tej całej opowieści najmniej istotne. W każdym razie 20-latka chciała kupić Jagiellonia Białystok. Ustalono nawet z ówczesnym dyrektorem sportowym Widzewa cenę: 200 tysięcy złotych.

Jak przyszło, co do czego, to Sylwester Cacek orzekł: – 200 tysięcy tak, ale plus 20 procent od następnego transferu.

Reklama

– Ale przecież dogadaliśmy się na 200 tysięcy.
– Nie, to młody chłopak, jeszcze 20 procent od następnego transferu.

No i Jagiellonia się wycofała.

Jakiś czas później zgłasza się Piast: – Dajemy 200 tysięcy plus 20 procent od następnego transferu.

– Ale on kosztuje 400 tysięcy.
– Przecież słyszeliśmy, że kosztuje 200 tysięcy plus 20 procent od następnego transferu.
– Nie, teraz kosztuje 400 tysięcy.
– Damy 250 tysięcy.
– Nie, 400 tysięcy.

No i wycofał się również Piast.

Teraz Widzew zostaje z Augustyniakiem, któremu za rok kończy się kontrakt i który za pół roku będzie mógł się związać umową z nowym pracodawcą. O ile wcześniej nie rozwiąże umowy z łodzianami z winy klubu.

Tak czy siak – zdziwimy się, jeśli Widzew weźmie za niego cokolwiek.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama