Największą negatywną niespodzianką rundy jesiennej na zapleczu Ekstraklasy był bezsprzecznie GKS Katowice. Owszem, nie daliśmy się nabrać na szturm GieKSy w stronę polskiej elity, ale nie wyobrażaliśmy sobie również, że wyląduje w strefie spadkowej. Fatalna jesień spowodowała, że katowiczanie będą musieli mocno powalczyć, by zostać w I lidze. Prawy obrońca katowickiej drużyny, Wojciech Lisowski uważa, że wiosną zobaczymy zupełnie inną drużynę. Dobrze grającą w piłkę i przede wszystkim wygrywającą.
Co nie zadziałało jesienią, że znaleźliście się w strefie spadkowej?
Wydaje mi się, że zadziałał efekt domina. Nie graliśmy dobrze w pierwszych kolejkach, co poskutkowało tym, że gubiliśmy punkty i traciliśmy bramki. Zaczęły się nerwy i niepewność, a to pogłębiało nasz dołek. Nie mogliśmy złapać żadnej dłuższej serii zwycięstw, dlatego pojawiły się wątpliwości, czy na pewno wszystko robimy dobrze. Moim zdaniem zablokowały nam się głowy w pewnym momencie. Nie potrafiliśmy wyjść z dołka, dlatego nastąpiła zmiana szkoleniowca.
Trener Dudek nie zmienił wszystkiego jednym machnięciem różdżką, ale z biegiem czasu wychodziliśmy na prostą. Ostatnie mecze na jesień pokazały, że możemy grać lepiej w piłkę, a co za tym idzie przyzwoicie punktować.
Gra rzeczywiście wyglądała lepiej, ale nie przekładało się to na punkty. Dariusz Dudek prowadził was w dziewięciu spotkaniach, w których tylko raz zgarnęliście trzy oczka.
Jasne, wygraliśmy tylko raz, ale byliśmy w złej sytuacji psychicznej. Ostatnie spotkania z ŁKS-em i Sandecją, czyli z czołowymi drużynami ligi, były całkiem dobre. Pokazały kibicom i przede wszystkim nam, że wszystko zmierza w dobrą stronę.
Wasza defensywa nie była tragiczna, ale atak dał ciała na całej linii. Jedynie Chrobry Głogów strzelił od was mniej bramek. Zawiodły konkretne osoby, czy może taktyka?
Zawsze powtarzam, że razem bronimy i atakujemy. Spójrzmy na obrońców Rakowa, których często możemy zobaczyć na listach strzelców. Daniel Tanżyna z GKS-u Tychy również strzelił pięć bramek jesienią. Nie zwalajmy więc winy na napastników, bo cały zespół nie był skuteczny.
Po jakim spotkaniu atmosfera w szatni była najbardziej gorąca?
Każde przegrane derby powodują smutek. Mecz z Chojniczanką też bolał, ponieważ dostaliśmy bramkę w ostatnich minutach ze stałego fragmentu gry. Wydaje mi się jednak, że po każdej porażce byliśmy wściekli. Niestety nie potrafiliśmy tego przekuć w sportową złość, która przyniosłaby nam ważne punkty.
W meczu z GKS-em Tychy przegranym 0:4 czuliście bezradność czy wściekłość?
Trochę bezradność, ponieważ wypunktowali nas niczym wytrawny bokser. Tamtego dnia wszystko im siedziało. Z drugiej strony czułem również wściekłość, bo tak naprawdę nie byliśmy od nich dużo gorsi.
Pamiętam, że po tamtym meczu do szatni przyszedł prezes, który podniósł nas na duchu. Widział, że staraliśmy się z całych sił, a pomimo tego wszystko im wpadało. Normalnie powiedziałoby się, że trudno, bo takie mecze się zdarzają, ale my byliśmy w okropnej sytuacji. Chcieliśmy się podnieść za wszelką cenę, a piasku na naszej trumnie było coraz więcej. Teraz zaczniemy go odsypywać i wyjdziemy na prostą. Trener Dudek sprawił, że bardzo wierzymy w taki scenariusz.
Co różni Dariusza Dudka od Jacka Paszulewicza?
Mają zupełnie inny warsztat i podejście do zespołu. Trener Paszulewicz chciał grać w stylu Atletico Madryt, czyli bronić się całym zespołem, a następnie wyprowadzić kontrę, która przyniesie bramkę. Przede wszystkim więc mieliśmy skupić się na grze defensywnej… Teraz jest zupełnie inaczej, ponieważ skupiamy się na ofensywie i wysokim pressingu. Wydaje mi się, że taka wizja futbolu jest dla nas dobra, gdyż mamy do takiej gry dobry materiał. Posiadamy piłkarzy, którzy potrafią szybko odebrać piłkę i wykończyć akcję.
Dariusz Dudek w Zagłębiu Sosnowiec podał się dymisji, co najprawdopodobniej oznacza, że przestał wierzyć w zespół. Nie obawiasz się, że w Katowicach może być podobnie?
W żadnym wypadku, ponieważ trener Dudek wiedział do jakiej szatni wchodzi. Miał świadomość, że GKS Katowice ma problemy. Nie wydaje mi się więc, żeby teraz chciał zrezygnować. Tym bardziej że natchnął wielu piłkarzy, a całej drużynie przywrócił wiarę. Pod względem mentalnym już wyszliśmy z dołka.
Mieliśmy dużo indywidualnych rozmów, które pomogły niektórym chłopakom. Doskonale wiemy, czego oczekuje od nas szkoleniowiec, a to bardzo ważne w naszej sytuacji. Mam nadzieję, że teraz to wszystko zaprocentuje na murawie.
Jak ocenisz swoją postawę w rundzie jesiennej?
Co tutaj dużo mówić… Źle wyglądaliśmy jako cały zespół, a ja nie byłem wyjątkiem. Nie dawałem pewności z tyłu. Wydaje mi się, że mój problem i całego zespołu był przede wszystkim w głowie. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że fizycznie wcale nie czułem się gorzej niż sezon wcześniej w Chojniczance.
Okres przygotowawczy był ciężki?
Nawet bardzo ciężki, ponieważ do obozu w Turcji trenowaliśmy dwa razy dziennie. Przychodziliśmy do klubu o 08:30, a wychodziliśmy o 17:30. Styczeń i luty przepracowaliśmy więc bardzo solidnie, dlatego mam nadzieję, że efekty będą już w pierwszych kolejkach na wiosnę.
Nie będzie „ciężkich nóg”, bo w waszym wypadku przespanie pierwszych kolejek może być dramatyczne w skutkach?
Trenerzy wszystko przygotowali tak, żeby tego uniknąć. Do wyjazdu na obóz trenowaliśmy ciężko, ale w Turcji pracowaliśmy już głównie nad dynamiką. Prawie wszystkie ćwiczenia były z piłką. Z tego co mi wiadomo nikt nie narzekał, że jest zmęczony. Czujemy się naładowani i najchętniej zagralibyśmy z Wigrami już dziś.
Nie dziwi cię, że nie pozyskaliście napastnika?
Nie wydaje mi się, by był potrzebny. Sparingi pokazały, że Bartek Śpiączka jest w bardzo dobrej formie. Napiera na niego młody Daniel Rumin, dlatego rywalizacja na tej pozycji zrobiła się całkiem ciekawa.
Do klubu trafiło za to kilku stoperów, co prawdopodobnie oznacza, że nie będziesz już musiał grać na środku obrony. Wydaje mi się, że powinieneś się z tego cieszyć?
Kontuzje zmusiły trenerów do tego, żeby wystawiać mnie na stoperze…. Całe życie gram jednak na prawej obronie, dlatego tam czuję się najlepiej. Teraz mamy kilku naprawdę dobrych stoperów, co bardzo mnie cieszy. Wrócę na swoją nominalną pozycję i mam nadzieję, że pokaże się z lepszej strony niż jesienią.
Nigdy wcześniej nie grałeś na środku obrony?
Miałem kilka epizodów w karierze, ale tylko w szczególnych sytuacjach, gdy podstawowi stoperzy byli kontuzjowani. Teraz było tak, że trenerzy zapytali się mnie, czy dam radę, a ja podjąłem rękawice. Nie spisywałem się świetnie w każdym meczu, ale kilka dobrych momentów miałem. Inna sprawa, że grając na stoperze potrzebujesz pewności siebie, niestety jej brakowało nam jesienią.
Gra na środku obrony sprawiła, że nie trafiłeś jeszcze do siatki?
Na pewno było mi trudniej, bo grając na skrzydle częściej włączałem się do akcji ofensywnych. Oczywiście środkowi obrońcy również mogą to robić, ale przede wszystkim skupiałem się na tym, by wykonywać swoje zadania w obronie.
W niedziele zagracie z Wigrami, które znajdują się tuż nad strefą spadkową. Jaka jest atmosfera w drużynie przed tym spotkaniem?
Szczerze mówiąc, rozrywa nas już bardzo. Owszem, sparingi nic nie znaczą, ale wyglądaliśmy w nich naprawdę dobrze. Chcemy jak najszybciej pokazać kibicom, że ciężko pracowaliśmy zimą. Jestem niemal pewny, że wiosną ludzie zobaczą odmieniony GKS Katowice.
Czułeś wstyd przed kibicami, że graliście tak słabo jesienią?
Wstyd może nie, ponieważ naprawdę dawaliśmy z siebie wszystko. Nic nam jednak nie żarło, co spowodowało, że wpadliśmy w duży dołek. Oczywiście mam jednak świadomość, że zawiedliśmy kibiców, dlatego teraz chcemy im to wynagrodzić.
GKS Katowice utrzyma się spokojnie w lidze, czy będzie walka do samego końca?
Nie wyobrażamy sobie byśmy spadli z ligi, ponieważ wiem, jak prezentowaliśmy się w sparingach. Moje odczucie jest takie, że wiosną zobaczymy zupełnie inny GKS Katowice.
Rozmawiał Bartosz Burzyński
Fot. NewsPix