Williama Remy’ego na razie nie uwzględniamy w rankingach najlepszych obrońców w tym sezonie. Gdybyśmy popatrzyli na same umiejętności piłkarskie, zapewne by się załapał, ale Francuz zdecydowaną większość jesieni stracił z powodu kontuzji, więc trudno oceniać jego formę. Jest jednak inne zestawienie, w którym stoper Legii po dzisiejszym meczu z Cracovią musi się znaleźć. Nie, to nie teleexpresowa galeria ludzi pozytywnie zakręconych.
W takich sytuacjach nasze babcie wyciągały zwrot “najadł się szaleju”. Remy tak bardzo prosił się o wcześniejszy wyjazd z boiska, że to cud, iż dotrwał aż do 74. minuty. Już na początku spotkania pociągnął wychodzącego na czystą pozycję Wdowiaka – miał szczęście, że skrzydłowy Pasów postanowił kontynuować atak, no i jeszcze większe, że Majecki go zatrzymał. Później oszczędził go sędzia Lasyk – przy szamotaninie, do której doszło przed rzutem karnym, dał kartki chyba wszystkim, którzy znaleźli się w jego zasięgu, ale najaktywniejszego Remy’ego pominął. Jakieś trzy minuty później Francuz obejrzał kartkę po innej sytuacji, czyli powinien już wylecieć z boiska.
Ale co się odwlecze, to… no wiadomo.
Ja pierdole 😂 #LEGCRA
Kiedyś była taka piosenka Liroya:
„Spierdalaj, chodź” pic.twitter.com/KORiYaBmMn— Marcin Lechowski (@MarcinLechowski) 17 lutego 2019
Ustalmy jedno: trzeba mieć w głowie siano, żeby zachować się w ten sposób. Bandyckie nadepnięcie, które każe postawić gościa w jednym szeregu z Tettehami i Tosikami. To musi skończyć się dłuższym zawieszeniem. Pewnie nie takim jak w przypadku Sławomira Peszki, ale jak najbardziej jesteśmy za tym, by Remy miał czas stęsknić się za futbolem.
To była część dramatyczna zdarzenia, ale była też humorystyczna. Wspomnieliśmy o sianie w głowie, więc musimy dodać, że późniejsze zachowanie obrońcy sprawia, iż jesteśmy przekonani, że chłop nie jest tytanem intelektu. Otóż wyobraźcie sobie, że Remy dostał za ten faul tylko żółtą kartkę. Co zrobił? Podziękował sędziemu? Nie, chciał, by Lasyk sprawdził VAR! Na litość boską – czego oczekiwał! Sędzia spełnił prośbę. Na nieszczęście piłkarza…
— Hubert Michnowicz (@Hubert_Michno) 17 lutego 2019
Musimy przyznać, że jest to scenka, która na zawsze pozostanie ekstraklasowym klasykiem. Bezcenna mina. A ta sekunda, przez którą Remy naprawdę wierzył, że wrócił na boisko po to, by kontynuować grę, skradła nasze serca. Do tego stopnia, że chyba darowalibyśmy mu jeden mecz zawieszenia. No, darowalibyśmy, jeśli kara przekroczy pięć.
Fot. FotoPyK