Wchodzimy w świąteczny czas, w którym – przynajmniej w teorii – ludzie są dla siebie mili i dają sobie prezenty. Jakkolwiek spojrzeć, dla Legii ten czas zaczął się nieco wcześniej, a w rolę Świętego Mikołaja wcielili się piłkarze Lechii. To dzięki nim dziś wieczorem legioniści mogą rozsiąść się przynajmniej na dwa dni w fotelu lidera – wystarczy tylko, że wygrają w Sosnowcu. Natomiast w sobotę gdańszczanie będą mogli powrócić na pierwsze miejsce, ale też trzeba mieć na uwadze, że będzie to miało miejsce ledwie dwa dni przed wigilią. A wtedy ich zabawa w Świętego Mikołaja może przecież osiągnąć punkt kulminacyjny…
Skupmy się jednak na faktach – prezenty, jakie w ostatnim czasie Lechia podarowała Legii, na Twitterze podsumował Maciej Sypuła. Pierwszy, 9 grudnia, wręczył Artur Sobiech:
A drugi, 17 grudnia, dołożył Lukas Haraslin:
Gdyby obie patelnie zostały zamienione na gole, Lechia miałaby bezpieczne 8 punktów przewagi nad Legią i zapewniony tytuł mistrza jesieni. A za chwilę – choć raczej tylko na chwilę – może oglądać plecy najgroźniejszego rywala. I właściwie jest wielce prawdopodobne. A wtedy, w sobotę, Lechia zagra z Górnikiem pod wielką presją, bo piłkarze będą mieć świadomość, że wystarczy chwila słabości, by przezimować na drugim miejscu.
Legia zrobi swoje w Sosnowcu? W LV BET kurs na jej zwycięstwo to 1,57
Zmarnowane okazje Lechii to jedno, a solidna i sumienna gra Legii – drugie. Od feralnej porażki z Wisłą Płock, która przypadła na okres największych obciążeń treningowych zafundowanych przez Sa Pinto, w 13 kolejnych meczach w lidze warszawianie przegrali tylko raz – w Szczecinie z Pogonią. A poza tym wypadkiem przy pracy bardzo regularnie punktują. I są pod tym względem odwrotnością dzisiejszego rywala, Zagłębia Sosnowiec, które na przestrzeni ostatnich 15 spotkań tylko raz potrafiło wygrać.
– Z Zagłębiem może być trudniej niż z czołowymi zespołami – przestrzegał na przedmeczowej konferencji prasowej Ricardo Sa Pinto. Prawda jest jednak taka, że nikt w Warszawie nie wyobraża sobie potknięcia na ostatniej w tym roku prostej na stadionie ligowego outsidera, który w dodatku jest świeżo po 0:6 z Lechem. To jasne, że nikt nie nastawia się na porównywalny wynik, ale też 3 punkty są obowiązkiem Wojskowych. Jeżeli ich nie zdobędą, w pewnym sensie zaprzepaszczą ogrom pracy, jaki wykonali od wspomnianego meczu z Wisłą Płock.
W Legii z powodu nadmiaru żółtych kartek nie zagrają Vesović i Jędrzejczyk, chociaż akurat na tych pozycjach warszawianie mają zastępców na odpowiednim poziomie, którzy w tym sezonie swoje już zagrali. Co więcej, zarówno dla Stolarskiego, jak i Wieteski będzie to szansa na pokazanie portugalskiemu szkoleniowcowi, że zbyt pochopnie posadził ich na ławie. Wielkiej różnicy poziomu w szeregach Legii się nie spodziewamy, chociaż warto tu dodać, że w ostatnim czasie nie był to poziom zbyt wygórowany. Warszawianie ewidentnie jadą już na oparach, ale trzeba im przy tym oddać, że potrafią być skuteczni.
Z kolei w Zagłębiu Sosnowiec będzie się chciał pokazać przede wszystkim Vamara Sanogo. To wypożyczony z Legii napastnik, który grając w najgorszej drużynie ligi potrafił strzelić już 8 goli. Pod względem czasu potrzebnego na strzelenie bramki Francuz z wynikiem 144 minut jest trzecim napastnikiem w lidze, ustępując tylko Świderskiemu i Angulo. Jakkolwiek spojrzeć, jesienią zrobił wiele, by – podobnie jak niegdyś Jarosławowi Niezgodzie – dano mu w Legii drugą szansę. I właściwie ciężko wyobrazić sobie lepsze okoliczności do przekonania do siebie Sa Pinto czy prezesa Mioduskiego, jak właśnie dzisiejsze zawody.
Tak czy inaczej, Legia zagra dziś o lidera. We wcześniejszych meczach bardzo solidnie zapracowała sobie na tę szansę i – nawet jeżeli miałoby to być tylko liderowanie dwudniowe – frajerstwem byłoby z tej szansy nie skorzystać.
Fot. FotoPyK