Za nami 44 mecze mistrzostw świata, dziś kończy się faza grupowa, po raz kolejny w fatalnym formacie dwóch par spotkań, który wymusił na mnie ominięcie połowy starć trzeciej kolejki. Czterdzieści cztery mecze! Kupa grania, a gdy przypomnimy sobie, że przed nami już tylko dwadzieścia 90-minutowych uczt dla każdego fanatyka piłki…
Okej, to wszystko trochę dziwne – wszak dopiero teraz tak naprawdę zaczyna się turniej! Dopiero teraz wjeżdżają gwiazdy w ich najwyższej formie, w starciach między sobą, ze stawką o wiele większą, niż inauguracyjne mecze fazy grupowej, które dawały jeszcze 180 minut na poprawę błędów. To teraz zaczną się dogrywki, rzuty karne, dramaturgia, płacz i szalone historie, które za moment przyćmią blask szlagierów fazy grupowej. Z drugiej strony jednak… Już przy skróceniu naszych tradycyjnych relacji LIVE z 8,5 do ledwo siedmiu godzin poczułem delikatną pustkę. Teraz mecze będą rzadziej i rzadziej, w piątek pierwsza przerwa, potem kolejne…
Gdy byłem szczeniakiem, często w połowie wakacji dopadało mnie przygnębienie. Pełna beztroska, ludzie szaleją, wczasy, pływanie, latanie po mieście, a u mnie – kurczę, już połowa za nami. Trochę jak typowa Grażynka: “patrz, Bożenko, święta, święta i po świętach”. Wiem, że to tragicznie głupie i jednocześnie odbierające radość z naprawdę świetnych wydarzeń delikatnie przed czasem, ale z drugiej strony – zazwyczaj trwało moment, najczęściej w chwilach wyjątkowej nudy, a nie wtedy, gdy faktycznie działo się coś wspaniałego.
No właśnie. Przeoczenie czegoś przyjemnego z uwagi na zbyt dalekie wybieganie w przyszłość. Rzadkość, prawda?
A jednak, wczoraj oglądałem Ekwador i autentycznie załamałem się po jednym ze strzałów w trybuny. Nie, spokojnie, nie dlatego, że tydzień po finale mistrzostw wraca Ekstraklasa. Otóż zobaczyłem armię ludzi, którzy zamiast łapać piłkę, obserwować murawę, cieszyć się, dopingować czy jakkolwiek “przeżywać” wydarzenie, kręcili wszystko smartfonami. Wykopnięcie piłki w trybuny? Przekierujmy wszyscy smartfony właśnie w to miejsce, jaka kapitalna pamiątka, nagranie z dwudziestu metrów jak tłum się szarpie o futbolówkę! Swoją drogą… Skąd w ich dłoniach te telefony? Kręcili mecz? Doping? Reakcje trybun?
Zauważyłem to już wcześniej, na koncertach, festiwalach, czasem nawet w restauracjach. Chuj ze smakiem, ważne, że dobrze wygląda na fotce! Oczywiście, ja pewnie robię za mało zdjęć, mało rzeczy utrwalam, o wielu wspaniałych momentach zapominam, czego łatwo można było uniknąć jednym pstryknięciem aparatu. Mam jednak wrażenie, że – nie wiem czemu, może przez media społecznościowe, a może przez zwykłą głupotę – ludzie przestają korzystać z wydarzeń, przestają autentycznie przeżywać, skupiając się na kompletowaniu swojego wirtualnego CV. Jadę na mecz nie po to, by obejrzeć piłkarzy albo dopingować, ale po to, by moi znajomi wiedzieli, że ja tam byłem. Bym mógł przekazać im fotki, vine`y i tweety z miejsca zdarzeń.
Jadę na koncert nie po to, by skakać i śpiewać, ale po to by stworzyć alternatywny wideoklip do kawałka, jakość 360p, panie, hit na Youtube, milion odsłon. Nawet wycieczki, zamiast poszerzania horyzontów i zaspokajania ciekawości świata wyglądają jak zbieranie pokemonów, albo kapsli “Tazo” z czipsów, jeśli jeszcze pamiętacie takie rzeczy. Czekam, aż dojdziemy do momentu, gdy jadąc do Pizy, krzywą wieżę obejrzysz dopiero w domu, na zdjęciach, na miejscu będąc na stałe przyklejonym do smartfona. Już teraz na odpalenie jednej racy na stadionie przypada osiemdziesiąt pięć zdjęć tejże, już teraz na jeden posiłek w modnej restauracji przypadają ze dwie fotki, z żarciem i selfie.
Ja się przejmowałem, że ósmego sierpnia to już w sumie “prawie po wakacjach”, ale potem znów ruszałem w wir zabawy, gier, kolonii i innych wakacyjnych przyjemności. Teraz pewnie przejąłbym się, że ósmego sierpnia, a na instagramie dopiero osiemdziesiąt sześć fotografii wakacyjnych, nie wspominając o ubóstwie moich facebookowych albumów.
Dlatego spieszmy się “przeżywać” ten mundial, bo następny możemy spędzić na cykaniu samojebek sprzed telewizora. Pomijając, że poczekamy na niego cztery lata…
*
Ostatni grupowy LIVE za kilka minut. Naprawdę smutno, że to wszystko niedługo się skończy…