Reklama

To to naprawdę była Jagiellonia? Czy to było prawdziwe Zagłębie?!

redakcja

Autor:redakcja

14 grudnia 2018, 22:42 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jagiellonia u siebie ostatnio potrafiła pokonać będącą w sztosie Pogoń, potrafiła zremisować z Lechem czy z Legią, potrafiła ograć Arkę. Ale gdy w tym sezonie przyjeżdżała jakakolwiek drużyna z Dolnego Śląska, to Jaga zachowywała się jak w trakcie pojedynku z niedźwiedziem – kładła się na ziemię i udawała padlinę (2:3 z Miedzią, 0:4 ze Śląskiem). Mecz z Zagłębiem tę tendencję potwierdził. “Miedziowi” przeżuli rywala, a zwycięstwo 4:0 to najniższy wymiar kary.

To to naprawdę była Jagiellonia? Czy to było prawdziwe Zagłębie?!

Lubinianie wpadli na stadion przy Słonecznej jak twój najlepszy kumpel na domówkę u ciebie w chacie. Ledwo wszedł, rzucił kurtkę na wieszak, odważnym krokiem ruszył do lodówki, wyciągnął browara, pewnie sięgnął do pierwszej z brzegu szafki, wyciągnął czipsy i spałaszował je w pojedynkę. Wiedział co, gdzie i jak. “Miedziowi” w pierwszym kwadransie wrzucili gospodarzy na taką karuzelę, że Mitrović z Kelemenem mogli tylko wykrzyczeć “my chcemy zejść, zatrzymajcie to, bo się porzygamy!”.

Zresztą rzućmy statystykami – Patryk Tuszyński w ciągu pierwszych piętnastu minut oddał trzy celne strzały. W dotychczasowych siedemnastu spotkaniach (ponad 1300 minut) oddał siedem celnych uderzeń. “Tuszek” zresztą był jak ten kumpel, który wie gdzie leżą u ciebie czipsy, gdzie chowasz zielsko, gdzie składujesz papier i plastiki. Przecież to w Białymstoku poznaliśmy go jako całkiem niezłego napadziora. No i do przerwy miał już dwa gole – najpierw wykończył świetną akcję złożoną z kilkunastu podań, a następnie w kapitalnym stylu sfinalizował kontrę Starzyńskiego i Bohara. To był strzał typu “Paweł Brożek przeciwko Feyenoordowi”, czyli delikatna wcinką obok wychodzącego bramkarza. Sędzia początkowo tego gola nie uznał, ale weryfikacja VAR potwierdziła, że napastnik gości idealnie wkleił się w linię przedostatniego zawodnika rywali:

8

Zagłębiu wychodziło dosłownie wszystko. Dzisiaj lubinianie wreszcie mieli jakość, co w poprzednich miesiącach nie było regułą. Moglibyśmy nazywać ich ekipą przeciętną, bez ikry, bez pomysłu, która na dodatek popełniała wiele błędów, prokurowała durne rzuty karne i sama doprowadzała do tego, że kończyła mecz zdekompletowana. A tu nagle to samo Zagłębie wychodzi na Jagę i gra tak, że Poletanović, Romanczuk czy Novikovas mogli tylko podziwiać. – Dramat, no, dramat – mówił Romanczuk w przerwie przed kamerami Canal+.

Reklama

A zatem dwa razy do siatki trafił do Tuszyński, a do tego gola dorzucił Damjan Bohar. Facet, który często kompletnie ginie nam z pola widzenia, ale dzisiaj błyszczał. Gol był zgrabny, ale 80% tej akcji to zasługa doskonałego dośrodkowania Kopacza. I jakieś 5% Frankowskiego, który w ogóle w tym meczu udowodnił, że na tej prawej obronie sprawdza się do czasu, gdy trzeba popracować solidnie w defensywie. Dzisiaj zagrał słabiutko, choć nie pomagał mu też Novikovas.

Jagiellonia w ogóle w obronie zagrała kuriozalnie. A to z kryciem nie zdążył Frankowski, a to Klemenz nie potrafił upilnować Tuszyńskiego, a to Mitrović minął się z piłką przy dośrodkowaniu. Albo – tak jak Guilherme – przy golu na 4:0 po prostu wyrżnął się na murawie. Balić dośrodkował na pole karne, lewy obrońca Jagi powinien spokojnie wybić piłkę gdzieś w boisko, ale… no własnie – nie wiemy co zrobił. Poślizgnął się? Potknął? Niemniej piłka trafiła do Pawłowskiego, a ten z bliska zapakował ją pod poprzeczkę. Zresztą Pawłowski chwilę później wyszedł z akcją dwa na jeden, jednego rywala przepchnął, drugiemu założył siatkę i tylko świetna interwencja Kelemena uratowała gospodarzy przed totalną kompromitacją.

Wymowne było to, że Krzysztof Jakubik do drugiej połowy doliczył tylko minutę. Jemu aż żal było obrońców Jagiellonii. A dla Lubina brawa. Takie koncerty aż chce się oglądać.

[event_results 547817]

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...