Kiedyś uznano, że europejska elita potrzebuje 32 drużyn do grania, więc takie ekipy jak PSV muszą wypełnić swoje zadanie statysty. Holendrzy robili, co mogli, by się z tego castingu wyrwać, przegrywając swoje mecze nieznacznie albo jeden nawet remisując. No, ale podsumowując, swojego przeznaczenia nie oszukali. Jednak skoro mieli w pamięci, że tylko Barcelona zdzieliła ich w cymbał bardzo mocno, w rewanżu też chcieli dać – pozostając w nomenklaturze filmowej – gwiazdorowi pstryczka w nos. I… mogli to zrobić, ba, mieli prawo wierzyć w zwycięstwo nad przyjezdnymi. Niestety kompletnie rozjechali się w skuteczności i zamiast nawet wygranej, jest tylko nieznaczna porażka.
Jeśli ten mecz odtworzyć w wirtualnym świecie serii gier FIFA, pad gracza kontrolującego Holendrów leżałby teraz roztrzaskany gdzieś w kącie. Niebywałe było bowiem to, jakie patelnie marnowali dziś gospodarze. Serio: licząc realistycznie, mogli zmieścić Barcelonie i czwórkę. Niestety – w przyjemniejszej wersji zabrakło im szczęścia, ale w tej chyba bardziej prawdziwej, również czystej jakości. Musimy to rozpisać, by się w tej kanonadzie nie pogubić.
4. minuta – Pereiro uderza bardzo dobrze z rzutu wolnego, ale Ter Stegen równie świetnie interweniuje i zbija piłkę na rzut rożny.
17. – Pereiro po stracie Barcy w środku pola uderza zza pola karnego, jednak piłka ląduje na słupku.
25. – Pereiro (znów!) ma futbolówkę w szesnastce, ba, w piątce, ale jest naciskany i przenosi swój strzał nad poprzeczką.
43. – de Jong kieruje piłkę głową na poprzeczkę, jest jeszcze dobitka z ostrego kąta, ale również nieskuteczna.
75. – Bergwijn uderza z 15 metrów minimalnie obok słupka.
76. – Lozano z pięciu metrów (!) trafia w bramkarza.
Jasny gwint! Mówimy przecież teraz tylko o setkach albo o sytuacjach stojących tuż koło nich, a przecież można by dodawać jeszcze ciut mniej groźne sytuacje, które jednak przy lepszej precyzji też mogłyby kończyć się bramką. To jest wręcz niebywałe, że bramka dla gospodarzy była dopiero tą kontaktową, kiedy de Jong po wrzutce zmieścił ostatecznie piłkę w siatce. Naprawdę: Barca zasłużyła na kilka ciosów dużo wcześniej. Weszła w ten mecz ospała, popełniała proste błędy. Zdarzały się jej straty w środku pola, a kiedy PSV zakładało pressing, gubił się i ter Stegen, wybijając piłkę albo niedokładnie, albo pod nogi rywala.
Okej – po pierwszym kwadransie kompletnego znużenia było z Blaugraną lepiej. Śliczny strzał Vidala trzeba było wybijać z linii bramkowej, kilkadziesiąt sekund później Zoeta znów musiał ratować obrońca, a dobitka Messiego zza pola karnego nieznacznie minęła poprzeczkę. Jednak widać było, że Barcelona nie wrzuciła najwyższego biegu. Nie wrzuciła nawet czwórki, jechała gdzieś na trójce i wtedy nawet najbardziej wypasiony sportowy wóz może dogonić jakiś rodzinny hatchback goniący na piątce.
Ale PSV szansy nie wykorzystało. Mogło minąć Barcelonę i spróbować dać się nie gonić, ale zamiast tego siedziało tylko na ogonie i wkurzało barcelońskie gwiazdy. Głównie Messiego. Najpierw Argentyńczyk w swoim stylu wszedł w pole karne, odstawił taniec małych kroków i sieknął zupełnie niespodziewanie pod ladę. Potem Leo wstrzelił z wolnego piłkę w szesnastkę, tor jej lotu przeciął Pique i było po zabawie.
Pewnie kibice PSV wracają do domu dumni ze swoich pupili, że ci nie położyli się przed Barcą, ale też mają świadomość, że tutaj można było tę Barcę po prostu ograć. Nie udało się i cóż, statyści kończą przygodę w Europie, bo drugoligowych rozgrywek też dla nich nie będzie. Barca? Wygrywa grupę. Ze scenariuszem się nie dyskutuje.
PSV – Barcelona 1:2
de Jong 83′ – Messi 61′ Pique 70′
Fot. Newspix