– Siódmego gola zadedykujemy żonom, a ósmego naszym czworonogom – nabijali się reprezentanci RFN-u. Schumacher, Breitner, Rummenigge. Cała konstelacja gwiazd niemieckiej piłki. Selekcjoner Derwall twierdził, że porażka będzie takim wstydem, że jeśli do niej dojdzie, wskoczy do pierwszego pociągu powrotnego do Monachium. Na biurku miał kasetę wideo z zapisem poprzednich gier rywala, ale nawet nie pokazał jej piłkarzom, obawiając się, że uznają go a wariata. – Jeden z zawodników stwierdził, że mógłby z nami zagrać nawet z cygarem w zębach – opowiadał po latach Algierczyk Chaabane Merzekane. Wspominając “Schande von Gijon”. Mecz, którego wynik stał się pośrednią przyczyną jednej z największych kompromitacji w historii międzynarodowej piłki.
Od kiedy FIFA postanowiła, że decydujące rozstrzygnięcia na wielkich imprezach mają zapadać w spotkaniach rozgrywanych o tej samej porze, pole do niezdrowej kombinacji jest zdecydowanie mniejsze. Niemniej, ku przestrodze, na parę dni przed starciem Niemców z Amerykanami, w którym remis zapewni awans obu drużyn, warto przypomnieć, że bywały mecze, w czasie których elementarne poczucie wstydu nagle przestawało obowiązywać zawodników.
Hiszpański mundial. 16 czerwca 1982 roku.
Reprezentacja Zachodnich Niemiec, napompowana tonami pychy i pewności siebie, sensacyjnie przegrywa 1:2 z Algierią. Algierczycy wniebowzięci. Świętują tak długo i intensywnie, że prawie zapominają o kolejnym meczu. Przegrywają więc 0:2 z Austriakami. Ale historyczny awans ciągle jest realny. Na koniec 3:2 z Chile i teraz tylko pozostaje… czekać na wynik meczu Niemcy – Austria.
Ten jednak ma rozegrać się dopiero dzień później. A co gorsza, tabela układa się w ten sposób, że niskie zwycięstwo Niemców premiuje oba zespoły i pozostawia Algierczyków z niczym. Umówią się sąsiedzi czy pozwolą by tabelę uczciwie ułożyło boisko?
Jasne, że umówią.
25 czerwca 1982 roku do dziś powinien być wspominany, jako pogrzeb zasad i moralności w piłce. Klęska elementarnej uczciwości. Już w 10. minucie planowego gola dla Zachodnich Niemiec strzela Horst Hrubesch. Po czym przez kolejne 80 minut… Zupełnie nic się nie wydarza. Eberhard Stanjek, reporter niemieckiej stacji ARD, nie kryje zażenowania. Mówi na antenie o hańbie niemającej nic wspólnego z piłką. Austriacki komentator zawiesza głos i przerywa relację już na pół godziny przed końcem.
¡Fuera! ¡Fuera! – krzyczą Hiszpanie na stadionie w Gijon. Wynocha! ¡Que se besen! – podpuszczają zawodników, sugerując, że na koniec powinni się jeszcze pocałować. Na murawie nikt nie walczy. Pyk, pyk, pyk w wolnym tempie, spacerek bez zagrażania którejkolwiek bramce. Jeden z Niemców na trybunach pali narodową flagę. Algierczycy z wściekłością wymachują banknotami. Sprzedaż!
Algieria zostaje brutalnie skręcona. Wyjeżdża do domu, Niemcy i Austriacy grają dalej. Jupp Derwall po meczu bezwstydnie oświadcza, że liczyło się zwycięstwo, a nie piękno futbolu. Wstydźcie się! – atakuje okładka “Bilda”. Kibice jeszcze raz próbują wyrazić swoje zdanie, ale przy hotelu zostają przez niemieckich zawodników obrzuceni butelkami z wodą. Niech motłoch zna miejsce w szeregu…
Protest Algierczyków oczywiście nie przynosi najmniejszego rezultatu. Przyczynia się wyłącznie do zmiany przepisów FIFA. Od 1986 roku decydujące mecze faz grupowych odbywają się o tej samej porze.
Tylko historii nie da się wymazać.
PAWEŁ MUZYKA