Za plecami najczęściej ma portugalski duet Martins-Cafu, który wie, co zrobić z piłką, jak szybko zapoczątkować akcję i przyspieszyć tempo gry. Po lewej ręce śmiga odbudowany Nagy, po prawej doświadczony Kucharczyk. Z przodu z kolei do dyspozycji pozostaje król strzelców poprzednich rozgrywek, Carlitos. Wydawałoby się, że pozycja numer dziesięć w Legii to wymarzone miejsce, by błyszczeć i pompować sobie liczby. Wydawało się także, że w otoczeniu tak ogranych i w naszych warunkach po prostu dobrych zawodników Sebastian Szymański wreszcie pokaże głęboko skrywany potencjał. Tymczasem po kolejnych meczach znacznie częściej mamy okazje pisać, ze 19-latek rozczarowuje. I z pewnością swoimi występami nie przybliża się do rekordowego transferu, który mógłby uratować budżet Legii.
Liczby Szymańskiego mówią same z siebie. W bieżącym sezonie w lidze ma 13 meczów, 0 goli i 1 asystę, pomimo że występuje w drużynie z największym dorobkiem strzeleckim w ekstraklasie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie rozgrywki, wyjdzie już 20 spotkań, 0 goli i 1 asysta. Dla ofensywnie usposobionego zawodnika – który często podchodzi do stałych fragmentów gry – w każdych okolicznościach musi to być powód do wstydu, niezależenie od wieku czy doświadczenia.
Wczoraj Szymański został kompletnie nakryty czapką przez swojego vis-à-vis, niechcianego w Lechu Radosława Majewskiego. A ofensywny pomocnik Pogoni wcale nie grał jakiegoś wielkiego meczu, bo – realnie oceniając – przynajmniej połowa spośród jego kolegów z zespołu rozegrała lepsze zawody. Spójrzmy na statystyczne porównanie obu zawodników z raportu InStat:
Strzały: Majewski 4, Szymański 1
Podania/celne: Majewski 60/48 – 80%, Szymański 28/16 – 57%
Kluczowe podania: Majewski 1, Szymański 0
Udane dryblingi: Majewski 2, Szymański 0
Udane odbiory: Majewski 3, Szymański 0
Zebrane drugie piłki: Majewski 2, Szymański 0
Przyjęte podania/straty: Majewski 47/13, Szymański 35/14
I faktycznie wygląda to jak porównanie doświadczonego ligowca z juniorem. Wczoraj z Szymańskiego Legia nie miała na boisku żadnego pożytku. Ledwie 35 razy przyjął piłkę, z czego 14 razy od razu zwrócił ją przeciwnikowi, a w pozostałych przypadkach zazwyczaj wykonywał nic niewnoszące podania. A przez rywali został zniszczony fizycznie. Jeżeli mielibyśmy odnieść jego przydatność do przydatności wciąż wspominanego w Warszawie Vadisa Odjidja-Ofoe, to zwyczajnie skończyłaby nam się skala.
Dobre mecze Szymańskiego z tego sezonu ekstraklasy? Na pewno we Wrocławiu ze Śląskiem (chociaż bliżej prawda byłoby napisać – dobra pierwsza połówka). Na pewno ostatnio z Górnikiem Zabrze oraz w starciach z Lechem czy Lechią. Ale podkreślmy to bardzo wyraźnie – były to mecze po prostu dobre, z pewnością nie jakieś wybitne. Tych słabych lub bardzo słabych było za to o wiele więcej – wczoraj z Pogonią, z Jagiellonią, z Wisłą Kraków, z Arką, z Miedzią, z Cracovią i z Zagłębiem (zarówno Sosnowiec, jak i Lubin). Co więcej, w zbiorczym raporcie InStat po 14 kolejkach ligi legionista zajmuje wśród ofensywnych pomocników – uwaga, uwaga – dopiero 19. miejsce. A po uwzględnieniu liczb z meczu z Pogonią, które są znacznie poniżej średniej Szymańskiego z tego sezonu, być może osunie się do trzeciej dziesiątki ekstraklasowych dziesiątek. To jest po prostu dramat.
I naprawdę bilans 0 goli, 1 asysta nie wziął się z niczego. Wygląda on piekielnie blado na tle wielu, wielu innych, o czołówce klasyfikacji kanadyjskiej nie wspominając. Weźmy dla porównania kilku innych ofensywnych pomocników z ligi. Wrzesiński ma 3 gole i 6 asyst, Starzyński 5 goli i 5 asyst, Imaz 6 goli i 3 asysty, Janota 5 goli i 2 asysty czy nawet klubowy kumpel, Nagy 4 gole i 3 asysty. Gdyby każdy z nich grał w Legii na dziesiątce zamiast Szymańskiego, byłoby to z ogromną korzyścią dla mistrzów Polski.
Rzecz jasna w tym wszystkim mamy świadomość największej okoliczności łagodzącej dla Szymańskiego, która zarazem jest jego największym atutem. To wiek. Wielu klasowych piłkarzy mając na karku 19 lat osiągnęło w seniorskiej piłce znacznie mniej, a Sebastian z pewnością ma jeszcze sporo czasu, by się poprawić i wejść na kilka wyższych poziomów. Problem w tym, że chłopak zagrał właśnie w Legii 11. mecz w podstawowym składzie z rzędu, bo jego szeroka ekspozycja z oczywistych względów służy interesowi klubu. Drużyna w większości wypadków na jego obecności na boisku nie zyskuje, ale też trudno polemizować z zasadami nieubłaganej ekonomii. Priorytetem w Warszawie jest sprzedaż tego zawodnika, a bez gry w podstawowym składzie byłoby o nią cholernie ciężko.
Inna sprawa, że sam Szymański swoimi występami nie pomaga budować wartości transferowej. Na dziś zdecydowane postawienie na niego na dziesiątce – bez zważania na oczywiste dla tego wieku górki i dołki – bardziej wygląda na robienie krzywdy zarówno zawodnikowi, jak i drużynie. I tak naprawdę trudno się dziwić, że 19-latek póki co nie dźwiga grania na kierownicy w Legii. Bardziej zastanawiające jest to, że warszawianie – już przecież objęci nadzorem finansowym – znaleźli się w takim położeniu, że właściwie nie mają dziś innego wyjścia.
Fot. FotoPyK