To będzie fajna niedziela, bo po południu obejrzymy sobie mecz Zagłębia z Koroną – nie powiedział nikt nigdy. Przynajmniej jeśli mówimy o ludziach mających w miarę równo pod sufitem. Coś tak czuliśmy, że temperatura tego meczu będzie mniej więcej taka jak temperatura rosołu, który całą noc spędził na balkonie, ale nie doceniliśmy graczy obu zespołów. Było jeszcze gorzej.
Miedziowi w teorii powinni przystąpić do tego spotkania z dużą werwą, bo w szatni zameldował się nowy szef. Sądząc jednak po ich reakcji, przyjście Bena van Daela za bardzo zawodnikami nie wstrząsnęło, nowego ducha nie widzieliśmy nic a nic. To raczej była akcja “czyste papcie” – byle oddać piłkę, byle nie popełnić błędu. O Koronie niby nie można powiedzieć tego samego, ale od pewnego czasu ciężko jarać się grą ekipy Gino Lettieriego – dobra organizacja i konsekwencja, ale po polocie, który widzieliśmy w meczach tej drużyny choćby jesienią poprzedniego roku, nie ma już śladu.
W efekcie zobaczyliśmy połówkę, w trakcie której ziewaliśmy częściej niż piłkarze strzelali na bramkę. Lubinianie w ogóle podjęli w tym czasie tylko dwie próby, straszna bryndza. Kielczanie byli trochę bardziej konkretni, ale tylko trochę, bo na przykład Możdżeń próbował często, ale jego uderzenia były przeciętne. Nie chcemy być szczególnie złośliwi, ale do najciekawszych sytuacji w tej części gry należały takie zdarzenia:
a) próba wybicia piłki głową przez Tuszyńskiego – z metra trafił w słupek bramki Hładuna,
b) faul dupą Guldana po bezsensowym podaniu Matuszczyka, gdy Pucko wychodził na czystą pozycję.
To chyba mówi wszystko. W drugiej połowie było już nieco lepiej, ale można powiedzieć, że pod względem wrażeń zyskaliśmy mniej więcej tyle co ofiara, która przestała być okładana kijem, a zaczęła dostawać ciosy z otwartej dłoni. Po pierwszych 45 minutach wydawało nam się, że jeśli ktoś tu strzeli bramkę, to raczej będzie to Korona i trafiliśmy. Tak jak Lettieri ze zmianami, bo Cebula wniósł trochę ożywienia do gry, a Kosakiewicz miał spory udział przy trafieniu – to on strzelał na bramkę z rzutu wolnego. Po interwencji Hładuna do piłki dopadł Pucko i pewnie sieknął na 1-0.
Bardzo źle świadczy o Zagłębiu to, że nawet będąc po ścianą, nie potrafiło zaproponować czegoś w ofensywie. Była jedna nieźle wyglądająca akcja, ale sędzia dopatrzył się spalonego Starzyńskiego. Dramat. Tak jak i cały mecz. Często wam tu biadolimy, czasami trochę na wyrost, ale to naprawdę było jedno z najgorszych spotkań w tym sezonie.
[event_results 537812]
Fot. FotoPyK