Kibice Lecha przestają się przejmować, dawniej żądaliby głów

redakcja

Autor:redakcja

29 października 2018, 07:59 • 9 min czytania

Tradycyjnie w poniedziałkowej prasie dominują echa weekendu, ale mamy też trzy rozmowy i tekst dotyczący tego, że kibice Lecha Poznań powoli już nawet nie mają sił, żeby się przejmować kolejnymi wpadkami „Kolejorza”. 

Kibice Lecha przestają się przejmować, dawniej żądaliby głów
Reklama

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zaczynamy od relacji z El Clasico.

Reklama

ps1

Leicester w szoku po śmierci właściciela klubu, który wraz z pasażerami rozbił się helikopterem. Nikt nie przeżył.

Tomasz Kędziora opowiada o przepięknym golu strzelonym Rennes w Lidze Europy.

W meczu Ligi Europy ze Stade Rennes strzeliłeś fantastycznego gola z dystansu. Skąd taki „młotek” w nodze? 

Śmieszna sytuacja, bo dzień wcześniej mieliśmy trening na stadionie. Trener Chackiewicz zarządził gierkę na skróconym polu. Znalazłem się w bardzo podobnej sytuacji, dostałem piłkę przed polem karnym, ale nie uderzyłem, podałem do boku. Przeciwnik ją przejął, skontrował i straciliśmy gola. Po zajęciach szkoleniowiec podszedł do mnie i zaczął mnie rugać. Zapytał, dlaczego nie strzelam, gdy mam do tego warunki i umiejętności. „Da, da, da” – odpowiedziałem krótko, ale on jeszcze raz podkreślił, że podczas meczu nie powinienem zastanawiać się dwa razy. No więc się nie zastanawiałem. Wyszło idealnie.

Trzeba słuchać trenera!

Jasna sprawa! Tuż po meczu miałem kontrolę antydopingową. Późno wróciłem do hotelu, więc dopiero rano miałem okazję porozmawiać o tym golu. Trener tylko spojrzał na mnie wymownie – uśmiechnęliśmy się do siebie.

ps2

Cztery strony ekstraklasowych relacji.

ps3ps4

Rozmowa z napastnikiem Wisły Kraków, Zdenkiem Ondraskiem.

Są opinie, że Zdenek zaczął strzelać, bo kontrakt mu się kończy.

Ludzie różne rzeczy mówią, także takie, że byłem na wylocie z klubu, że już mój czas w Wiśle minął. Jak widać, nie pozbyto się mnie.

A co dalej? Spytam wprost: zostanie pan w Wiśle?

Nie ukrywam, że chcę zostać, podoba mi się Kraków, mam tu też dziewczynę, grupę znajomych. Ale nie wiem, co stanie się jutro, a co dopiero za dwa czy cztery miesiące. Za darmo nikt nie chciałby grać. Siedzieliśmy kilka razy z Arkiem Głowackim, powiedziałem mu, że najlepiej gram, gdy wszystko mam poukładane w głowie i mogę się skupić tylko na piłce. Pierwszy raz rozmawialiśmy przed meczem w Szczecinie nie dogadaliśmy się i zagrałem tam bardzo źle. Nie chcę jednak mówić, że przez fiasko w negocjacjach. Uznaliśmy, że nie będziemy codziennie mówić o nowym kontrakcie, ale od czasu do czasu podejmujemy temat.

Denerwuje pana, gdy dziennikarze zaczynają panu liczyć minuty bez gola?

Wiem, że już od kilku meczów nie strzelam i to mnie trochę denerwuje. Generalnie nie ma problemu, jeśli trafiają inni i wygrywamy, ale sam narzucam na siebie presję. Pewnie nie powinienem tak robić, ale zawsze byłem dla siebie krytyczny. Teraz robotę wykonuje Jesus (Imaz – przyp. red.), którego wspieraliśmy po ciężkim początku sezonu aż wreszcie strzelił dwa gole w derbach i kolejne dwa na Legii, ale chciałbym, byśmy wreszcie trafiali razem.

Miedź Legnica bez serca i bez mózgu” – pisze Antoni Bugajski.

Na pewno nie jest tak, że w Miedzi jakieś siły dywersyjne nagle przestawiły wajchę z pozycji ON na OFF. Byłoby to zbyt proste wyjaśnienie i ucieczka od zmierzenia się z problemem. Jasne, że po awansie zawsze jest naturalny entuzjazm, który niesie drużynę jak wysoka fala. Potem gaśnie, już nie generuje takiej energii. Miedź tym procesom oczywiście również podlega, ale w jej przypadku poważną przeszkodą są kontuzje. Przeszkodą prawdziwą, bo z drużyny wypadli piłkarze, stanowiący w tym organizmie serce i mózg. Omar Santana i Marquitos w skali naszej ekstraklasy są zjawiskowi. Nie chodzi tylko o ich duże umiejętności, czytanie gry, technikę użytkową czy co tam jeszcze. Niewielu jest w ekstraklasie piłkarzy, którzy mieliby aż taki wpływ na funkcjonowanie drużyny jak ci dwaj Hiszpanie. I tych dwóch Miedź nagle straciła. Jakby mało było problemów, na dokładkę kontuzji doznał też Rafał Augustyniak. Środek pomocy w znanym kształcie przestał istnieć, a żaden program awaryjny nie zadziałał. A teraz wypadł też Tomislav Božić, czyli kluczowa postać defensywy. Ostateczny efekt ludzkich strat widać po ostatnim wyniku, nawet bez oglądania mecz.

ps5

Dwie strony o I lidze.

ps6Bartłomiej Żynel na razie nie broni w Wiśle Płock, ale ma dużo ciekawego do opowiedzenia z czasów pobytu w Red Bull Salzburg.

Łukasz Olkowicz: Gdzie Red Bull może zaprowadzić światową piłkę?

Bartłomiej Żynel: Chce wyznaczyć nowe standardy, nowe granice. Zamierza wprowadzić inne schematy sposobu gry. Dąży do zdominowania futbolu, zrewolucjonizowania go.

Red Bull to nieskończone pomysły, nie tylko w piłce. W zeszłym roku dwaj Francuzi skoczyli z górskiego szczytu i wskoczyli do samolotu.

Myśl przewodnia tej firmy to przekraczanie kolejnych barier, już nawet nie chodzi o klub piłkarski. Red Bull odniósł sukces na skalę światową, bo chciał osiągnąć coś większego, niemożliwego. Wygrywał w Formule 1, również w sportach ekstremalnych najlepsi sportowcy kojarzą się z tą firmą. Podobnie planuje zrobić w piłce. Żeby futbol wyglądał tak, jak chce, by wszyscy grali pod dyktando ludzi z Red Bulla i brali z nich wzorce.

Uda im się?

Myślę, że tak. Są na świecie bardziej renomowane kluby, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Red Bull deptał im po piętach. Jest jeszcze daleko, ale w krótkim czasie wiele już mu się udało. Przejął drużynę z piątej ligi w Niemczech i zaciągnął do Ligi Mistrzów. Szybko się rozwija. 

ps7

Jerzy Dudek nie ma żadnych wątpliwości, że Real Madryt potrzebuje drastycznych zmian. Julena Lopeteguiego już nie broni.

Przed tygodniem pisałem, że najbliższe dni będą dla Julena Lopeteguiego egzaminem. I trzeba powiedzieć, że 52-latek go oblał. W momencie pisania tego tekstu Lopetegui jest jeszcze trenerem Realu Madryt, ale nie zdziwię się, jeśli rano już nim nie będzie. On nie jest jedynym winnym kryzysu, w jakim znaleźli się Królewscy, ale jego najłatwiej się pozbyć. W takiej sytuacji najczęściej wywala się trenera i buduje coś nowego z kimś innym, choć nie zawsze jest to najlepsze rozwiązanie.

Moim zdaniem Lopetegui nie jest największym problemem Realu. Nim jest zarządzanie kadrą drużyny. Dziś coraz częściej mam wrażenie, że Zinedine Zidane – który przecież wykonał fenomenalną pracę – wiedział, co się święci i po prostu uciekł z okrętu, który nabierał wody. W meczach z Levante, Viktorią Pilzno czy nawet w tym z Barceloną w grze Los Blancos widać było ogromną jakość, ale tylko krótkimi fragmentami. Ci zawodnicy w takim składzie nie są w stanie już utrzymywać najwyższego poziomu przez 90 minut. Doszło do zmęczenia materiału i potrzeba zmian.

ps8

Piłką pod W(o)łos, czyli kilka ciekawych anegdotek od Piotra Wołosika.

Dochodzą mnie słuchy, że niedoszłym właścicielem Wisły Kraków – Jakubem Meresińskim – ponownie interesuje się wymiar sprawiedliwości. Światło dzienne mają ujrzeć jeszcze ciekawsze historie byłego kandydata na Nikodema Dyzmę ekstraklasowej piłki. Nieprawdopodobnych opowieści związanych z tym panem, autorem ambitnego motta: „życie jest jak rower – nie kręcisz, nie jedziesz”, nasłuchałem się wiele. Zastanawiam się, co może je przebić? Trzy historie szczególnie zapadły mi w pamięci. Pierwsza, gdy Meresiński w Dubaju „kupował” jacht za 4 miliony euro, nie mając grosza przy duszy. Koszta: lot do stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, świetny hotel i znakomity wyszynk potencjalnemu kupcowi fundowała firma handlująca pięknymi, morskimi jednostkami. Pan Jakub po kilku dniach testów i dobrej zabawy zrezygnował z zakupu, tłumacząc, że silnik ma zbyt słabą moc… A już w ojczyźnie, próbując przejąć Wisłę, prawników poprzedniego właściciela Bogusława Cupiała przekonywał znajomością z milionerem – Romanem Karkosikiem. Dzwonił przy nich, używając opcji „głośnomówiącej” i prowadził rzekomą rozmowę z prężnym biznesmenem, tyle że był to kumpel z… Częstochowy. Zaś na romantyczną, podniebną randkę, z pewną aktorką, JM zapomniał portfela. Dziewczyna musiała założyć kilka tysięcy złotych za swojego szarmanckiego kawalera.

ps9

SUPER EXPRESS

W „SE” nic ciekawego dla kogoś, kto nie spał w weekend. Informacja o wyczynach kibiców Legii w Białymstoku, El Clasico, weekendzie w Ekstraklasie i tragicznej śmierci właściciela Leicester.

se1 se2 se3

GAZETA WYBORCZA

Po kolejnej wpadce Lecha Poznań Radosław Nawrot pisze, że kibice przestają się przejmować.

Przegrana z Pogonią 0:3 do niedawna byłaby w Poznaniu powodem histerii, żądania głów i przesilenia. Teraz coraz powszechniejsza wśród kibiców jest reakcja: „Przestałem się przejmować”. To znak, że Lech marnuje ogromny potencjał.

Proporcjonalnie do wielkości miasta i regionu to prawdopodobnie największy potencjał w kraju. Legia Warszawa, Widzew Łódź, Wisła Kraków i inne kluby mają mnóstwo kibiców. Lech jest jednak na tym tle fenomenem. Nawet najwięksi rywale przyznawali, że w Poznaniu jak nigdzie indziej można odczuć, że jest dzień meczowy. Miasto żyje meczami Lecha, wywołują one emocje, a każdy wynik, więcej – każda informacja związana z Lechem – jest analizowana i komentowana.

Tak było do tej pory. Teraz zaczyna się to zmieniać.

Już po rundzie finałowej poprzedniego sezonu, przed którą Lech prowadził i miał znakomity kalendarz (z głównymi rywalami Legią i Jagiellonią grał u siebie), po czym wszystko zaprzepaścił, doszło do pęknięcia na linii klub i piłkarze – kibice. Wpadka kandydata do mistrzostwa, jak określa się Lech i jak widzieli go kibice, nie była pierwszą, tylko jedną z wielu. Lech permanentnie za nie przepraszał, obiecywał wyciągnięcie wniosków i poprawę, podpierał się tezami o tym, że buduje być może najbardziej racjonalny i sensowny klub w Polsce. Klub na miarę możliwości finansowych, bez długów i szaleństw nielicujących z posiadanym portfelem. Klub bezpieczny, który nie upadnie, nawet gdyby w jednej chwili odeszli jego właściciele.

Felieton Rafała Steca o Paulu Pogbie, którego ogranicza Jose Mourinho.

José Mourinho nie jest oprawcą, bez przesady. On tylko uwięził piłkarzy w złotej klatce.

Przynajmniej tyle czytamy z mowy ciała Paula Pogby, najdroższego gwiazdora najbardziej dochodowej drużyny świata, który ucieleśnia jej specyfikę – i francuski rozgrywający, i cały Manchester United odnoszą spektakularne sukcesy marketingowe, stale poszerzając wpływy w mediach społecznościowych, a równocześnie przepotężnie rozczarowują sportowo. Naprawdę przepotężnie. Miniony sezon w lidze angielskiej zmęczyli haniebne 19 punktów za sąsiadami z City, a w bieżącym grzęzną w połowie tabeli; wiosną w Lidze Mistrzów oberwali u siebie od Sevilli, a jesienią nie wkopali gola Valencii, by następnie skulić się pod naporem Juventusu; z Pucharu Ligi poprzednio pozwolili się wyrzucić drugoligowemu nie wiadomo komu z Bristol, a teraz przerosła ich konfrontacja z równie niezidentyfikowanym drugoligowym Derby County. Bilans poniżej wszelkiej krytyki.

I jeszcze ten okropny styl, na boisku i poza nim. Gdy Manchester United konsekwentnie poleruje wizerunek najbardziej klęskowego klubu w finansowej elicie futbolowej, wyspiarskie media relacjonują dzieje szorstkiej przyjaźni między Mourinho i Pogbą. Czyli między szefem, który sądzi, że przydzielono mu zbyt mało władzy (ignorują jego prośby o transfery), i podwładnym, który jako pracownik komercyjnie bezcenny otrzymał władzy zbyt wiele. Zamiast obsesyjnie skupiać się na sporcie, rozprasza uwagę na szpanowanie na Instagramie czy modelowanie nowych fryzur, ale władze klubu tolerują wszystko – bo czerpią z tego wymierne zyski. Hołubią wyzutego z ambicji chłopaka z plakatu, jak diagnozują tamtejsi publicyści.

gw1

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Polecane

Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza

Wojciech Piela
0
Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama