Jakiś czas temu zrobiliśmy analizę rzutów karnych wykonywanych przez Roberta Lewandowskiego (KLIK). To było akurat pod koniec jego rekordowej serii wykorzystanych jedenastek, która – bez uwzględnienia konkursów rzutów karnych – zakończyła się na 24 skutecznych strzałach z wapna z rzędu. Wtedy też zaryzykowaliśmy tezę, że nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, iż napastnik Bayernu wykonuje jedenastki najlepiej na świecie.
Dlaczego o tym przypominamy? Istnieje bowiem statystyczne ujęcie, w którym w kwestii wykonywanych rzutów karnych Lewandowski jest słabszy od zawodnika z polskiej ligi. I to bez sięgania do prehistorii, w której Lewy nie dopracował jeszcze tego elementu gry do perfekcji. Otóż, jeżeli weźmiemy pod uwagę dokładnie 29 ostatnio wykonanych jedenastek (ponownie bez uwzględniania konkursów rzutów karnych), to otrzymamy następujące bilanse:
Robert Lewandowski: 27 wykorzystanych – 2 niewykorzystane.
Marcin Robak: 28 wykorzystanych – 1 niewykorzystany.
Rzecz jasna jest to zestawienie dosyć tendencyjne, bo gdybyśmy zamiast 29 ostatnich karnych wzięli 30, stan by się wyrównał. Podobnie przy uwzględnieniu konkursów jedenastek, w których Lewandowski w ostatnim czasie raz na jakiś czas brał udział, a Robak wcale – wtedy nasz eksportowy snajper wysunąłby się na prowadzenie. Co więcej, nawet bez konkursów jedenastek, bilans z całej kariery Lewego (39 wykorzystanych – 4 niewykorzystane) jest nieznacznie lepszy od łącznego dorobku Robaka (41 wykorzystanych – 5 niewykorzystanych). I wreszcie – nie sposób pominąć też faktu, że Robert strzela jednak w dużo poważniejszych rozgrywkach, poważniejszym bramkarzom, w meczach o znacznie wyższej stawce i poddanych znacznie większej presji.
Pomimo to dla Robaka niezwykły wyczyn stanowi sam fakt, że istnieje zestawienie, w którym wyprzedza gościa, o którym bez cienia przesady można napisać, że wykonuje karne najlepiej na świecie.
Na krajowym podwórku Robak jest absolutnym mistrzem tego elementu gry. A przy tym bije od niego niesamowita pewność siebie. Tak było ostatnio z Miedzią, gdzie Sapela poleciał w swój prawy róg, a Robak bardzo pewnie puścił piłkę w lewy. I tak jest przy większości wykonywanych przez niego jedenastek. Przez ostatnie 5,5 roku i na przestrzeni wspomnianych 29 strzałów z wapna jedynym, który potrafił powstrzymać Robaka, był Dusan Kuciak z Lechii. W kontekście wciąż śrubowanych rekordów Robaka wyczyn Słowaka z 1 grudnia 2017 roku zyskuje więc na znaczeniu. A jeśli obecny snajper Śląska dalej nie będzie się zatrzymywał, za jakiś czas obecnie grzejący ławę Słowak dzięki tamtej obronie będzie mógł utworzyć jeden z najbardziej znaczących wpisów w swoim życiorysie.
Inna sprawa to fakt, że w naszej piłce widać tendencję umniejszania zawodnikom, którzy seryjnie ładują z rzutów karnych. W wielu kręgach napastnik więcej zyskuje zamykając akcję poprzez dostawienie stopy na pustaka niż poprzez świetnie dopracowane uderzenie z 11. metra. Tak było w zeszłym sezonie z Krzysztofem Piątkiem w Cracovii i tak jest od dłuższego czasu z Marcinem Robakiem. I jest to mocno krzywdzące, bo sposób, w jaki snajper Śląska ładuje gole z wapna z całą pewnością jest godny podziwu, a przy tym stanowi bardzo ważny element piłkarskiego rzemiosła. A w tym kontekście naprawdę warto docenić, że Robak dopracował go do perfekcji i jest pod tym względem zdecydowanie najlepszy w ekstraklasie, a także nie tylko w niej.
Ludziom umniejszającym znaczenie goli z rzutów karnych wystarczyć powinien rzut oka na aktualną klasyfikację strzelców. Z 10 golami prowadzi Robak, za nim z 8 trafieniami plasuje się Flavio. Gdyby jednak Portugalczyk potrafił w porównywalny sposób wykonywać jedenastki, nie zaliczyłby dwóch pudeł w tym sezonie i byłby dziś współliderem. A tak wciąż ma do nadrobienia spory dystans. Natomiast sam Robak bez swoich karnych nie biłby dziś rekordów kolejnych piłkarzy i zamiast 112 ekstraklasowych goli miałby na koncie ledwie 85 i – w obliczu swojego zaawansowanego wieku – dziś mógłby mieć spore obawy, czy kiedykolwiek uda my się wbić do elitarnego klubu 100.
Fot. FotoPyK